I    TWÓJ   NIEZWYKŁY    UMYSŁ    TAKŻE...
 
 


 
 

ikołaj KOPERNIK

Anna SCHELLING

Galileo GALILEI

Giordano BRUNO

Edwin HUBBLE

Izaak NEWTON

Johann Wolfgang GOETHE

Fryderyk NIETZSCHE

Juliusz SŁOWACKI

Soren KIERKEGAARD

Adam MICKIEWICZ

Ludwig WITTGENSTEIN

Alan TURING

Albert EINSTEIN

Srinivas RAMANUJAN

Wolfgang Amadeus MOZART

Ludwig van BEETHOVEN

Sebastian BACH

Richard WAGNER

Johann STRAUSS

Fryderyk CHOPIN

Piotr CURIE

Maria SKŁODOWSKA

Sigmund FREUD

Carl Gustav JUNG

Sabina SPIELREIN

WITKACY (S.I. WITKIEWICZ)

Stephen HAWKING

Francis CRICK
 
 

Fragmenty głównych rozdziałów niniejszej książki zamieścił miesięcznik “Szaman - Człowiek, zdrowie, natura”, 1995, nr 12; 1996, nr 1-8.

Fragment rozdziału 13 wydrukowano także w miesięczniku “Nieznany Świat”, 1996, nr 9.

Redaktorowi Naczelnemu miesięcznika “Nowa Fantastyka” Maciejowi Parowskiemu składam podziękowanie za zgodę na przedrukowanie fragmentów wypowiedzi: Lecha Jęczmyka, Marka Oramusa, Adama Wiśniewskiego-Snerga, zamieszczonych w rozdziałach 2, 4, 5.

Dziękuję także Redakcji miesięcznika “Świat Nauki” za zgodę na przedruk krótkich fragmentów wywiadu z Kay Redfield Jaminson, zamieszczonych w rozdziale nr 5 oraz Redakcji Polskiego Wydawnictwa Muzycznego za zgodę na przedruk krótkich fragmentów biografii Wolfganga Amadeusza Mozarta.  

Niniejszą książkę opublikowało także Wydawnictwo  " Sadhana  ", Katowice, 1997

Copyrights   Andrzej Brodziak 

Spis treści
 
 

Przedmowa

1. Przeczuwanie prawdy w kobietogrodzie

- czyli o człowieku wewnętrznym Mikołaja Kopernika i Anny Schelling 3

2. Ruda dziewczyna

- czyli o wkładzie Galileusza, Giordano Bruno i Edwina Hubbla w debatę o tym czy wszechświat jest żywym embrionem 11

3. Mene, mene, tekel, uparSin

- czyli o dziedzinach pomocniczych Izaaka Newtona 21

4. Od doktora Faustusa do Fausta Goethego

- czyli jak nieproszony diabeł włazi do duszy człowieka 27

5. Wewnątrzczaszkowe, niezidentyfikowane obiekty świecące

- czyli o twórcach nadwrażliwych, takich jak Nietzsche, Słowacki, Kierkegaard, Mickiewicz, Wittgenstein i Turing 35

6. Mozart, Beethoven, Bach, Wagner, Strauss i Chopin

- czyli o muzyce i zmysłowych duchach prawostronnych 43

7. Człowiek wielki, człowiek mały

- czyli o prywatnym życiu Alberta Einsteina 51

8. Warunki skutecznej monomanii

- mało znane prawo Alberta Einsteina 57

9. Trzy rodzaje cyborgów

- czyli suche fakty o Srinivasie Ramanujanie 65

10. 100 milionów curie i jedna skłodowska

- próg uranu cywilizacji Io a odwaga cywilna 71

11. Freud, Jung i Sabina Spielrein

- czyli o wglądzie w duszę gatunku 79

12. WITKACY A POLE MORFOGENETYCZNE NASZEJ EPOKI

- czyli o trzech powodach narkotyzowania się 87

13. Stephen hawking

- czyli o wierzeniach I, II i III stopnia 97

14. powieściowo-naukowe sprzężenie zwrotne

- Francis Crick i inni 105

15. CZYŻBY SIEĆ PRYWATNYCH POWIĄZAŃ STEROWANA PRZEZ SAMEGO RA?

- czyli o siatce nadwrażliwców posianej w czasoprzestrzeni

16. posłowie 131

17. lista nowych zjawisk, fenomenów, pojęć i metod zdefiniowanych w niniejszej książce 139

18. bibliografia 147
 
 

PRZEDMOWA
 
 

Znaczne wydarzenia życiowe skłoniły mnie niedawno do przeczytania kilku biografii. W miarę lektury zdumienie moje rosło. Trafiłem na dobry okres. Wydane ostatnio opowieści o życiu sławnych twórców opracowano w nowym duchu. Po prostu w biografiach tych opisano życiową prawdę. Okazało się, że najwybitniejsze postacie całej naszej cywilizacji, twórcy arcydzieł. ci którzy na przestrzeni wieków stworzyli podwaliny naszej wiedzy, wiedli życie na ogół tak niezwykłe, że ich życiorysy nie mogą być wzorem.

Okazało się, że tradycyjny sposób prezentacji takich postaci jak Albert Einstein, Adam Mickiewicz, Maria Skłodowska-Curie, czy też Carl Gustaw Jung rozmijał się z prawdą, ukrywaną przez ich wcześniejszych biografów.

Uczniom i studentom sugerowano sposób funkcjonowania osobowości tych ludzi, który zapewne działać nie może. Okazuje się że aby dostrzec coś niezwykłego i powiedzieć coś odkrywczego trzeba samemu być niezwykłym, odmiennym i niekonwencjonalnym.

Jednocześnie czytanie tych opowieści o życiu największych twórców ludzkości jest psychoterapeutyczne, wykazuje bowiem, że ich potężne umysły na ogół nie były w stanie zabezpieczyć ich przed błędami życiowymi. Byli oni często bezradni wobec dylematów egzystencjalnych.

Nie można się więc nauczyć od nich rozwiązywania problemów i kłopotów życiowych.

Okazuje się jednak, że zapoznanie się z ich życiem i losem ułatwia posługiwanie się swoim własnym umysłem. Ich sylwetki dają wskazówki jak dopatrzyć się niezwykłości w pracy własnego mózgu. Niniejsza książka ma w tym pomóc. Można wtedy wykorzystać dostrzeżoną w sobie unikalność i zrozumieć jak można ją powiązać z działalnością własną. Można spróbować także użyć narzędzia ich umysłów, gdyż któreś z nich może być bliskie naszym upodobaniom.

Co z tego nam przyjdzie. No cóż, rozwiniemy drzewo wiadomości. Przy okazji rozwiniemy swoje własne oryginalne wnętrze, a może nawet swoją instytucję, przedsiębiorstwo lub firmę. Może to być sposobem na życie.

Niezależnie od użyteczności praktycznej i własności psychoterapeutycznej rozmów o życiu tych, którzy najbardziej rozwinęli drzewo wiadomości, chronologiczne usystematyzo-wanie spostrzeżeń, dotyczących rozwoju drzewa wiadomości pozwala spostrzec coś ważnego i dziwnego.

Dotyczy to całości naszej ludzkiej cywilizacji i każdego z nas. Książkę tą napisałem głównie z chęci przekazania tego przesłania. Czytając kolejne rozdziały, czytelnik powinien spostrzec to samo. Jeśli docierając do końca książki pozostaną co do tego wątpliwości to ostatecznie w “Posłowiu do książki” próbuję jeszcze raz postawić czytelnika wobec tej tajemnicy i przedstawić własne argumenty przemawiające za tą niezwykłą tezą. Wnioskiem praktycznym z tych rozmyślań jest konkluzja, że warto spisać szczegóły swojego życiorysu.
 
 

Autor
 
 

1. Przeczuwanie prawdy

w kobietogrodzie

- czyli o człowieku wewnętrznym Mikołaja Kopernika

i Anny Schelling
 






(A) - Nie wiem czy wiesz, że Kopernik niczego nie odkrył, niczego nie udowodnił. On spisał tylko intuicyjne przeczucia.

(R) - Czy takie jest przesłanie tej nowej biografii Kopernika, napisanej przez J. Sikorskiego (*1)?

(A) - Sikorski chyba nie zdaje sobie z tego sprawy, ale on jest bardzo skrupulatny. To co przeczytałem u niego o Koperniku potwierdza spór pomiędzy księdzem profesorem J. życińskim a astronomem Jarosławem Włodarczykiem z Polskiej Akademii Nauk, jaki odnotował "świat Nauki", przed 5-ciu laty, w swoich pierwszych numerach, tzn. pierwszych polskich zeszytach "Scientific American" z roku 1991 (*2) i z roku 1992 (*3). Astronom J. Włodarczyk był bardzo wkurzony, że ksiądz profesor ośmielił się uprzytomnić czytelnikom, że Kopernik w swoim dziele "O obrotach ..." nie zawarł żadnego dowodu swojej rewolucyjnej wówczas tezy, że Ziemia się kręci wokół swojej osi i na dodatek lata wokół Słońca.

(R) - Po prostu nie wierzę, że Kopernik nie znalazł dowodów na poparcie swojej teorii!

(A) - No to przeczytaj, o tutaj, na stronie 111. Ksiądz profesor pisze: "... byłbym wdzięczny Panu Włodarczykowi za wskazanie, który konkretnie fragment "De revolutionibus ..." mogłby służyć jako rozstrzygający argument na rzecz modelu kopernikowskiego. Uważam bowiem za Thomasem Kuhnem, Imre Lakatosem czy Williamem Wallacem, iż nie istnieje taki fragment. Byłbym jednak wdzięczny, gdyby mój krytyk wyprowadził mnie z błędu, określając konkretne miejsca, które powinienem sobie doczytać".

(R) - Skąd więc Kopernik to wziął?

(A) - Po prostu odgadł, miał przeczucie, a raczej, jak pisze J. Włodarczyk, wziął pod uwagę "argumenty natury fizycznej, filozoficznej, a także logicznej i retorycznej".

(R) - To znaczy miał dobrą intuicję i zastosował "zasadę wielokierunkowych uzgodnień", którą Ty stale lansujesz.

(A) - Tak, ale należy go podziwiać, no bo popatrz sama! Gdy wstajesz rano to widzisz, że Słońce wschodzi, przesuwa się ku górze, jest w zenicie, a potem pomału zachodzi, czyli "kręci się wokół Ziemi". To samo Księżyc! Każdy widzi, że kręci się wokół Ziemi! To samo planety widoczne gołym okiem, takie jak Merkury, Wenus, Mars, Jowisz i Saturn.

(R) - Gwiazdy też zmieniały położenie i przesuwały się względem Ziemi.

(A) - To było Arystotelesowskie "Stellatum", czyli obrót najdalszej tzw. ósmej sfery, tzn. "nieba gwiaździstego". Za nią było już tylko niewymiarowe, duchowe "Primum Mobile".

(R) - Być może to był pierwszy fakt wymagający uzgodnienia! Po co komu kręcić gwiazdami?

(A) - No tak, ale zmieniające się w ciągu doby przypływy i odpływy wód oceanu popierały tezę, że Ziemia się jednak kręci.

(R) - Księżyc zawsze robił zamieszanie, ale wracając do tematu, czyżby dzieło Kopernika było wówczas tylko wizjonerskim zapisem jego własnych fantazji?

(A) - Bez wątpienia ksiądz profesor ma rację. ówczesny stan astronomii planetarnej nie pozwalał na zdobycie dowodów na udowodnienie prawdziwości systemu heliocentrycznego. Nie należy zapominać przecież, że pierwszą, sprawną lunetkę skonstruował dopiero Galileusz w roku 1609, a więc 60 lat po śmierci Kopernika. Co ważniejsze jednak, Kopernik żył i pisał przed J. Keplerem, który wprowadził koncept orbit eliptycznych. Kopernik był do końca przekonany, że planety poruszają się po orbitach kołowych. Przy takim założeniu jego obserwacje, utrwalone w tzw. "tablicach pruskich", nie mogły obalić systemu Ptolomeusza. Każdy astronom wie zresztą, że działający już później, po Koperniku! znamienity po wsze czasy astronom Tychon de Brache, profesor założonego nieco wcześniej w Pradze, pierwszego w Europie uniwersytetu protestan-ckiego, posiadający już wtedy dość dobre przyrządy optyczne wykrył niezgodności pomiarowe i odrzucił System Kopernikański. Dlatego sformułował on swój własny system, według którego Słońce obiega Ziemię, podobnie jak i Księżyc, natomiast Merkury, Wenus, Jowisz i Saturn obiegają jednak "satelitarnie" Słońce.

(R) - Kiedy więc udowodniono, że Kopernik miał rację?

(A) - Ze sporu księdza profesora z astronomem z PAN-u wynika, iż dopiero obserwacja, dokonana w roku 1631, przez astronoma Gassendiego, dotycząca przejścia Merkurego przed tarczą Słoneczną dostarczyła dowodu. Gassendi porównał wówczas wyniki swoich obserwacji z przewidywaniami wynikającymi ze systemu Ptolomeusza, Tychona de Brache oraz Systemu Koperni-kańskiego, uwzględniające poprawkę J. Keplera. Mało kto jednak o tych obserwacjach się dowiedział. Ksiądz profesor sądzi więc, że surowe stanowisko Inkwizycji w trakcie procesu Galileusza w roku 1633 miało naukowe uzasadnienie. Wydaje się, że dopiero zamon-towanie 31 marca 1851 roku, w Panteonie Paryskim wahadła, obmyślonego przez inżyniera-samouka, Pana Leona Foucaulta lub być może dopiero pierwsze loty kosmonautów z programu Gemmini przekonało większość niedowiarków.

(R) - A czy ksiądz profesor uwierzył?

(A) - Nie do końca, gdyż swoją wypowiedź polemiczną (świat Nauki, 1992, nr 4, s. 111) kończy zdaniem: "Ciekaw byłbym natomiast opinii P. Włodarczyka, czy powstanie teorii względności (Einsteina) nie uczyniło przypadkiem bezprzedmiotowym niektórych problemów podstawowych dla tej kontrowersji".

(R) - Czyżby więc Ziemia latała dookoła Słońca z szybkością światła?

(A) - Nie, wydaje się, że w umysłach ludzi "latają" dwie odmienne postawy postrzegania świata. Jedna to przywiązanie do tradycji, chęć ich uszanowania oraz pragnienie pewnej stabilności i spokoju ducha oraz druga, która wychodzi z prze-konania, iż "porządek, jaki nasz umysł wymyśla sobie, jest niby sieć albo drabina, którą buduje się by czegoś dosięgnąć. Ale potem trzeba drabinę odrzucić, gdyż dostrzega się, że choć służyła, była pozbawiona sensu ..." (*4).

(R) - Wynika z tego, że Mikołaj Kopernik patrzał jak Słońce wschodzi i zachodzi, lecz jakoś bardziej podobała mu się myśl, iż to wszystko jest do góry nogami. Skąd takie przewrotne myśli rodzą się w człowieku?

(A) - To się bierze z wrodzonej chęci do podważenia porządku zastanego, wrodzonej przekory i jednoczesnego popie-rania zapatrywań ze strony bliskich osób.

(R) - Czyżby Kopernik żył w czasach takiego zamieszania duchowego jak teraz? Skąd wiesz, że był przekorny?

(A) - Myślę, że zamieszanie ideologiczne było wtedy jeszcze większe niż teraz.

(R) - Jak to? Przecież on był spokojnym kanonikiem!

(A) - Poczytaj książkę J. Sikorskiego i poczytaj polemiki księdza profesora i astronoma Polskiej Akademii Nauk. Wstrząsają nimi te same "Warmińskie siły".

(R) - To prawda, Warmia to blisko Gdańska, a tu zaczynały się rozmaite ważne ruchy globalne. Nawet w naszym stuleciu były dwa! Ale co w końcu Kopernik ma wspólnego z salwą "Schlezwig Holstein" i z "Solidarnością"?

(A) - Być może tam lokalnie działa fenomen Freda Hoyla, według którego przyszłość może czasami oddziaływać na przesz-łość, albo fenomen miejsca podwyższonej, geomagnetycznej mocy.

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Słuchaj cierpliwie przez 5 minut, zaraz Ci wytłumaczę.

(R) - Jeśli uda Ci się wywieść zapatrywania Kopernika z przekonań przeora Zakonu Krzyżackiego to dostaniesz nagrodę!

(A) - Ano właśnie. Popatrz na mapę historyczną Królestwa Obojga Narodów z połowy XVI wieku.

(R) - Na mapę Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego?

(A) - Tak, a między nimi były wówczas wciśnięte, luterańskie już wtedy, Prusy Książęce księcia Albrechta (właśnie spadkobiercy Zakonu Krzyżackiego). Prusy, które okalały polski, katolicki półwysep, tzn. Warmię z dostępem do Zalewu Wiślanego w okolicy Fromborka.

(R) - Aha! Przeczytałam już też jeden rozdział tej książki (*1). Zaczęłam od środka, od rozdziału pt.: "Kobietki fromborskie". Frombork to dialektyczne, polsko-litewskie przekształcenie niemieckiej nazwy Frauenburg. Kopernik często tłumaczył je na grecki i pisał "Ex Gynopoli" lub nazywał miasto po polsku, tzn. "Kobietogród". Tego pogańskiego słowa użył nawet w łacińskim tekście swojego głównego dzieła.

(A) - To też ma znaczenie, aby zrozumieć skąd wzięły się jego astronomiczne przeczucia, opublikowane w dziele pt.: "De revolutionibus". Otóż Warmia była w czasach Kopernika "dziwolągiem prawnym". Władzę świecką sprawował tam biskup warmiński, który wcześniej odebrał ją od Zakonu Krzyżackiego, ale nie oddał jej całkowicie ani królowi polskiemu ani księciu pruskiemu, który był lennikiem Polski. Biskupi warmińscy walczyli do upadłego o zachowanie swojej władzy, biorąc sobie za sojusz-ników kolejnych władców ówczesnego, rozległego Państwa Kościelnego, z siedzibą w Rzymie. Jednocześnie Europę ogarniały idee reformacji. Drogę utorował Jan Hus, dziekan filozofii na Uniwersytecie Praskim. Marcin Luter był rówieśnikiem Kopernika. Za jego życia w Szwajcarii działał już także Jan Kalwin. Biskupa warmińskiego wybierało spośród siebie 16 kanoników warmińskich. Biskupi warmińscy mianowali z kolei nowych kanoników i bardzo cenili sobie ich wykształcenie. System przejmowania władzy bisku-piej był bardzo skomplikowany. Diecezję podzielono na kanonikaty, między innymi z siedzibami w Lidzbarku, Olsztynie i Fromborku. Kanonikaty te biskupi warmińscy próbowali obsadzać zazwyczaj swoimi krewnymi, tymi jednak, którzy odbyli dłuższe studia za granicą. Przewielebny Pan Warmii, biskup L. Watzenrode mianował za swojego panowania kanonikami trzech doktorów: Aleksandra Sculetti, Leonarda Niedorhoffa i Mikołaja Kopernika.

(R) - No właśnie, okazało się później, że są to koledzy, a nawet przyjaciele i wszyscy z nich byli pod wpływem swoich kobiet - gospodyń. Utrzymywali swoje dworki, a dworkami tymi trzęsły trzy kobiety. Dworkiem Kopernika kierowała Anna Schelling.

(A) - Zdaje się, że z przerwami?

(R) - No tak, widzę, że też zwróciłeś na to uwagę. Kopernik poznał Annę Schelling w roku 1530, gdy miał już 57 lat. Było to na pogrzebie ich krewnego. Ona miała wtedy lat 30. Kopernik przyjął ją do pracy. Po półtorarocznej służbie ona go jednak opuściła, aby poślubić fromborskiego mieszczanina. Na stronie 199 swej książki J. Sikorski pisze dosłownie tak: "... wkrótce jednak uciekła odeń do Mikołaja, błagając by dopomógł jej, będąc biegłym w prawie kanonicznym w rychłym i skutecznym przeprowadzeniu rozwodu ze względu na niemoc męża". Sprawę rozwodową prowadził kanonik Jan Ferber w sposób nieudolny i nieskuteczny. Anna zamieszkała, tym nie mniej znów w dworku Kopernika. Mieszkała tam 9 lat. Już na początku jej pobytu przybył tam także ów matematyk z Wittenbergii Jerzy Joachim Retyk.

(A) - Tak, jego osoba była drugą istotną "soczewką emocjonalną" w tej sprawie. Widzę, że wspólnymi siłami udaje nam się pomału odtworzyć konstrukcję owego "tunelu teletrans-misyjnego nad Warmią". Wydaje się, że ów "most transmisji" mógł działać tylko przez stosunkowo krótki czas. Było to takie "okno w czasie i emocjach epoki". Potem tunel zatrzaśnięto, na głucho, na jakieś 200 lat.

(R) - Kto zatrzasnął? Znów Ciebie nie rozumiem!

(A) - Bez Anny Schelling, Joachima Retyka i Tiedemana Giese, biskupa chełmińskiego, przyjaciela Kopernika, jeszcze długo nikt nie ruszyłby systemu geocentrycznego. Kopernik był geniuszem, więc domyślił się bądź raczej doznał objawienia (co jest, zdaje się, synonimem słowa geniusz), że okoliczny świat działa inaczej. Był też na tyle przekorny, aby wszystko to spisać. Napomykał także o swoich poglądach przyjaciołom. Pracował wytrwale przez wiele lat. Nie był jednak żądny sławy. Księgę schował więc do drewnianej skrzyni. Wtedy gdy poznał Annę leżała ona już tam od kilkunastu lat. Od roku 1530 we Fromborku rozpoczęło się jednak zjawisko "grupowego przeczuwania geniuszu". Osoby z otoczenia Kopernika odczuwały jakoś, iż mają do czynienia z czymś niezwykłym. To one wytworzyły owe "soczewkowanie emocji". Zdarzyła się w końcu rzecz w historii nauki niebywała. Do Kopernika zaczęli zgłaszać się ludzie tylko po to, aby pozwolił im przeczytać rękopis, który leży w skrzyni. Retyk i inni zaczęli pisać "księgi o księdze". Dalszy ciąg znają, wydaje się wszyscy obywatele świata.

(R) - Ale co z tym "tunelem nad Warmią", "soczewkami emocjonalnymi" i owym miejscem podwyższonej mocy?

(A) - Tunel działał tylko 10 lat. Pierwsza fala idei reformacji, jaka dotarła na Warmię umożliwiła nowy sposób funkcjonowania dworków trzech kanoników fromborskich, zwanych wówczas "Musejonami". Już wkrótce jednak zaczęła narastać fala kontr-reformacji. Trzech kanoników - doktorów zaczęto prześladować. Pani z dworku Leonarda Niederhoffa zmarła. Anna musiała się wyprowadzić do Gdańska, a Aleksandra Sculettiego wygnano z Warmii, oskarżając go o herezję. Co więcej, przywódcy reformacji, sam Marcin Luter i jego główny teoretyk Melanchton, profesor filozofii, stali się nieprzejednanymi wrogami systemu heliocentrycznego.

(R) - Chcesz więc powiedzieć, że wielkie intuicje mają szansę się przebić, gdy twórcy pomaga kilka szczególnych osób.

(A) - Chcę także powiedzieć, że kobiece przeczucia dają wskazówki. Istnieją zresztą różne genialne przeczucia. Kopernik przeczuwał, że jego idee powinny czekać, powinny leżeć w skrzyni jeszcze 200 lat.

(R) - Dlaczego miałyby tam leżeć? Co to by poprawiło?

(A) - To jest właśnie sprawa przeczucia. Kobiety mają lepsze przeczucia.
 
 

2. Ruda dziewczyna

- czyli o wkładzie Galileusza, Giordano Bruno i Edwina Hubbla w debatę o tym czy Wszechświat jest żywym embrionem
 




(R) - Siedziałam wczoraj w kawiarni obok kilku młodych ludzi. Byli to maturzyści, którzy dopiero co zdali maturę. Jeden z nich był absolwentem Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika, drugi absolwentem Ogólniaka im. Adama Mickiewicza, a dziewczyna była studentką trzeciego roku Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Wdałam się z nimi w ciekawą dyskusję. Wiesz, oni twierdzili, że całe wieki rozwoju nauki i kultury to walka pomiędzy zwolennikami świata małego i płaskiego oraz wszechświata dużego, który jest zwierzęciem.

(A) - Nie rozumiem?

(R) -Oni byli przeładowani wiedzą. Nie tylko że zdawali maturę, ale uczą się do egzaminów wstępnych na uczelnie. Ładna dziewczyna o rudych włosach namawiała ich, aby także starali się na Wydział Filozofii ze specjalizacją "Kosmologia". To ona posta-wiła tezę, że większość woli także obecnie "świat mały i płaski". Pod naporem jej argumentów przyznali jej rację.

(A) - Że co? Że ziemia jest płaska?

(R) - Niemal zgadłeś. Większość współczesnych ludzi pojmuje świat jako taką "płaszczyznę - deskę", na której stoją, wystawione na próbę dzieci, które stoją tam, aby zostać osądzone.

(A) - Jak ona im to wyjaśniła?

(R) - Ruda dziewczyna była biegła w szczegółach dotyczących procesu Galileusza. Opierała się na artykule astrono-ma Andrzeja Krasińskiego, opublikowanym w "Postępach Astronomii" (*1). Z jej wywodu wynikało, że komisja powołana w roku 1981 do sprawy "Rehabilitacji Galileusza", po dzie-sięcioletniej pracy ogłosiła w roku 1992 ekspertyzę, która zdaniem Krasińskiego (cytuję): "sprawia wrażenie próby ponow-nego usprawiedliwienia XVII-wiecznych fanatyków i intrygan-tów". W kilkudziesięciostronicowej wykładni podobno jest tylko jedno zdanie "rehabilitujące", które mówi o błędnym przekona-niu sędziów Galileusza, że wydanie zakazu nauczania teorii Kopernika było ich obowiązkiem i że ten sam błąd kazał im także zastosować wobec Galileusza karę dyscyplinarną, która przysporzyła mu wielu cierpień.

(A) - Co ruda dziewczyna mówiła dalej?

(R) - Opowiadała jak to Galileusz, mając 34 lata, dowiedziawszy się o skonstruowaniu przez rzemieślników holenderskich teleskopu, odtworzył taki sam przyrząd, tyle że lepszy. Opowiadała dalej, że od momentu skonstruowania teleskopu napadła go jakaś furia. Przez 2 lata większość nocy poświęcał na obserwacje nieba nocnego. Odkrył dziesiątki nowych obiektów astronomicznych, które opisał w tekście wydanym w roku 1910 pt.: "Gwiezdny posłaniec" ("Sidereus nuncius"). Wykryte przez niego cztery księżyce Jowisza wydawały mu się namacalnym dowodem prawdziwości "idei Kopernikańskiej". Podobno jeździł więc dwukrotnie do Rzymu, aby zademonstrować przyrząd i umożliwić niedowiarkom popatrzenie na kratery na Księżycu i jego cztery satelity Jowisza.

(A) - No i co? Księżyce przekonały czy nie?

(R) - Cesare Cremoni, największy wówczas filozof w Pad-wie powiedział:

"Nie wierzę, że ktokolwiek poza nim (Galileuszem) widział je (satelity i gwiazdy), a ponadto, to patrzenie przez szkła przyprawiłoby mnie o zawrót głowy. Dość! Nie chcę o tym słyszeć!"

Inni podobno twierdzili, że popatrzyli przez teleskop, ale nic nie zobaczyli. Byli tacy, którzy napisali, że "obserwacje za pomocą teleskopu są kuglarską sztuczką i próbą wywołania halucynacji".

(A) - Jak się sprawa skończyła to wiem. Galileusz był uparty. Wbrew zaleceniom "Urzędu Świętego (inkwizycji)" nie trzymał się zaleceń, aby o pomyśle Kopernika mówić tylko jako o hipotezie i aby pisać o tej teorii tylko "po łacinie", czyli w wy-dawnictwach niskonakładowych. Wyrżnął dzieło po włosku, a więc w języku ludowym pt.: "Dialog o dwóch wielkich syste-mach świata". W rezultacie specjalna komisja "Urzędu Świętego" oskarżyła Galileusza głównie o następujące przestępstwa:

- naruszenie nakazu traktowania teorii Kopernika jako hipotezy,

- że wysuwa szkodliwe twierdzenie (...), że (...) istnieje pewna równość między umysłem boskim i ludzkim (...),

- że błędnie przypisał przypływy oceanu stabilności Słońca i ruchowi Ziemi, które nie istnieją. (*1).

(R) - No tak, ruda dziewczyna mówiła to samo. W rezul-tacie, jak pisze Andrzej Krasiński, papież Urban VIII, który wcześniej jeszcze jako kardynał Maffeo Barberini był przyjacie-lem Galileusza oraz wielu innych intelektualistów i artystów tej epoki, spisał tekst wyroku, który brzmiał następująco:

“Sanctissimus rozporządził, że rzeczony Galileo ma być przesłuchany co do jego intencji, nawet z groźbą tortur, a jeśli ją podtrzyma, ma wyprzeć się podejrzewanej u niego herezji na plenarnym zgromadzeniu Kongregacji Urzędu Świętego, potem ma być skazany na uwięzienie według upodobania Świętej Kongregacji i należy mu rozkazać, aby nie rozprawiał nadal, w jakikolwiek sposób, ani w słowach ani w piśmie, o ruchomości Ziemi i stabilności Słońca, w przeciwnym wypadku narazi się na kary za recydywę. Książka zatytu-łowana “Dialog de Galileo Linceo” ma być zakazana” (*1).

(A) - W praktyce wykonanie wyroku wyglądało, o ile wiem, w ten sposób, że 68-letni Galileusz musiał udać się z nie-podległego, formalnie biorąc księstwa Florencji do Rzymu, przywdziać na siebie białą koszulę, symbol skazanego heretyka i na klęczkach powtarzać za sędzią Urzędu Świętego (1) formułę przyznania się do winy, (2) formułę wyparcia się i przeklęcia popełnionych błędów, (3) przysięgę, że nie popełni takich błędów w przyszłości oraz (4) przysięgę, że złoży doniesienie do Urzędu świętego na każdego innego heretyka (cytat za "Postępy Astronomii", 1993, nr 4, s. 188).

(R) - Domyślam się co chcesz powiedzieć. Chcesz powiedzieć, że od każdego niewdzięcznika należy wymusić te cztery formuły.

(A) - Tak jest! Nie powinno być miejsca na żadną litość wobec faceta, który chce oszukać przeciwnika intelektualnego!

(R) - Ty bredzisz czy mówisz na złość?

(A) - Nie! Ja chcę tylko powiedzieć, że sprawa Galileusza, prócz problematyki astronomicznej i prawidłowości dotyczących sprawowania "władzy dusz", wykazała empirycznie i praktycznie, że nieskuteczna jest "metoda intelektualnego oszukiwania przeciwnika (MIOP)". Galileusz całe życie, pisząc rozmaite swoje prace wierzył, że da się "przechytrzyć swoich przeciwników, ukrywając niezbyt starannie kpinę z ich poglądów pod pozornie wiernopoddańczą deklaracją ... nie doceniał spostrzegawczości swoich wrogów, ... przeceniał ich tolerancję i poczucie humoru".

(R) - Jak tu liczyć na poczucie humoru, kiedy to wielo-letnie starania o unieszkodliwienie Galileusza wszczął kardynał Roberto Bellarmino, jeden z sędziów w procesie Giordano Bruno, autor oskarżenia na podstawie którego spalono go 16.II.1600 roku żywcem na stosie na Piazza Campo Dei Fiori w centrum ówczesnego Rzymu. Kardynał R. Bellarmino został ogłoszony w roku 1623 świętym. Portret tego świętego wisi do tej pory w kościele św. Ignacego w Rzymie.

(A) - O tym też mówiła ruda dziewczyna?

(R) - Tak, bo ona bezpośrednio po wykładzie o Galileuszu przeszła do opowieści o Giordano Bruno. Wtedy zresztą przysiadłam się do ich stolika i zacząłem robić notatki i wypisy ze sterty zeszytów, które oni mieli ze sobą.

(A) - Co mówiła o Giordano Bruno?

(R) - Naśmiewała się, że nie ma ogólniaków im. Giordano Bruno ani ogólniaków im. Galileo Galilei, ani nawet ogólniaków im. Barucha Spinozy.

(A) - Czy według niej miałby to być przejaw tej samej niechęci do świata większego niż "Ziemi w środku i osiem otaczających ją kulistych sfer"?

(R) - Wiesz, z tego co ona mówiła to z Giordano Bruno trzeba było postąpić radykalnie. To co on wygadywał "przecho-dziło ludzkie pojęcie". Myślę, że dzisiaj spalonoby go na stosie także.

(A) - Żarty sobie stroisz?

(R) - To Bruno stroił sobie żarty! Ściślej mówiąc, nie tyle żarty, ile miał wyostrzony zmysł i talent prowokacji. W każdym razie osiągnął udowodnione, namacalne rezultaty. Będąc mnichem, Dominikaninem, został wyklęty i uznany za heretyka nie tylko przez Kościół Rzymsko-Katolicki, ale także przez Kościoły Protestanckie, Kościół Kalwiński i Luterański.

(A) - W odróżnieniu do sprawy Galileusza, sprawie Giordano Bruno nie nadawano zbytniego rozgłosu. Przez 7 lat siedział w ciupie, poddawano go torturom. Niczego się nie chciał wyprzeć, toteż spalono go na stosie i już.

(R) - Ruda dziewczyna mówiła jednak, że on wcale nie bronił teorii Kopernika. Mówiła, że on niesłusznie, do tej pory, jest uważany za obrońcę racjonalizmu i empirycznego weryfi-kowania nowych hipotez naukowych. Odwrotnie, w swoich licznych pismach wyrażał się on z niechęcią o astronomach - matematykach. Nic dziwnego zresztą, że przy takich poglądach popełnił on duży błąd w formułowaniu własnych teorii, dotyczących najbliższego otoczenia kosmicznego. Chciał poprawić Kopernika i stwierdził, że analogicznie do podwójnej planety Ziemia-Księżyc, obiegającej Słońce, podwójną planetą jest także para Merkury-Wenus, która miałaby obiegać także Słońce, ale będąc stale po drugiej stronie epicyklu, czyli orbity obiegu planet. Sądził on, że wizja świata powinna wynikać z wizji filozoficznej (*2). Swoje wizje filozoficzne czerpał natomiast od neoplatończynków i owego egipskiego lekarza Inhotepa, czyli Hermesa Trismegistosa (*2). Wszystko dokumentował i wydawał drukiem. Inkwizycję wyprowadziły z równowagi szczególnie jego teksty pt.: "Nieskończoność wszechświata i inne światy", a zwłaszcza "Wieczerza w środę popielcową".

(A) - Co wynika z tych tekstów?

(R) - To że Świat nie jest mały, lecz odwrotnie, że jest nieskończenie wielki, że prócz Słońca i Ziemi istnieje we Wszechświecie nieskończenie wiele podobnych światów i że wiele z nich jest zamieszkałych przez inteligentne istoty podobne do nas. Twierdził ponadto, że Wszechświat jest żywą istotą, która posiada duszę i że dusza tej nadrzędnej istoty włazi do środka każdego z nas.

(A) - Wcale się nie dziwię, że św. kardynał R. Bellarmino się wkurzył.

(R) - Zwłaszcza, że mógł odwołać się do uczonych dzieł Ptolomeusza i Kopernika, które stwierdzały, że planety wykonują epicykle, czyli krążą po orbitach idealnie kołowych.

(A) - A co Bruno nie uznawał epicykli?

(R) - On jakimś cudem przed Keplerem wykoncypował, że w naturze nie może być takich idealnych procesów jak orbity kołowe. On mówił przed Keplerem o orbitach eliptycznych. Z tym, że on mówił jeszcze, że gwiazdy mają duszę, są ożywione i w zasadzie mogą sobie podróżować po całym nieskończonym Kosmosie, który nie ma ani początku ani końca.

(A) - Przecież takie poglądy wywracały wszelkie aktualne wyobrażenie o świecie.

(R) - Według rudej dziewczyny Giordano Bruno miał pecha przez to, że nie znano wtedy jeszcze literatury science-fiction. Gdyby literatura tak już istniała to uznanoby jego teksty za opowieść science-fiction i nikt by się tym nie przejmował. Ale akurat Stary Testament zabrania fantazjować i odcina nitki biegnące z Kosmosu do człowieka.

(A) - Przecież Giordano Bruno był Dominikaninem, a więc szeregowcem armii intelektualistów walczących w imię Chrys- tusa, piewcy miłości, którego dzieje opisuje Nowy Testament.

(R) - Tak, ale Bruno przesadził, no bo wiesz, gdyby rzeczywiście było wiele planet na których żyją inteligentne istoty to być może musiałoby być wiele Chrystusów, którzy musieliby zbawić tamtejsze narody.

(A) - Masz rację, w numerze 5/1996 "Nowej Fantastyki" Marek Oramus pisze tak, posłuchaj:

“Bóg musiałby mieć nie jednego, lecz mnóstwo Synów Bożych, by obdzielić nimi wszelkie planety, które się do tego kwalifikują. Synowie Boży zstępowaliby tam w milio-nach wcieleń, wchodziliby w te społeczności jak Chrystus "od dołu" i stopniowo poprzez dawane nauki oraz przykład własny przyczynialiby się do wylansowania nowej etyki, nowych wzorców postępowania. Kłopotliwą kwestią byłby rodzaj męczeńskiej śmierci, gdyż zależnie od biologii tych istot musiałaby ona wyglądać za każdym razem inaczej ...”

“Nie ma się zatem co dziwić, że ortodoksyjna teologia jak ognia unika podobnych dywagacji ...”

“ ... obraz mrowia mesjaszy zstępujących tam i siam, ginących masowo a zgodnie z doktryną, Boga utrudzonego nad administrowaniem tym wszystkim - jest co się zowie absurdalny i nie chce mi się wierzyć, aby mógł mieć cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. Albo więc doktryna chrześcijańska nie może rościć pretensji do kosmicznego uniwersalizmu (teologia - powtarzam - raczej by się z tym nie zgodziła), albo życie rozumne nie występuje w kosmosie w takiej obfitości, aby powyższy obraz uzasadnić.

W następnym felietonie Lech Jęczmyk (*4) proponuje zresztą ciekawe rozwiązanie, posłuchaj:

“Wyobraźmy więc sobie Boga jako komputer o nieogra-niczonym programie. Żeby nawiązać z nim kontakt, potrzebna jest końcówka kompatybilna z możliwościami odbiorcy i wspólny język. Taką końcówką - interfejsem doskonałym między Bogiem a człowiekiem - jest oczywiście Chrystus. (W powieści Oramusa “Arsenał” ludziom, którzy kontaktują się z bóstwem bezpośrednio, przepalają się bezpieczniki i mózg się lasuje.) Warto przy-pomnieć, że Chrystus istniał zawsze, przed stworzeniem świata i człowiek został stworzony na Jego podobieństwo i wyposażony w program dający możliwość kontaktu z ter-minalem pod nazwą Chrystus. Jest sprawą każdego człowieka, w jakim stopniu z tej możliwości korzysta, ale wiadomo, że na zakończenie kursu będzie egzamin ...”

żeby nawiązać z nim kontakt, potrzebna jest końcówka kompatybilna z możliwościami odbiorcy i wspólny język. Taką końcówką - interfejsem doskonałym między Bogiem a człowiekiem - jest, oczywiście, Chrystus. (W powieści Oramusa “Kontynuując tę metaforę można powiedzieć, że pytanie o “teologię kosmiczna”, sprowadza się do jednego: czy - jeżeli inne cywilizacje wśród gwiazd istnieją - korzystają z tego samego języka, czy też mają inne terminale i języki.”

(R) - No tak, ale to jest tylko pismo science-fiction.

(A) - To prawda, od czasów Giordano Bruno tylko tyle się zmieniło, że zwolennicy tych dwóch opcji, o których mówiłaś na wstępie, nadal są na stopie wojennej, ale mają swoje oddzielne pisma. Prócz "Nowej Fantastyki" wyróżniłbym nawet trzecią, oddzielną grupę osób, które czytają pisma neognostyczne, takie jak: "Nieznany Świat", "Nie z tej Ziemi", "Szaman" i kilka innych.

(R) - Michał, taki jakiś blady, niewyraźny absolwent Ogólniaka im. Adama Mickiewicza miał ze sobą książkę pt.: “Mickiewicz” i stale wtrącał coś o jakiejś sekcie towiańczyków, której kierownictwo przejął Adam Mickiewicz (*5). Ruda dziewczyna ucięła jednak to gadanie, powiedziała, że w poważnej dyskusji, toczonej w realnej kawiarni, trzeba się trzymać nauki i powiedziała, że dalszy ciąg rzeczowej polemiki ze Świętymi Urzędami został wznowiony dopiero w roku 1927, wtedy kiedy to Edwin Hubble po długich taktycznych i sprytnych przygotowaniach ogłosił nagle w kilku pismach jednocześnie, że Wszechświat nie jest taki nieskończenie wielki, tzn. taki jaki wywalczyli Giordano Bruno, Izaak Newton i sir Fred Hoyle, lecz że jest skończony, że się rozszerza, że kiedyś miał swój początek, rozwija się i osiągnął od czasów tzw. "prawybuchu" w chwili "zero" rozmiary takie, jakie są należne po 15 miliardach lat rozwoju”.

(A) - To prawda, historia kołem się toczy, współcześnie po wykonaniu Heglowskiej spirali rozwoju myślenia, znowu jesteśmy w zasadzie przy koncepcji świata jako takiej skończonej, ograniczonej hiperkuli.

(R) - Ale raczej żywej, jak embrion, i ostatnio myślącej, a od czasów Hawkinga i innych popleczników czarnych dziur pojmowanych jako "wszechświaty niemowlęce", raczej jednak przy koncepcji "piany", odtwarzających się historii w nieskończo-nej plątaninie wszechświatów - dzieci, rodzących się we wnętrzu wcześniejszych wszechświatów rodzicielskich (*6).
 
 

3. MENE, MENE, TEKEL, UPARSIN

- czyli o dziedzinach pomocniczych Izaaka Newtona
 




(R) - Czy wiesz, że Izaak Newton uparcie przez całe życie chciał przemienić miedź w złoto?

(A) - Wiem, wiem! Widać czytaliśmy te same biografie (*1,*2,*3). Newton był nieślubnym dzieckiem, urodził się w dniu Bożego Narodzenia w roku 1642, a jego rozprawy z zakresu alchemii liczą w sumie około miliona słów. Należał do licznego jeszcze wówczas w Londynie grona alchemików praktyków. Jak wiadomo drugie tyle stron swoich zapisów poświęcił analizie przepowiedni Daniela. Sądził zresztą, że wynika z niej, iż katastrofa globalna nastąpi w roku 2060.

(R) - Ty stale o takiej lub innej katastrofie, jak nie o zda-rzeniu z kometą to o przepowiedniach Nostradamusa! Czemu tak ludzi straszysz?

(A) - Bo chcę nauczyć naszych czytelników świetnej zabawy, dość podobnej do rosyjskiej ruletki.

(R) - Jak się w nią gra?

(A) - Po pierwsze, zaraz z rana, po wstaniu z łóżka, należy włączyć radio, a potem kupić dwie gazety analityczne. Chodzi o spostrzeżenie na ile blisko jesteśmy tego ranka tzw. globalnego momentu krytycznego. To się zmienia z dnia na dzień. Na razie minęło 50 lat i ciągle jeszcze mamy szczęście.

(R) - Co to jest globalny moment krytyczny?

(A) - Cywilizacja zerowa, która zbliża się jednak już szybko do przemiany w cywilizację Io musi przekroczyć niemal jednocześnie trzy niebezpieczne progi. Jeśli nie zdoła tego zrobić to zginie, ale jej umieranie może wyglądać różnie. Nagła śmierć może przybrać jedną z trzech dość różnych postaci. To tak jak umrzeć na zawał serca, na raka lub na wylew krwi do mózgu.

(R) -Co to za progi cywilizacji zerowej?

(A) - Jeden z nich jest związany z Marią Curie-Skłodowską i zdaje się, że księga Daniela mówi o takiej właśnie katastrofie.

(R) - No właśnie! Wróć do Newtona, co w końcu sądzisz o nim, był twórcą nowożytnej nauki czy też obskuranckim mistykiem?

(A) - Newton sformułował prawa ciążenia obowiązujące do tej pory. Aby móc opisać spadanie jabłka i ruch planet, niejako po drodze, stworzył podwaliny rachunku różniczkowego i całko-wego! Był dobrym matematykiem i pierwszym nowoczesnym fizykiem (*2).

(R) - No więc, uczony czy ciemniak?

(A) - Jeden z pierwszych jego biografów, niejaki François Arago (*1) napisał, że Newton “często schodził na fałszywą drogę, zajmując się innymi dziedzinami niż matematyka i fizyka”, a inny, niejaki Louis Fiquier pisał, że “Newton często wychodził poza obszar prawdziwej nauki i filozofii, przechodząc do świata fantazji i wyobraźni”.

(R) - Chcesz powiedzieć, że ci przeciętni biografowie, sami nie znając tajemnicy tworzenia czegoś wielkiego i nowego, chcą jednak życiorysy każdego większego twórcy oczyścić z wszelkich nieprzyzwoitości.

(A) - Tak! i wylewają wtedy dziecko z kąpielą, gdyż czytelnik przestaje rozumieć skąd wzięło się w tych twórcach tyle energii, samozaparcia, odwagi i geniuszu.

(R) - Sądzisz, że da się sformułować receptę na genialne osiągnięcia?

(A) - Nie wiem czy to recepta, ale jeśli przeanalizować całość działań Newtona to on zdaje się stosował metodę “przyciskania rozdętej dyni do tajemnej ściany”.

(R) - Rozdęty arbuz mówisz?

(A) - O właśnie! Znaczony w paski arbuz jest zupełnie dobrą metaforą. W każdym razie trzeba mieć rozdęty, wielo-sektorowy, pojemny i zasobny zestaw zainteresowań i poglądów, tzn. rozbudowany system zapatrywać filozoficznych, i ten zbiornik trzeba przystawić do pewnej tajemnicy. Ludzie przecież lubią stać wobec intrygującej tajemnicy, lubią kryminały, dreszczowce i przygody. Ekscytuje ich to i wytwarza motywację do działania. Newton, jak już teraz wiadomo, sądził, że natura i Wszechświat to jest pewien kryptogram, zagadka, przesłanie sformułowane przez Boga i że niektórzy myśliciele potrafią obmyśleć lepsze lub gorsze "klucze mistyczne" umożliwiające rozszyfrowanie tej zagadki. Co więcej, sądził on, że zagadkę tą odgadnięto już przed wiekami, tyle że wyrażano ją wtedy mniej precyzyjnie.

Newton wierzył, że już starożytni Babilończycy, Egipcjanie i Grecy przesłanie to pojęli i tę głęboką wiedzę wyrażali "za pośrednictwem obrazów, alegorii i różnego rodzaju symboli". Sporządził on nawet listę starożytnych myślicieli, którzy jego zdaniem "wiedzieli już niejako wszystko". Na liście tej znaleźli się między innymi Hermes Trismegistos, Pitagoras, Demokryt i Anaksagoras. Sądził, że tajemnicę tę trzeba odgadnąć na nowo i być może wyrazić ją nieco bardziej precyzyjnie. Nic dziwnego więc, że Newton wertował i studiował liczne starożytne zapisy, tzn. księgi Starego Testamentu oraz wcześniejsze pisma hermeneutyczne i pisma neoplatoników. Szukał w tych pismach owych "kluczy mistycznych".

(R) - I co, znalazł te klucze?

(A) - Nie wiem czy każdy by znalazł, ale w każdym razie Newton dopatrzył się w rozważaniach alchemików najpierw konceptu "oddziaływania na odległość", potem konceptu "siły działającej na odległość" i w ten sposób doszedł w końcu do "praw powszechnego ciążenia", tyle że owe prawa, no cóż, wyraził za pomocą wzorów matematycznych.

(R) - Tak już wiem do czego dążysz! Znowu chcesz powiedzieć, że w przeciwieństwie do innych ludzkich stwierdzeń równania matematyczne mają tę cudowną obiektywną, sprawdzalną cechę, że da się wykazać, iż lewa strona stwierdzenia rzeczywiście równa się prawej stronie, ale nie wiem czy w sprawie Newtona masz rację? Nawet lord John Maynard Keynes (*1), pierwszy biograf Newtona, który wyjawił jego zainteresowania naukami tajemnymi, twierdzi, że to tylko przejaw epoki przejściowej, czasów kiedy to przechodzono od średnio-wiecznych, dowolnych spekulacji filozoficzno-teologicznych do czasów oświecenia, kiedy to zaczęły obowiązywać zasady racjonalnego myślenia i konieczność dostarczenia doświadczal-nych dowodów. Newton był takim "mieszańcem". Jedną nogą stał w średniowieczu a drugą już w dobie racjonalnego oświecenia. Przecież to w końcu Newton wypowiedział to słynne zdanie "Hypotheses non fingo" ("Nie stawiam hipotez").

(A) - Tak, miał kiedyś taki dzień, chciał zresztą zapewne dodać "Nie stawiam hipotez bez uzasadnienia". W każdym razie, prócz "Phylosophiae naturalis principia matematica" (Matema-tyczne zasady filozofii przyrody), napisał także tekst pt. "Hipoteza dotycząca światła", który przedstawił w roku 1675 na posiedzeniu Royal Society. Hipoteza ta zresztą była akurat dość słabo uzasadniona.

(R) - Można się pogubić w końcu w tych niuansach. Można więc stawiać hipotezy czy nie?

(A) - Podzielam przekonanie Newtona, iż niektórzy starożytni myśliciele odgadnęli już dawno temu zagadkę Wszechświata, tym nie mniej postęp w rozumieniu i sposobach formułowania tej zagadki zachodzi. To właśnie Newton wtedy gdy atakował nieposkromione formułowanie hipotez, popychał ludzkość znacznie do przodu. Przekonał mianowicie wszystkich poważnych myślicieli i intelektualistów, że jest czymś nieeleganckim, a nawet jest poważnym błędem "publiczne przedstawianie niepotwierdzonej hipotezy jako teorii sprawdzonej doświadczalnie".

(R) - A co zrobić z pięknymi hipotezami, których nie da się sprawdzić doświadczalnie?

(A) - Trzeba to po prostu wyraźnie podkreślić, a hipotezę tą a nie teorię przedstawić - jak postulował to Newton - pod osąd kompetentnych specjalistów.

(R) - Jeśli tak, to cóż powiedzieli kompetentni specjaliści na temat Newtonowskich interpretacji przepowiedni Daniela?

(A) - No cóż, przeczytaj więc sama Księgę Daniela, to tylko 16-cie stron. Jako obywatel tej planety jesteś kompetentnym specjalistą. Jak zauważysz, napis jaki “palce ręki ludzkiej pisały naprzeciw świecznika na wapiennej ścianie pałacu królewskiego” brzmiał “mene, mene, tekel, uparsin”, co jak wyjaśnił Daniel oznacza, że “Bóg policzył dni twojego panowania ... jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim”.

(R) - Nic nie rozumiem!

(A) - No to przeczytaj ostatni fragment Księgi Daniela (D 12.13), tam jest napisane jasno: " Lecz ty idź swoją drogą, aż przyjdzie koniec; i spoczniesz, i powstaniesz do swojego losu, u kresu dni".
 
 



4. Od doktora Faustusa do Fausta

Goethego

- czyli jak nieproszony diabeł włazi do duszy człowieka
 
 

(A) - Wkraczamy w nowe średniowiecze!

(R) - Co Ty wygadujesz!

(A) - Posłuchaj więc, co powiedział niedawno Lech Jęczmyk w poważnej dyskusji (*1):

"W cywilizacji Nowego średniowiecza nauka traci swoją uprzywilejowaną pozycję, staje się znów jedną z muz na równi z tańcem czy poezją i ma sens tylko jako dostarczycielka metafor do lepszego zrozumienia Planu Bożego."

(R) - Co to za tekst?

(A) - A to akurat są rozważania o ewolucji na skalę kosmiczną, wtedy kiedy nie będzie już chodziło o ludzi, lecz o myślące gwiazdy.

(R) - To są niebezpieczne rozważania, za to spalono Giordano Bruno żywcem!

(A) - To było w średniowieczu.

(R) - Mówisz właśnie, że wkraczamy w Nowe średnio-wiecze!

(A) - Wtedy gdy dyskutowaliśmy o Galileuszu i Giordano Bruno ustaliliśmy, że mamy jednak teraz lepszą sytuację, bo istnieje literatura science-fiction. Mogę więc spokojnie przytoczyć fragment z tego samego artykułu Lecha Jęczmyka, który dotyczy myślących gwiazd. Pisze on tam, że:

“Amerykanin Gregory Benford wydał w roku 1977 z Gordonem Eklundem powieść pt.: "If Stars are Gods" (Jeżeli gwiazdy są bogami"). Inspiracją były mu rozważania arabskich myślicieli: Awicenny (właściwie Ibu Sina 980-1037), który twierdził, że każde ciało niebieskie ma duszę oraz Awerroesa (właściwie Ibu Roszd 1126-1198), który przyznawał ciałom niebieskim rozum. Ten sam pomysł wykorzystał w roku 1937 Olaf Stapledon w powieści pt.: "The Star Maker", w której świadome gwiazdy opiekują się życiem na swoich planetach. Czy tak potężne osobowości kosmiczne można porównywać do bogów? Obaj uczeni byli wyznawcami islamu, chyba więc nie o to im chodziło ...”

(R) - Teraz przynajmniej wiem skąd Giordano Bruno wziął koncepcję o gwiazdach, które mają duszę. Nie wierzę jednak w to. Oznaczałoby to, że w cyklu ewolucji gwiazd, czyli gdzieś w połowie wykresu Hertzsprunga-Russella (*2) gwiazdy ciągu głównego stawałyby się świadome i tworzyłyby później takie sieci myślące. A gdzie mechanizm ewolucji, mutacji, selekcji, walki o byt? To raczej przemawiałoby za jakąś globalną celowością w jakimś "globalnym ewolucjonizmie".

(A) - Przychodzi mi na myśl, że Giordano Bruno mógł się tego dowiedzieć od doktora Faustusa.

(R) - Czy doktor Faustus był postacią realną?

(A) - Tak. żył w Niemczech w latach 1480-1538. Udzielał porad astrologicznych. Na ogół były one tak trafne, iż uznano go za czarnoksiężnika. Dopiero później ulepiono z tego legendę (*3).

(R) - Mam więc pomysł. Skoro żyli na naszej planecie ludzie, którzy byli jednocześnie artystami, naukowcami, poetami i filozofami przyrody w jednej osobie, to zgodnie z postulatem Lecha Jęczmyka może rzeczywiście, w ważnych kwestiach, należy ich najpierw posłuchać.

(A) - A kogo masz na myśli?

(R) - Na przykład Johann Wolfgang Goethe, był poetą, filozofem, był także przyrodnikiem, biologiem, a nawet po części lekarzem i wniósł swój wkład w teorię ewolucji, a poza tym, pisząc "Fausta" wyjaśnił jak sprzedaje się duszę diabłu.

(A) - To prawda. On był także naukowcem. Artur Schopenchauer, który też miał inklinacje do przyrodoznawstwa napisał dzieło pt.: "O widzeniu w kolorach" (*4). Wysłał je do oceny J.W. Goethemu. Goethe był widać w tych czasach autorytetem również w zakresie fizjologii organizmu człowieka. Jego opinia o dziełku Schopenchauera była zdecydowanie negatywna. Schopenchauer nie mógł tego strawić do końca życia, nawet wtedy gdy był już sławny.

(R) - No widzisz drugi taki! Z jednej strony filozof według którego "świat dla nas to przede wszystkim wyobrażenie, jakie o nim potrafimy sobie wytworzyć" (*4), a z drugiej strony niemal lekarz, który pisze o fizjologii oka.

(A) - Trzeba przyznać jednak, że Goethe w zakresie biologii był wówczas większym autorytetem. Zabierał się za sprawy zasadnicze. Na długo przed Darwinem przedstawił zarys teorii ewolucji (*5, *6, *7).

(R) - Co on już też mówił o przypadkowych mutacjach, walce o byt i postępie poprzez dobór naturalny i selekcję osobników najbardziej dostosowanych?

(A) - Nie! Zupełnie odwrotnie. Mówił o celowości w roz-woju organizmów żywych (*7). Co prawda używał metafory "ulepiony jak z wosku" (*9), jednak "lepiony jak z wosku" oznaczało u niego ulepiony według potrzeb Supernadistoty.

(R) - Dlaczego nie mówisz po prostu według potrzeb Boga?

(A) - Bo Goethe, najogólniej biorąc, miał takie zapatrywa-nia jak Baruch Spinoza, czyli wierzył, że Bogiem jest całość Wszechświata (*8). Właściwie to nawet inaczej. On swoje zapatrywania przedstawiał często nieco odmiennie, tak że robił się z tego taki serial teologiczny. Na stronie 394 tomu I swojej autobiografii (*8) pisze z humorem coś takiego:

“... właściwie każdy człowiek ma swoją własną religię, wydawało mi się rzeczą całkiem naturalną, abym i ja stworzył swoją własną, co uczyniłem z wielkim wewnętrz-nym zadowoleniem. Podstawą był tu neoplatonizm; nauki hermetyczne, mistyczne i kabalistyczne także się do tego przyczyniły; zbudowałem sobie świat wyglądający doprawdy nieco osobliwe ... Skłonny byłem do wyobrażenia sobie bóstwa stwarzającego wiekuiście samo siebie ...”

Natomiast na stronie 258 tomu II autobiografii (*8) pisze:

“Wierzyłem w Spinozę, bo tak uspokajająco na mnie działał, a wiara ta wzmogła się jeszcze, gdy bliskich mi mistyków poczęto oskarżać o spinozyzm ...”

(R) - A propos, nie wiem czy wiesz, że po latach panowania Darwinizmu, nagle poważne pismo naukowe "La Recherche" wydrukowało w styczniu 1996 roku artykuł Marcel-Paul Schützenbergera pt.: "Luki w rozumowaniu Darwina".

(A) - To ciekawe, pokaż, przeczytam ... I tak wychodzisz z domu ... O wróciłaś! Wiesz to niesamowite! Ten Schützen-berger stwierdza nagle w piśmie o zasięgu światowym, że teoria ewolucji, odwołująca się jedynie do "selekcji poprzez dobór naturalny w walce o byt" nie jest falsyfikowalna, a więc nie jest teorią naukową. Twierdzi on, że jest nieprawdopodobne aby najnowszy twór ewolucji, tzn. "człowieka" powstał w walce o byt. M-P Schützenberger twierdzi, że warunki w Abisynii przed 100 tysiącami lat nie wymagały, aby nagle rozwinęła się krtań aby mówić, móżdżek aby trzymać równowagę, myślenie abstrak-cyjne aby wytworzyć narzędzia oraz świadomość i fenomen miłości, aby docenić partnera i Supernadistotę.

(R) - Dlaczego więc tak się jednak stało?

(A) - Goethe i Schützenberger tłumaczą to w ten sposób, że nagle zaistniało jednocześnie kilka "rodzajów cudów", po to aby powstał osobnik, który jest w stanie sprostać wymaganiom Supernadistoty.

(R) - Jak to przyjęto we Francji?

(A) - Wielu biologów, fizyków i lekarze dostało białej gorączki. Rozgorzała dyskusja, która trwa do tej pory. Redakcja opublikowała w numerze z marca 1996 roku streszczenia kilku-dziesięciu listów. Ponieważ listy napływały nadal ze wzbierającą falą, więc Redakcja umieściła je wszystkie pod adresem INTERNET’owym numer "http://www.LaRecherche.fr" i próbo-wała wstrzymać dyskusję artykułem wstępnym do numeru z maja 1996 roku pt.: "Darwin i dobry Pan Bóg". Nawet anglosaski "Scientific Americam (świat Nauki)" wydrukował w numerze 1996/3 wywiad z Christianem de Duve, laureatem nagrody Nobla z medycyny, którego wymowa jest zbliżona do takiej interpretacji filozofii przyrody (*16).

(R) - No widzisz, a w roku 1990, gdy opublikowałeś swoją książkę pt.: "Jesteś nieśmiertelny - teza i zapis dyskusji o wnios-kach fizyków, biologów i lekarzy wynikających z Zasady Antropicznej", której rozdział pierwszy ma tytuł: "Czym jest organizm żywy", skarżyłeś się, że właściwie to żadna dyskusja pomiędzy fizykami, biologami i lekarzami nie toczy się.

(A) - To prawda. Ale wtedy taką dyskusję przewidywałem i wreszcie się rozpoczęła. Jeden z autorów listów do "La Recherche" stwierdził, że wywiad z Schützenbergerem jest "profetyczny" oraz że to dopiero początek ponownej integracji nauki z filozofią i teologią.

(R) - No to rzeczywiście na nowo mamy średniowiecze. To jest jednak smutne.

(A) - Dlaczego smutne?

(R) - Nikt nie lubi wpadać z niewoli marksistów w niewolę katechetów, przecież ten cały "Darwinizm", czyli pomysł, że wszystko powstało przez przypadek, dzięki przypadkowemu mechanizmowi, to był tylko bunt osób zniewolonych przez przykazania Jahwe, dotyczące seksu. Stąd cała ta debata, która trwała przez 200 lat i dotyczyła niby to mechanizmu ewolucji. W istocie dotyczyła ona tylko tego "kto kogo trzyma w ryzach i jakim to przykazaniem"?

(A) - O jej, Ty łamiesz teraz jedno z niepisanych, ale naj-świętszych zasad obyczajowych, które mówi: "Nigdy nie mów o istocie rzeczy!".

(R) - Skoro dyskutujemy o kimś kto na kanwie legendy o czarnoksiężniku napisał "Fausta", dramat wszechczasów o opłacalności sprzedania duszy diabłu, to może ujdzie mi to na sucho.

(A) - No wiesz, chyba że tak jak Goethe potrzebujesz tego po to, aby bronić się przed depresją?

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Goethe większość swoich dzieł napisał z prostej życiowej konieczności. On cierpiał na "jednobiegunową depresję endogenną". Całe życie borykał się z "dołkami psychicznymi". Jeden z lekarzy napisał, że był to pierwszy "dobrze opisany przypadek nerwicy z powodu obawy przed śmiercią". Goethe obmyślił dziesiątki sposobów na radzenie sobie z obniżonym nastrojem (*10). Jego metody podstawowe, to długie spanie i wino. Zbierał także skrzętnie wszystkie pochlebstwa i zaszczyty. Przyjął urząd tajnego radcy dworu książęcego w Weimarze. Po sześćdziesiątce Goethe musiał się bronić przed przemożnym, potężnym dołowaniem. Zaczął więc pić na umór. Pił dwa do trzech litrów wina dziennie (*10). Jego żona i syn stali się z tego powodu nałogowymi alkoholikami. żona Christiane Vulpius zmarła z powodu marskości wątroby mając 52 lat, a jego syn zmarł z tego samego powodu mając lat 40. Sposobem na depresję były także nieustanne podróże. W czasie jednej z tych podróży widział lądujący świecący obiekt. Jego opis jest niezwykle barwy i wiarygodny (*12).

(R) - To co opowiadasz o Goethe co chwila jest jakieś takie niesamowite.

(A) - To samo wrażenie odnosili także ci co go znali osobiście, na przykład Polka Maria Szymanowska, znakomita pianistka, jego wielka wydaje się ostatnia miłość. Goethe miał wtedy 72 lata (*13, *14).

(R) - Maria Szymanowska, ta sama, która znała też blisko Adama Mickiewicza i wprowadzała go w jakieś nauki tajemne (*15).

(A) - Tak ta sama. Matka Celiny, później żony Mickiewicza.

(R) - Słuchaj! Przywołuję Cię do porządku. Jestem już zdenerwowana. Ja wiem, że Ty potrafisz ględzić bez przerwy. Stop. Teraz mów. Co to było według Ciebie z tym Goethe?

(A) - Według mnie doktor F. Nager w swoich rozprawach o chorobach Goethego (*10, *11) nie dostrzegł, że on cierpiał na charakterystyczne bóle głowy, przemawiające za tzw. "napadami skroniowymi, częściowymi, złożonymi". W związku z tym odczuwał on często tzw. "obecność kogoś w sobie", co po angielsku ujmuje się terminem "sensed presence". Jego tok myślenia ulegał bezustannym, szybkim zmianom.

(R) - I stąd te wszystkie jego idee?

(A) - Częste zmiany ścieżek myślenia, podobnie jak i u innych osób z tymi zespołami, były zależne od zmian aktywności Słońca w niektórych dniach. Plamy na Słońcu, jak wiesz, pojawiają się masowo co 11 lat. Towarzyszą im wtedy tzw. rozbłyski słoneczne, które powodują tu na Ziemi tzw. burze elektro-magnetyczne. Każda plama na Słońcu wchodzi w skład dobrze zorganizowanej struktury składającej się z tzw. "plamy prowadzącej", drugiej plamy głównej o przeciwnej biegunowości i kilku małych plam półcieniowych. Przy wzmożonej aktywności cząsteczki biegnące, za dnia, od strony Słońca powodują tzw. ekscesy energii rezonansu Schumanna. Wrażliwe osoby mają wtedy dziwne pomysły. Przy zwiększonym polu geomagne-tycznym wrażenie "sensed presence" nasila się (*17, *18, *19).
 
 

5. Wewnątrzczaszkowe, niezidentyfikowane obiekty

świecące

- czyli o twórcach nadwrażliwych, takich jak Nietzsche, Słowacki, Kierkegaard, Mickiewicz, Wittgenstein i Turing
 
 



(A) - Piąty numer "Nowej Fantastyki" poświęcony jest pisarzowi s-f Adamowi Wiśniewskiemu-Snergowi, który niedawno popełnił samobójstwo.

(R) - Jakoś często przydarza się to pisarzom s-f. Phillip Dick, ten który napisał "Człowieka z wysokiego zamku" i "Łow-cę androidów", też popełnił samobójstwo

(A) - Czy znasz teorię nadistot Wiśniewskiego-Snerga?

(R) - Nie. Co to są nadistoty?

(A) - Posłuchaj! Cytuję (*1):

“W pozornym chaosie licznych form życia, jakie występują na Ziemi, możemy wyodrębnić kolejne jego generacje i nadać im nazwy według specjalności naukowych, które się nimi zajmują. Oto zestawienie:

Generacja Obejmuje

0. fizyczno-chemiczna - skorupa planety, minerały

1. botaniczna - rośliny

2. zoologiczna - zwierzęta

3. psychologiczna - umysły

Przy drugim oraz trzecim szczeblu życia trzeba zaakceptować fakt, że pod łącznym określeniem "człowiek" rozpoznajemy z łatwością dwie zasadniczo odrębne istoty (dwa indywidua). Jedną z nich (bez wątpienia niższą) jest organizm zwierzęcy w postaci ludzkiego ciała razem z jego mózgiem, toteż tę istotę zaliczamy do generacji zoologicznej, drugą - jest umysł człowieka (jego jaźń), którą sklasyfikujemy w generacji psychologicznej.”

Dalej Serg pisze, że:

“... żadna istota nie postrzega bezpośrednio organizmu swej nadistoty. Więc minerały nie postrzegają roślin, te znów nie postrzegają zwierząt, które z kolei nie postrzegają umysłów ludzkich. Oczywiście zwierzęta widzą nasze ciała, gdyż ciało człowieka należy do generacji zoologicznej. Lecz żadne zwierzę nie postrzega istoty z generacji psychologicznej, którą nazwaliśmy umysłem, bowiem postrzegać umysł to znaczy wejść do obcej świadomości i śledzić w niej przebieg wszystkich myśli. Trzeba tu jednak odróżnić osobę nadistoty od efektów jej działalności, które mogą być postrzegane przez istoty stojące na niższych szczeblach.”

Adam Wiśniewski-Snerg pisze dalej:

“...Ewolucja świata organicznego doprowadzi w przy-szłości do powstania na Ziemi kolejnych generacji życia, przy czym istoty, które wyłonią się z generacji psychologicznej i zajmą kiedyś czwarty szczebel na drabinie życia, będą nadistotami w stosunku do umysłów ludzi naszej epoki ...”

“Nie można wykluczyć przypadku, że kiedyś - w dalekiej przeszłości - powstała już na Ziemi czwarta generacja życia. Gdyby jej przedstawiciele egzystowali teraz obok nas (równolegle z roślinami i zwierzętami), nie moglibyśmy ich zobaczyć ani odróżnić efektów ich działalności od zjawisk naturalnych ...”

“Nie ma podstaw do twierdzenia, że życie rozwija się tylko na naszym globie. Gdzie indziej ewolucja mogła wcześniej doprowadzić do powstania wyższych organizmów. Istoty z czwartej lub piątej generacji mogłyby już dawno temu przybyć na Ziemię, lecz nie podejmują one żadnej próby nawiązania kontaktu z nami, gdyż porozumienie między istotami, które należą do dwu różnych generacji, jest - co widzimy na niższych szczeblach - całkowicie niemożliwe.”

(R) - Aha! teraz już kojarzę to nazwisko. Wiśniewski-Snerg miał całe życie inklinacje do fizyki. Spisał więc swoją tzw. Jednolitą Teorię Czasoprzestrzeni. Próbował podważyć nią ustalenia Einsteina. Niestety teorię opracowywaną przez niego, przez całe życie, fizycy odrzucili. Zniósł to bardzo źle.

(A) - To prawda. Redakcja "Fantastyki" sądzi, że był to jeden z głównych powodów samobójstwa.

(R) - Nie wiem! Może jakaś nadistota mu przywaliła!

(A) - Żartujesz czy mówisz serio?

(R) - Nietzsche też mówił o nadistotach i jak wiadomo popadł w obłęd. Może nadistoty są złośliwe.

(A) - Tak też rzecze Zaratustra, zwłaszcza w rozdziale pt.: “O zaświatowcach” (*9).

(R) - Słuchaj no! Nietzsche mówił o nadczłowieku a nie o nadistocie, a poza tym po co drwisz z niego, przecież dobrze wiesz, że Twój ulubiony Sigmund Freud zerżnął większość pomysłów od Nietzsche'go.

(A) - Pierwsze słyszę?

(R) - Ja też umię już posługiwać się MEDLINE'em. Poszłam do budynku rektoratu Śląskiej Akademii Medycznej i poprosiłam o wyszukanie prac według słowa kluczowego: "Nietzsche".

(A) - O kurcze! I co "wyskoczyło"?

(R) - Wyskoczyło wiele prac. Między innymi praca A.H. Chapmana pt.: "Wpływ Nietzschego na koncepty Freuda"(*2). Mówię Ci, Freud nie wiele sam wymyślił. Czerpał z Nietzschego, ale zarzekał się, że nigdy go nie czytał, co zaprzecza kilka jego listów, które niedawno opublikowano.

(A) - Wiesz, sprawdzę to, bo to jest niesamowite. Ale wróćmy do nadistot, bo to wydaje mi się interesujące.

(R) - Nie boisz się, że gdy będziesz o nich debatował to Ci jakaś też przywali?

(A) - To właśnie należy spokojnie rozważyć. Przede wszystkim muszę przyznać Ci rację, należy chyba odróżnić koncept "nadistot" od konceptu "nadludzi". Jak wiadomo Nietzsche był potężnym duchem XIX wieku (*3). Fizycznie był jednak chuderlakiem. Stale lokował swoje uczucia w niewłaś-ciwych osobach. Całe życie kochał się w Cosimie, żonie Wagnera, córce kompozytora Ferenca Liszta. Potem zakochał się nieszczęśliwie w żeńskim niezwykłym duchu epoki, Rosjance Lou Salome'. Stale był odrzucany. Miał hektyczne zmiany nastroju, cierpiał katusze, był stale samotny i jak sam to wymyślił, co podchwycił zdaje się Freud, spowodowało to w końcu, jak u wielu innych ludzi o takim losie, reakcję w postaci megalomanii. Stworzył koncept "nadludzi". Napisał pracę pt.: "Zmierzch bożyszczy, czyli jak filozofuje się młotem". Pół wieku później, na ogół przenikliwe idee filozoficzne tego umęczonego chuderlaka podchwycili naziści, kierowani przez chuderlaka Adolfa Hitlera oraz Stalin, także słaby fizycznie, zakompleksiony, samotny, złośliwy człowieczek. Tak toczyła się historia nadludzi pierwszej połowy XX wieku.

Pomysł aby jakimś ludziom przypisywać prawa nadludzkie nie sprawdził się. Nadludzie Hitlera zapowiadali tysiącletnią Rzeszę, a rządzili tylko 13 lat.

Idea komunizmu, który miał zapanować na zawsze nad światem runęła w gruzach po 80-ciu latach.

Nadistoty Wiśniewskiego-Snerga to jednak coś innego. On mówił o takich bytach, dla których pojedyncze umysły ludzkie są prostymi elementami, które można sklejać w większe całości i wykorzystywać w pewnym, określonym celu.

(R) - Czekaj, to trzeba wyświetlić dokładnie. Powiedziałeś wcześniej "ona była, on był potężnym duchem epoki". Co to za wyrażenie? Co to znaczy być potężnym duchem?

(A) - Nie wiem dokładnie. Trzeba by pomyśleć. To tacy co potrafią złapać ducha siedzącego w skrytości i przewlec go do tutejszego świata. Przynajmniej część tych ludzi, których tak nazywam to byli tacy jacyś "nadwrażliwcy". Niektórzy z nich cierpieli na chorobę afektywną, czyli psychozę maniakalno-depresyjną!

(R) - Co to jest choroba afektywna?

(A) - Tak się dobrze składa, że nie muszę Ci tego tłumaczyć osobiście. Mogę Cię odesłać do dwóch wywiadów niejakiej Kay Redfield Jamison (*4,*5). Pani Kay Jamison, lekarz psychiatra, która utrzymywała początkowo fakt swojej choroby w tajemnicy, stała się wpierw uznanym, międzynarodowym autorytetem właśnie w zakresie choroby afektywnej. Potem udzieliła wywiadu, w którym opisuje swoje dzieje jako osoby nękanej napadami manni, depresji i dziwnych stanów mieszanych. Ona pierwsza zwróciła uwagę na niezwykłe zjawisko UBO, czyli fakt istnienia w jej mózgu i w mózgach większości chorych, cierpiących z powodu tej choroby tzw. "niezidentyfikowanych obiektów świecących" (Unidentified Bright Objects).

(R) - Co im świeci?

(A) - Wykonując badania przy pomocy tomografii kompu-terowej NMR, czyli tomografii magnetyczno-rezonansowej, jak i również przy pomocy PET, czyli pozytronowej tomografii emisyjnej, wykrywa się w obrębie mózgu tych chorych "ogniska nadaktywności". Na monitorach tomografów NMR i PET świecą one jak UFO na monitorach kontrolerów lotów pasażerskich i wojskowych.

(R) - Co to jest według Ciebie te UBO? Czy normalni ludzie też mają UBO w głowie?

(A) - Sądzę, że Nietzsche (*3), Kierkegaard (*8), Wittgenstein (*6) i Alan Turing, twórca teorii komputerów - ich ojciec, który też niestety w wieku 36 lat popełnił samobójstwo oraz nasz Mickiewicz (*7) i Słowacki mieli je w głowie.

(R) - To jest hipoteza niefalsyfikowalna!

(A) - Zgoda, to nie jest hipoteza naukowa, lecz tylko kawiarniane gadanie. Tym nie mniej doktor Kay Redfield Jamison ma w głowie UBO!

(R) - Dobrze. Co takie UBO powoduje?

(A) - No to popatrz tutaj, czytaj o tutaj:

“... Pewnego wieczoru wczesną jesienią, obserwując zachód słońca ze swego salonu w Pasadenie - ... doznałam dziwnego wrażenia światła, dochodzącego spoza oczu, a jednocześnie ujrzałam wielką czarną wirówkę wewnątrz własnej głowy ... Wysoka postać, w której z wolna rozpoznała siebie, umieściła w tej wirówce wielką rurę. ... A potem - to było przerażające. Obraz, który najpierw pojawił się wewnątrz mojej głowy, nagle znalazł się poza nią. ... Wirująca maszyna rozprysła się, ochlapując krwią ściany, dywany i okno, na którym krew zlała się z barwami zachodu. ... Zaczęłam krzyczeć. Stopniowo halucynacje ustąpiły. Zadzwoniłam do kolegi po pomoc, nalałam sobie szklankę whisky i czekałam na jego przyjazd. ... Kolega nalegał, aby zaczęła się leczyć u psychiatry, namówił do porzucenia na pewien czas UCLA i przepisał cały zestaw środków antypsychotycznych ...”

(R) - Aha, mniej więcej rozumiem.

(A) - Przeczytaj jeszcze tu:

“W napadzie wściekłości wyrwałam ze ściany łazienkową lampę. ... Czułam, jak furia przepływa przeze mnie, ale jeszcze mnie nie opuszcza. ‘’Na Chrystusa’’ - zawołał wbiegając i umilkł, Jezu, muszę być szalona, widzę to w jego oczach: straszliwa mieszanina troski, przerażenia, zniecierpliwienia i rezygnacji, i Boże, dlaczego ja. "Nic ci się nie stało?" - pyta. Odwracam głowę i moje rozbiegane oczy widzą w lustrze, jak krew spływa mi po ramionach i zbiera się w fałdach pięknego, seksownego negliżu, który zaledwie godzinę temu wprowadził nas w stan zupełnie innego, cudownego rodzaju opętania. Nic na to nie poradzę, nic na to nie poradzę - powtarzam sobie, ale nie mogę tego wypowiedzieć. Słowa nie przychodzą mi przez gardło, a myśli biegną o wiele za szybko. Raz za razem uderzam głową w drzwi. Boże, niech to się skończy. Nie mogę tego wytrzymać. Wiem, że znowu oszalałam. Naprawdę troszczy się o mnie, myślę, ale już po dziesięciu minutach on też krzyczy, a zaraźliwe szaleństwo, niczym iskry adrenaliny przeskakujące między nami, nadało dziki wyraz także i jego oczom. "Nie mogę cię zostawić w takim stanie" - mówi, ale ja wykrzykuję jakieś naprawdę okropne rzeczy i dosłownie rzucam mu się do gardła ...”

(R) - Kto jeszcze miał takie UBO w głowie?

(A) - Według doktor K.R. Jamison miał je kompozytor Robert Schumann, Lord Byron i Vincenty van Gogh.

(R) - To ponure, Ty wyliczasz tutaj ludzi podziwianych przez wszystkich, ludzi o których trzeba uczyć się w Szkole Ogólnokształcącej. Masz jakąś osobistą teorię na temat tych UBO, twórców arcydzieł i wpływu UBO na losy naszej cywilizacji?

(A) - Tak, UBO to jeden z trzech rodzajów implantów. Pierwszy rodzaj implantu omówiliśmy z okazji rozmowy o Srinivasie Romanujanie, drugi rodzaj implantu miał Mozart. Nietzsche miał trzeci rodzaj, zapewne ten sam co K.J. Jamison.

(R) - Kto wkłada te implanty?

(A) - Nadistoty.

(R) - Po co im to?

(A) - Mają swoje cele.

(R) - Jakie?

(A) - Przecież Wiśniewski-Snerg powiedział, że nie da się tego przeniknąć.

(R) - Naprawdę sądzisz, że nie ma żadnych szans, aby wiedzieć o co chodzi nadistotom?

(A) - Nie jest to takie zupełnie beznadziejne skoro Heinlein, wielki duch innej epoki, który powieścią "Obcy człowiek w obcym kraju" utworzył ruch hippisowski, w innej swojej powieści pt.: "Hiob, czyli komedia sprawiedliwości" obrazowo przedstawił motywy działania Kostysza.

(R) - Kostysz, a kto to taki?

(A) - To nadistota piątego rzędu, nadrzędna nawet nad tymi, o których wspomniał Srinivas Ramanujan, ona upomniała nawet Pana Tutejszego Wszechświata, że gry z ludźmi powinny spełniać wymogi estetyki.

(R) - Aha, rozumiem. Ale mówić o tym jest chyba niebezpiecznie?

(A) - Zwalimy na Ramanujana i Heinleina. Pierwszy z nich żył krótko, ale drugi z nich żył długo!
 
 

6. Mozart, BeEthoven, Bach,

Wagner, Strauss i Chopin

- czyli o muzyce i zmysłowych duchach prawostronnych
 






(A) - Jak sądzisz, czym wyróżniali się Mozart, Beethoven, Bach, Haydn, Wagner, Strauss i Chopin?

(R) - Jak to? Wymieniłeś po prostu największych muzyków wszechczasów.

(A) - To oczywiste, ale chodzi mi o ich życie prywatne.

(R) - Aha, masz na myśli ten artykuł w "Forum" o książce Jilly Cooper pt.: "Appasionata" (*1). Według mnie to jest pod publikę. Ludzie łakną sensacji naszpikowanej takimi stwierdzeniami, że Wagner był "notorycznym cudzołożnikiem", a Haydn "straszliwym kobieciarzem", więc ona im dostarcza pikantnych szczegółów z życia wielkich muzyków, ale to nie jest regułą. Przecież taki Beethoven to nigdy się nawet nie ożenił, bo żadna go nie chciała.

(A) - Co do Beethovena, to on po prostu był nieśmiały, ale jak pisze Stefania Łobaczeska (*2) w jego biografii: “... Kobiet, które go interesowały, które darzył nierzadko głębszym uczuciem było wiele ... był czuły na wdzięki niewieście od wczesnej młodości ...” . Nie rozumiem zresztą dlaczego Beethoven miał kompleksy, bo jedna z jego wielbicielek - Bettina Brentano pisze o nim, że “... wyprzedza on daleko całą ludzkość, mimo że dziś nikt jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. ... wierzę w boski czar, który jest elementem (jego) duchowości ... Wszystko o czym by Cię w tej materii mógł pouczyć, to czysta magia, wszystko jest u niego wynikiem organizacji w jakimś wyższym, duchowym planie ... wierzaj ... żaden król ani cesarz nie ma takiego poczucia swej mocy jak ten Beethoven”.

(R) - No właśnie, to nie zmysłowość i seks a boski czar łączy się z genialnością.

(A) - W życiu wielkich muzyków działy się jednak zazwyczaj jakieś dziwne rzeczy. Tak na przykład, Sebastian Bach miał dwadzieścioro dzieci, będąc nie tylko muzykiem, ale i także mistycznym teoretykiem od spraw śmierci (*3). Na kasie z filmem pt.: "Impromptu (Improwizacja)", która jest opowieścią o roman-sie George Sand i Fryderyka Chopina, producent umieścił napis: "skandaliczny, oburzający, szokujący". Albo weź na przykład takiego Mozarta. Jak pisze jego biograf Alfred Einstein (*4):

“żadna biografia Mozarta nie byłaby kompletna bez rozdziału ''Mozart i kobiety'', tak jak żadna biografia Goethego, Byrona czy Wagnera nie mogłaby pominąć tego ''punctum puncti''... Mozart, dramaturg, który stworzył takie postacie jak Konstancja i Blonda, Zuzanna i Hrabina, Donna Anna, Donna Elwira i Zerlina, Fiodiligi i Borabella, Pamina i Papagena - wiedział o kobietach tyle co Szekspir ...”

Mimo że biograf zauważa dalej, że Mozart:

“był drobny, delikatny, niepozorny i biedny to też jego przeżycia z kobietami to pasmo rozczarowań ...”,

Pisze on jednak także że:

“ ... Mozart oświadczył w późniejszych latach, że byłby już po stokroć mężem, gdyby musiał żenić się z każdą dziewczyną z którą flirtował ...”

(R) - Wiem, wiem, on był wyjątkowo nieodpowiedzialny, cale lata ciągnął romans ze swoją najbliższą kuzynką Marią Anną Tekli Mozart, która przeszła do historii ze względu na opublikowanie wyjątkowo wyuzdanej korespondencji do "Bäsle", czyli do niej właśnie.

(A) - Drugą wielką miłością Mozarta była jego szwagierka Alozja Lange, siostra jego żony Konstancji.

(R) - Zgadza się. życie Mozarta jest wyjątkowo tajemnicze, wieczne podróże, przynależność do loży masońskiej, owa opera "Czarodziejski flet", uchodząca za manifest ruchu wolnomularskiego i ten sam duch przeciekający do słynnego "Requiem" i innych utworów przeznaczonych na religijne uroczystości żałobne, niesłychana namiętność erotyczna do swojej żony Konstancji, która nie była mu mimo to wierna, no i ta tajemnicza choroba, śmierć w wieku 36 lat, pochówek w masowym grobie.

(A) - Każdy widział w "Amadeuszu" (*5), można to sobie dobrze zwizualizować.

(R) - "Amadeusz" nie wszystko wyjaśnia. Kim była owa muzyczna Zuzanna?

(A) - A to, Anna (Nancy) Selina Storace, też wielka miłość Mozarta. Znał ją aż do śmierci. Podobno osobowość jej dobrze ilustruje utwór zadedykowany jej pt.: "Ch'io mi scordi di te".

(R) - To niezwykłe, że można w każdej większej muzykotece zażądać dzieła Mozarta nr KV505, włożyć dyskietkę do kompaktu i zacząć wizualizować sobie tajną kochankę tego pomyleńca.

(A) - Pomyleńca czy geniusza?

(R) - Popatrz, ten biograf Mozarta (*4) już w pierwszym zdaniu swojej książki proponuje trzecią możliwość. Pisze, że:

“Istnieje osobliwy rodzaj ludzi, w których rozgrywa się wieczna walka o przywództwo między ciałem i duszą, między pierwiastkiem zwierzęcym a boskim. Te przeciwieństwa, uderzające u wszystkich wielkich, w nikim może nie występują tak dobitnie, jak w Wofgangu Amadeuszu Mozarcie”

O i tutaj nieco niżej, też na pierwszej stronie pisze:

“Jako artysta, jako muzyk, Mozart wydaje się istotą nie z tego świata.”,

ale jeszcze trochę dalej pisze wręcz tak:

“... A jednak jest coś z prawdy w tym, że Mozart był tylko gościem na tej ziemi: zarówno w najwyższym, duchowym znaczeniu ... jak i w zwykłym ludzkim sensie”.

(A) - To jest właśnie to. Doszedłem do tego samego wniosku i mogę to nawet uzasadnić racjonalnie i przyrodniczo, tzn. naukowo.

(R) - Chcesz podać uzasadnienie, że tacy ludzie jak Beethoven, Mozart, Strauss, Bach i Chopin pochodzą z innej planety?

(A) - Związek genialnej muzykalności ze zmysłowością zaciekawił mnie z tego powodu, że jak wiesz, jestem na tropie niezwykłości widocznej w psychice twórców arcydzieł. Sprawę zbadałem więc metodycznie. Zacząłem od MEDLINE.

(R) - Co ma system przeszukiwania prac medycznych do muzyki?

(A) - Użyłem słów kluczowych: seks, mózg, muzyka.

(R) - Co MEDLINE wynalazł?

(A) - Parę prac wyskoczyło. Mówiąc w skrócie, muzycy obdarzeni tzw. słuchem absolutnym mają zdecydowanie lepiej rozwinięte dwie struktury mózgu, tzn. planum temporale i corpus callosum (*6,*7).

(R) - Co to oznacza?

(A) - Planum temporale to dodatek do pola słuchowego po lewej stronie mózgu. Pole to mieści się w płacie skroniowym mózgu, niejako w głębi największej bruzdy jaka jest widoczna, patrząc na mózg z boku. Tego w zasadzie należało oczekiwać. Niezwykle ważne jest jednak, że udowodniono poprzez badania tomografii komputerowej, że wybitni muzycy mają wyraźnie większe owe corpus callosum. Corpus callosum to po prostu główne złącze pomiędzy prawą a lewą półkulą mózgu. Oznacza to, że muzycy posługują się w znacznie większym stopniu prawą półkulą mózgu. Jak wiadomo to prawa półkula jest odpowiedzialna za tzw. "odmienne stany świadomości", które cechują się odprężeniem, ustąpieniem lęków, utratą poczucia czasu, koncentracją na postrzeganym, obrazowym fragmencie świata, specjalnym "mistycznym rodzajem podniecenia", wzrostem zaufania do siebie, jasnością umysłu a czasami wyraźną przyjemnością.

(R) - Ale co to ma wspólnego z pochodzeniem "nie z tego świata"?

(A) - Powoli, to ma ścisły związek. Trzeba powiedzieć jednak najpierw więcej o rzutowaniu prawej półkuli mózgu w dwóch odmiennych kierunkach: (1) na papier, na płótno, na papier nutowy, do wnętrza pokoju, w którym siedzi artysta i o (2) łączności artysty z hiperprzestrzenią.

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Prawa półkula mózgu patrzy na świat jak małe, niesforne, nietresowane dziecko, któremu nie narzucono zbyt wielu nakazów i regułek. Widzi więc kompozycje kształtów, konturów, kolorowych plam i cieni oraz nienazwanych dźwięków. Łączy ona te informacje w sposób intuicyjny w pewne nowe całości. Tworzy wtedy całościową interpretację postrzeganego powiedzmy akurat przez geniusza obiektu, będąc w stanie uzupełnić luki, niekompletność danych wejściowych, dołączając emocje i syntetyzując "pewien produkt".

(R) - Ciągle nie rozumiem do czego zmierzasz.

(A) - To jest już powiedziane dość jasno. Taki człowiek który ma corpus callosum, tzn. okablowanie pomiędzy prawą a lewą półkulą o 50% większe, np. geniusz muzyczny albo jakiś inny twórca posługujący się prawą półkulą mózgu może dostrzec pewien byt, którego inni nie widzą, który dla innych leży niejako w skrytości i przewieźć go ze skrytości w nieskrytość.

(R) - Mówisz mistycznie!

(A) - Mówimy o geniuszach muzycznych, a oni wszyscy są mistykami. Jeśli mówić bardziej zrozumiale to będzie to brzmiało zbyt niesamowicie. Tacy jak Mozart widzą w hiperprzestrzeni pewnego ducha, łapią go i wciskają do tego świata, tzn. próbują utrwalić go na płótnie obrazu, na papierze nutowym lub na papierze zwykłym.

(R) - Mówisz, dostrzegają to czego inni nie widzą. Mają więc halucynacje?

(A) - Nie, halucynacje to chorobowe widzenie trójwymia-rowe obiektów, których nie ma w polu widzenia. Oni zaś widzą hiperprzestrzennie. Mówi się także o artystach, że "używają oni siebie, przelewając na płótno lub papier część siebie samego, istotę swojej natury". Należałoby jednak powiedzieć raczej, że są łącznikiem treści, które są przesyłane przez corpus callosum z hiperprzestrzeni i wciskane do naszego świata.

(R) - Jeśli sobie przypomnieć, że Konstancja, wdowa po Mozarcie, która przeżyła go o 50 lat, po kawałku sprzedawała rękopisy 600 jego dzieł, z których za jego życia odtworzono i wykonano tylko jakieś siedemdziesiąt, to rzeczywiście wydaje się, że Mozart był jakąś anteną, jakimś terminalem, jakąś stacją przekaźnikową wiadomości płynących "nie z tego świata".

(A) - To nie tylko kwestia przekazania czegoś być może z jakiegoś innego świata, to także umiejętność opisania hiperprzestrzennej otoczki, aury unoszącej się nad pewną osobą współczesną. Taką rejestrację w postaci pięciu arii sporządził on np. dla Alozji Lange, siostry swojej żony.

(R) - No dobrze, ale dlaczego w takim razie ci ludzie obdarzeni potężnym okablowaniem, idącym od prawej półkuli mózgu są nastawieni tak erotycznie?

(A) - Widać razem z muzyką lub jakimiś innymi wielo-wymiarowymi obiektami ze skrytości do tutejszego świata przecieka im zmysłowość. Widać wielowymiarowe obiekty leżące w hiperprzestrzeni są bardzo zmysłowe.

(R) - Wydaje mi się, że znowu coś naciągasz.

(A) - Przeczytaj więc fragment biografii Richarda Straussa (*8). On był bardzo stateczny. Nie należy go bowiem mylić z playboy'em Johanem Straussem, który napisał "Walc nad pięknym modrym Dunajem" i "Walc cesarski".

(R) - Ten walc, który wykorzystał Kubrick w słynnym filmie, według powieści Arthura Clarke'a "Odyseja kosmiczna 2001", o hipersześcianie sterującym lokalną cywilizacją?

(A) - Przeczytaj jednak teraz ten fragment o Richardzie Straussie (*8):

“Nie potrafię pojąć ducha muzyki inaczej niż jako ducha miłości - to zdanie Wagnera zachowuje ważność również dla twórczości Straussa, w której centrum stoi człowiek dotknięty ręką Erosa. Tylko w nielicznych dziełach w miejsce miłości umieścił Strauss niepohamowany popęd seksualny. To co rozgrywa się w ''Feuersnot'', balansując na granicy nieprzyzwoitości, co spełnia się w płomiennych erotycznych manifestacjach ''Salome'' i ''Legendy o Józefie'', co dzwiękowym wyrachowaniem odmalowuje namiętność kobiety - to wszystko wyszło spod pióra człowieka, który nigdy nie ulegał zdrożnym pokusom, którego życia nie znaczyły żadne ''przygody''.”

(R) - No wreszcie jakiś przyzwoity muzyk.

(A) - Tak, ale mimo to znowu ze skrytości przeciekła mu zmysłowość. Nic dziwnego zresztą, bo zmysłowość, miłość, przeżycie seksualne wymaga przetworzenia obrazu samego siebie, a więc jest podobne do istoty świadomości (*9).

(R) - I pomyśleć, że według Carla Gustava Junga, to właśnie prawa półkula mózgu łączy nas z jaźnią, czyli bytami nadrzędnymi lub jak niektórzy to nazywają z Bogiem.
 
 

7. CZŁOWIEK WIELKI, CZŁOWIEK MAŁY

- czyli o prywatnym życiu Alberta Einsteina
 




(A) - Co porabiałaś dzisiaj? Widzę, że jesteś dziwnie poruszona.

(R) - Skończyłam czytać książkę pt. "Prywatne życie Alberta Einsteina" (*1).

(A) - To rekord, 400 stron w dwa dni?

(R) - Ale warto było. Wyjaśniły mi się pewne sprawy z tej poprzedniej książki pt. "Płeć mózgu".

(A) - No więc, jak to było z tym Einsteinem?

(R) - Nie jest mi łatwo, ot tak, powiedzieć, że był egoistyczny, cyniczny, przecież wyrastaliśmy w kulcie Einsteina.

(A) - Ale jakim był człowiekiem jako kochanek, mąż? Czy miał przyjaciół?

(R) - Często miałam odczucie, że on wszystkie kobiety traktował instrumentalnie.

(A) - Aż tak?

(R) - Takie odniosłam wrażenie. Pierwsza jego wielka miłość - Mileva, kobietą wykształconą i w dodatku w tych dziedzinach, które go pasjonowały - matematyka i fizyka. Różniła się od kobiet z jakimi się dotychczas zetknął.

(A) - Czegoś tutaj nie rozumiem? Mężczyzna jeżeli się zakochuje w kobiecie, jeśli znajduje z nią wspólne pasjonujące ich tematy to chyba jest wtedy wspaniale.

(R) - Początkowo tak było wiele razy. To podkreślał. Mówił, że tylko wtedy czuje się szczęśliwy gdy są razem i przy dzbankach kawy mogą godzinami dyskutować i snuć teorie na ich wspólne frapujące tematy.

(A) - No właśnie, może właśnie wtedy prowadząc dysputy teoretyczne Einstein zapożyczył jej koncepty, które wykorzystał potem do sformułowania teorii względności. Nieraz czytałem, że Mileva w dużej mierze przyczyniła się do powstania tej teorii, a on najpierw to zatajał, a potem wręcz temu zaprzeczył, jakoby miała ona coś z tym wspólnego.

(R) - W tym przypadku wierzę Einsteinowi. Mileva była dla niego czymś w rodzaju ekranu, była jego źródłem inspiracji.

(A) - I co, nie widział w niej kobiety?

(R) - Ależ widział. Ich pierwsze dziecko - córka urodziła się jeszcze przed ślubem. I tu zaczynają budzić się we mnie kontrowersyjne myśli, czy taki wielki uczony może być tak mały jako człowiek?!

(A) - I dlatego kojarzy Ci się to z treścią książki pt.: "Płeć mózgu".

(R) - No tak, dowodzą w niej jak wielka różnica jest między kobietą a mężczyzną w sferze uczuciowej.

(A) - Właśnie pytam, jak układało się między nim a Milevą, jakimi byli kochankami?

(R) - Można powiedzieć, że dobrze do czasu pierwszej napotkanej przeszkody, tzn. nieplanowanej ciąży. Tu dopiero zaczyna wyłazić jego egoizm. Patrzę na to z punktu widzenia kobiety. Najpierw radość, chęć aby związek był jak najszybciej zalegalizowany. Deklaracje, że gdy tylko znajdzie pracę to będą szczęśliwi. Pozostawia ją jednak wtedy właśnie samą sobie i wyjeżdża do Włoch do swojej rodziny, tłumacząc, że musi od rodziców otrzymać zgodę na ich małżeństwo. Rodzicom nie wspomina nic o tym że Mileva jest w ciąży. Jakoś dziwnie dobrze się czuje wtedy w tym kurorcie. Jest częstym bywalcem spotkań towarzyskich, muzykując jest otoczony młodymi, ładnymi panienkami i zdobywaniem ich względów. Nie zapomina przy tym słać płomiennych listów do Milevy, co zawsze przychodziło mu z dużą łatwością. A w listach tych są nie tylko wyznania miłosne, ale także okrutne relacje o stosunkach jego rodziców do ich małżeństwa. Nie omieszkał napomknąć w nich także o ich zastrzeżeniach do jej serbskiego pochodzenia, o jej kalectwie.

(A) - Pamiętaj, że Einstein był całkowicie uzależniony finansowo od rodziny, a z znalezieniem pracy miał spore trudności.

(R) - Toteż Mileva, będąc w skrajnej rozpaczy, wyjeżdża do swoich rodziców do Nowego Sadu, próbując przygotowywać się mimo to do końcowych egzaminów. Miały się one odbyć za dwa miesiące. Gdy z listów Mileva dowiaduje się, że w czasie egzaminów Einstein także przyjedzie na krótki pobyt do Zurychu, prosi go o spotkanie. Wyobrażasz sobie, że on nie zaczekał, aby się z nią zobaczyć! Nawet zapomniał przekazać jej konspektu pewnej pracy, o który go prosiła. Nic dziwnego, że Mileva pozostawiona sama sobie nie zdaje egzaminów i w końcu studiów nigdy nie kończy. Powraca do Nowego Sadu i czeka tam na rozwiązanie.

(A) - Chcesz mi więc wykazać, że Einstein nigdy Milevy nie kochał i że był człowiekiem nieodpowiedzialnym.

(R) - Jako kobieta widzę to inaczej. Mileva miała jak każda z nas instynkt macierzyński. Wszyscy biografowie podkreślają jej stosunek do synów i jakie było jej wielkie oddanie jako matki.

(A) - Ale co się stało w takim razie z jej córeczką, którą urodziła w Nowym Sadzie u swoich rodziców?

(R) - No właśnie! Wyparowała! Sądzi się, że oddała ją do adopcji. Pomyśl tylko! Kobieta, która ma instynkt macierzyński rodzi zdrową dziewczynkę i jest wtedy ze swoimi najbliższymi, i oddaje ją gdzieś do obcych ludzi. Przecież jeszcze nie tak starzy jej rodzice mogliby ją wychować.

(A) - Przypuszczasz więc, że to Einstein wymusił na Milevie, aby pozbyła się dziecka. Przecież to nonsens! Oni się w końcu pobierają, zakładają dom, rodzi im się dwoje synów.

(R) - Niezrozumiałe jest jednak, dlaczego potem w długo-letniej między nimi korespondencji nigdy nie pada ani jedno słowo o ich pierwszym dziecku. Myślę także, że gdyby jego rodzina ją akceptowała, to on by się z nią nigdy nie ożenił.

(A) - Uważasz, że Einstein potraktował dezaprobatę rodziny jako wyzwanie, gdyż czuł się dopiero wtedy dobrze, jeżeli musiał sprostać jakimś wyzwaniom.

(R) - Tak myślę. Tym wyzwaniem było poślubienie Milevy, wbrew zakazom rodziny.

(A) - Tym niemniej Einstein właśnie w trakcie małżeństwa z Milevą sformułował zarówno teorię względności, a potem gdy mieszkali już w Pradze, ogólną teorię względności, tę która dotyczyła grawitacji, grawitacji pojmowanej jako zakrzywienie czasoprzestrzeni. Wiadomo przecież, że później mimo iż bardzo się starał nic już wielkiego nie odkrył.

(R) - Tak, ale te koncepcje chodziły mu już po głowie od dłuższego czasu, a poślubienie Milevy i narodziny Hansa Alberta, mimo powszechnym przekonaniom mężczyzn, że rodzina pochłania czas, w jego przypadku zadziałały odwrotnie.

(A) - O już widzę ogień w twoich oczach. Masz zapewne już własną teorię na ten temat.

(R) - Tak, mężczyzna - pasjonat, bardzo ścisły umysł, dla którego najważniejszą sprawą w życiu jest nauka, co wtedy robi, po prostu ucieka do swojego wizjonerskiego świata i tam dopiero sobie folguje. W prostym rozumieniu, Einstein sądził, że dla rodziny zrobił wszystko, bo ją niejako stworzył, ale dalsze jej losy oddaje w ręce kobiety - bo przecież ona jest do tego stworzona. W ich wypadku był nawet w lepszej sytuacji niż inni wielcy odkrywcy i myśliciele. Mileva pomagała mu także profesjonalnie, przecież ona była zawsze lepsza od niego w matematyce. Ona właśnie wieczorami, po ciężkich pracach domowych, bo w czasach gdy urodził się ich drugi syn Eduard, sprawdza jego równania matematyczne.

(A) - Widzę to trochę inaczej. Mileva była dla Einsteina wzmacniaczem myślenia. Gdy dyskutowali, ona rozumiała to co on do niej mówił. Ważne było dla niego to, że Mileva popierała go intelektualnie. Nie chodzi tu o pochwały, lecz dawanie do zrozumienia przy pomocy gestów, min, krótkich stwierdzeń typu "ym-hym", że tak właśnie też myślę.

(R) - A na diabła jest to potrzebne mężczyźnie! przecież on i tak wie co robi.

(A) - Właśnie odwrotnie. To nie jest prawda. Mężczyzna, który formułuje jakąś nową oryginalną teorię, przeciwstawia się wtedy wszystkim innym mężczyznom i zostaje całkowicie sam. On buntuje się wtedy wobec całej reszty świata. On w tym momencie nie ma pojęcia, czy ma rację czy nie. Wątpi i jest przestraszony. Jak powietrza łaknie wtedy potwierdzenia słuszności tego co myśli.

(R) - Chodzi ci o to, że akceptacja jest tylko ważna wtedy, jeżeli pochodzi od osoby akceptującej ciebie całego, także pod innymi względami.

(A) - Oczywiście. Emocjonalne równanie jest bowiem proste: Skoro ona ze mną sypia to znaczy mnie akceptuje, więc w takim razie skoro coś mówię a ona kiwa głową, to znaczy ona to też akceptuje, a skoro sypia i kiwa głową, to w takim razie mam rację, jestem górą!

(R) - Spłyciłeś to równanie. Mężczyźni jak wiadomo mają inklinacje poligamiczne, Einstein był też taki, nawet bardziej od innych. W takim razie odczuwał zapewne potrzebę dużo szerszej akceptacji, tzn. akceptacji nie tylko od jednej Milevy. Która to kochanka powie "Ty nie masz racji"? Kochanka może tylko powiedzieć: "ja Ciebie nie rozumiem, ale czuję, że masz rację". Einstein powiedział kiedyś, że najlepiej czułby się mieszkając w latarni morskiej, bo ludzie nie są mu potrzebni. Było to przewrotne, wiadomo, że przez cały okres swojej działalności naukowej musiał mieć audytorium, aby swoje idee gruntownie omawiać, nawet jeżeli ta dyskusja sprowadzała się często do wysłuchiwania przez zaproszonych gości jego monologu. Zapewne same słuchanie mu nie wystarczało?

(A) - Dialog jest potrzebny. Posłuchaj! Przeczytam ci krótki fragment książki:

“Od początku z Milevą czytał wspólnie wszystkie książki. Einstein był człowiekiem, który nie mógł się obejść bez książki i bez kogoś, z kim mógłby o nich mówić. Nie ulega wątpliwości, że wiele mówili o zagadnieniach, którymi się zaczął zajmować:”

(R) - No właśnie! Ale to było przed urodzeniem się dzieci. Już od roku 1910 jakoś dziwnie nie były mu potrzebne rozmowy z Milevą. W domu bywał coraz rzadziej, a kiedy żona robiła mu awantury o niewierność, ten wielki uczony używał przemocy fizycznej i po prostu ją bił. W tym samym czasie podczas pobytu w Berlinie nawiązał ponownie bliską znajomość ze swoją cioteczną siostrą, z którą w dzieciństwie bawił się w piaskownicy. Po powrocie do Zurychu zaczęli między sobą potajemnie korespondować, potajemnie to znaczy w tajemnicy przed Milevą. Korespondencja między kuzynką Elzą a Einsteinem była również namiętna jak kiedyś między nim a żoną. Kiedyś Einstein nie starał się bronić Milevy przed atakami ze strony rodziny. W listach w dość okrutny sposób potrafił pisać co myśli o niej jego matka. teraz Einstein zaczął pisać do Elizy, że musi żyć (jak na razie) z dala od niej, z wrogo usposobioną do niego kreaturą, to znaczy Milevą.

(A) - A Mileva co?

(R) - Mileva nadal bardzo go kochała. Kochała także swoje dzieci.

(A) - Co się w końcu z nimi wszystkimi porobiło?

(R) - Przeczytaj książkę to będziemy dyskutować jeszcze raz.
 
 

8. WARUNKI SKUTECZNEJ MANOMANII

- mało znane prawo Alberta Einsteina

ej monomanii
 


(R) - Widzę, że stale masz jeszcze w rękach tą książkę (*1) o Einsteinie, nie skończyłeś jej jeszcze czytać?

(A) - Chcę zrozumieć coś, co mnie uderzyło i co ma związek ze skutecznością myślenia, bo być może to jest ważne także dla innych ludzi.

(R) - Skąd ta pewność, że Einstein jest taki ważny jako przykład siły tworzenia? Czy on rzeczywiście dokonał coś tak wielkiego, aby wszyscy o nim tak często wspominali?

(A) - Po ogłoszeniu ogólnej teorii względności podobno codzienne gazety na pierwszych stronach zamieszczały takie tytuły jak: "Rewolucja w nauce", "Nowa teoria Wszechświata", "Idee Newtona obalone", "Zakrzywione światło na niebie". A gdy zmarł, jedna z gazet zamieściła nazajutrz rysunek Ziemi krążącej wśród innych planet z masywną, przymocowaną do niej tablicą o treści: "Tutaj żył Albert Einstein".

(R) - Może to taka jakaś długotrwała moda i snobizm intelektualny, aby często wspominać o Einsteinie?

(A) - Chyba to jest uzasadnione jednak stanem umysłów współczesnych ludzi. Każdy z nas "wsadził" Kopernikowski układ planetarny do Einsteinowskiej czasoprzestrzeni i tak teraz pojmuje świat.

(R) - Przecież to nie jest ważne dla zwykłych spraw życiowych.

(A) - Wiesz, według medycznych definicji, osoba, która traci orientację w czasie i przestrzeni traci świadomość. Umiejętność wyobrażania sobie "gdzie się jest", jest więc ważna w każdej chwili. To ma zresztą również znaczenie dla wyobrażenia sobie swojego stanu po śmierci.

(R) - Wiem, wiem, Ty sądzisz, że całość życia człowieka jest odnotowywana. Po jego śmierci, ten twór zostaje niejako zamrożony i tkwi nadal we wnętrzu czterowymiarowej kuli czasoprzestrzeni, czekając na zmartwychwstanie. To jest jednak tylko taka Twoja interpretacja. Ogłosiłeś ją drukiem, ale nikt się jednak tym specjalnie nie przejął.

(A) - Sądzę, że tą samą interpretację wszyscy odkrywają intuicyjnie, samodzielnie i dlatego taki olbrzymi jest wpływ Einsteina na światopogląd, a właściwie na myślenie religijne.

(R) - Myślenie religijne? On przecież nie był człowiekiem regilijnym!

(A) - Max Born, fizyk, który także dostał Nobla, z pokrew-nej dziedziny fizyki, uważał całkiem na serio teorię Einsteina za objawienie (*1, s. 154).

(R) - A wiesz jaki Einstein miał pogrzeb?

(A) - Wiem. Dzień po śmierci zwłoki spalono, a popioły rozsypano w pobliskiej rzece. W ceremonii uczestniczyło dwanaście osób. Trwała ona bardzo krótko. Zamiast przemówień Otto Nathan odczytał kilka linijek z elegii Goethego do Schillera. Einstein uwielbiał pisma Goethego.

(R) - Myślę, że odnośnie pogrzebu to warto dodać, że lekarz, który dokonywał sekcji, niejaki dr Thomas Harvey (*1, s. 326) "bezprawnie ukradł", a raczej "odprowadził" z ciała zmarłego cały mózg i zatopił go w formalinie i celoidynie.

(A) - Tak wiem! Dzięki temu do dziś dysponujemy materiałem genetycznym tego człowieka. Umożliwiło to w roku 1993 pewnej kobiecie otrzymanie orzeczenia sądowego umożliwiającego przeprowadzenie, w 32 lata po śmierci, testu genetycznego, który miał wykazać, iż jest ona córką Einsteina (*1, s. 351).

(R) - Pierwsze dochodzenia, a właściwie obronę przed sprawą o nieślubne ojcostwo Einsteina prowadzili na jego wniosek jego przyjaciele Frederick Lindenmann i Janos Plesch w roku 1935 (s. 120). Testów genetycznych oczywiście wtedy jeszcze nie było.

(A) - Tak, to dwa najbardziej namacalne zastrzeżenia co do obyczajności prywatnego życia Einsteina. Inne informacje na ten temat podane przez R. Highfielda i P. Cartera nie oparły się o sądy.

(R) - No, jeżeli nie liczyć konieczności przyznania się Einsteina w dniu 14 lutego 1919 roku przed sądem w Zurichu do tego iż zdradzał żonę, kiedy to orzekano rozwód (s. 236).

(A) - Dużo tych dziwnych szczegółów z życia człowieka, który "doznał objawienia", człowieka, którego pewna dziewczynka, uznając go za bóstwo, zapytała w liście: "Czy on naprawdę istnieje?".

(R) - Zdaje się, że ów Otto Nathan razem z Helen Dukas, wieloletnią sekretarką Einsteina byli owymi "strażnikami pamięci", jak nazwali ich autorzy ostatniej biografii, którym przez 40 lat udawało się uchronić przed zaglądnięciem w tajniki prywatnego życia swojego mistrza.

(A) - Moim zdaniem ci "strażnicy pamięci", próbując wybielać osobowość Einsteina źle przyczynili się światu. Gdyby się im to udało nigdy nie dowiedzielibyśmy się na czym polegała "recepta na siłę tworzenia".

(R) - A na czym ona według Ciebie polegała?

(A) - Na umiejętności emocjonalnego odsunięcia się od ludzie, po to aby się zatopić w zupełnie niezależnych konceptach. Inaczej nigdy nic nowego się nie odkryje. Trzeba "zmontować" zupełną wręcz niezależność myślenia!

(R) - Przecież to wredne! Co miałoby to dawać? Poza tym nie sądzę, aby była to prawda!

(A) - To przeczytaj fragment listu, jaki Einstein wysłał do swojego syna Hansa Alberta, wtedy gdy był już on uznanym inżynierem hydrotechnikiem. Popatrz tu, na stronie 320 Einstein napisał:

“Rób dalej to samo, co robiłeś do tej pory. Niech dobry humor cię nie opuszcza, bądź dobry dla ludzi, lecz nie zważaj na ich słowa i czyny. Twój ojciec”.

(R) - Rzeczywiście trochę to cyniczne!

(A) - To nie cyniczne. To sposób zabezpieczenia się przed złym losem. Popatrz tutaj, na stronie 319, w cytowanym tu innym fragmencie tego samego listu, Einstein wyjaśnia to dokładnie, bo pisze:

“Bardzo się cieszę, że mam syna, który odziedziczył główną cechę mojego charakteru: zdolność wznoszenia się ponad ziemską egzystencję, przez poświęcenie się na długie lata celom ponadosobowym. Jest to najlepszy i w samej rzeczy jedyny sposób, w jaki możemy uniezależnić się od naszego człowieczego losu i innych ludzi”.

(R) - Jak wiadomo z książki, którą trzymasz w ręce, Einstein nigdy nie zdołał uniezależnić się od swojej matki, która całymi latami zabraniała mu ożenić się z Milevą, a potem psuła cały czas jego małżeństwo, zawarte wbrew jej woli. Co więcej, w Elzie, w swojej ciotecznej siostrze zakochał się chyba dlatego, iż łudząco przypominała mu jego matkę, zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Zresztą już po kilku latach tego nowego małżeństwa Elza przeistoczyła się w "kobietę matczyną". Matkowała mu w pełnym zakresie, poczynając od kuchni i innych czynnościach domowych aż do matczynego traktowania innych kobiet, jakie starały się wtedy wedrzeć w życie mistrza, który wymyślił "klucz do wszystkich tajemnic Wszechświata" (*1, s. 321).

(A) - Jak wiadomo była w tym względzie tak tolerancyjna, że gdy do ich domku w Caputh nad jeziorem Wansee i rzeką Hawela przyjeżdżała Pani Margarete Lebach, jasnowłosa, młoda Austriaczka, to ona wyjeżdżała na cały dzień do miasta (*1, s.263). Z prywatnych listów Elzy wynika także, że bardzo starała się ona nie przejmować niewiernością męża. W każdym razie, próby analizy postępowania Einsteina dokonywane przez nią i jego przyjaciół z tzw. "okresu Berlińskiego" były "daremne i nieprzyjemne".

(R) - To prawda, mistrz ułożył wtedy regulamin małżeński. życie domowe było tak zorganizowane, aby nie musiał kontaktować się on ze swymi bliskimi częściej niż uznawał to za stosowne. on i elza mieli oddzielne sypialnie w przeciwległych końcach mieszkania. Dzienne miejsce odosobnienia urządził sobie na poddaszu. Einsteinowi zależało wtedy na całkowitym odosobnieniu, a więc chyba na owej niezależności. Służąca mogła odkurzać książki raz w tygodniu, lecz Elzie wstęp do pracowni był całkowicie wzbroniony (*1, s.244). Ale jednocześnie, w tym samym czasie, Einstein był od Elzy całkowicie zależny! Z zapi-sów jego przyjaciela Plescha wyłania się obraz: "bezradnego dziecka, na każdym kroku zależnego od matki". Plesch pisze:

“Tak jak jego umysł nie zna żadnych ograniczeń, jego ciało nie trzyma się żadnych ustalonych reguł. Śpi, dopóki się go nie obudzi, kładzie się spać dopiero wówczas gdy mu się każe iść do łóżka, chodzi głodny aż dostanie coś do jedzenia ... trzeba się nim opiekować jak dzieckiem ... Miał wielkie szczęście, że trafił na taką osobę jak jego druga żona ...”.

Wyglądało na to, że Einstein był najszczęśliwszy, gdy pogrążał się w transie, pozwalając

“by inni prowadzili go poprzez niedogodności codziennego życia. wyglądało to tak, jak gdyby jego umysł błąkał się gdzieś daleko, nie zdążywszy powrócić do ciała. w tym czasie ciało to znajdowało się pod wyłączną opieką Elzy”.

(A) - Postępowanie takie wyjaśnia być może zdanie, jakie Einstein powiedział kiedyś do studentki Esther Salman. Powiedział:

“Nie znoszę przebywania z ludźmi. Nie jestem człowiekiem rodzinnym. Potrzebuję spokoju. Chcę zrozumieć, w jaki sposób Bóg stworzył świat” (*1, s.201).

(R) - Tym nie mniej, po śmierci Elzy Einstein odtworzył jednak szybko kobiece matkowanie. Domem zajmowała się wtedy jego siostra Maja, pasierbica Margot oraz słynna sekretarka Helen Dukas.

(A) - Przy czym, wydaje się, że tak zwanym kobieciarzem pozostał całe życie, co wyłazi teraz z jego różnych ujawnianych listów.

(R) - Jakie wyciągasz więc wnioski? To chyba bardzo egoistyczne podejście do życia.

(A) - Czy egoistyczne? W każdym razie, z biografii Einsteina wynika, jakie są początkowe warunki skutecznego myślenia!

(R) - A jakież to są warunki?

(A) - Zapytała o to Einsteina Bice, córka Michele'a Besso, tego przyjaciela, który pomógł mu sformułować matematycznie ogólną teorię względności poprzez rachunek tensorowy i który prócz tego wiódł spokojne, długie i szczęśliwe życie. Córka Besso była rozżalona jednak, że jej ojciec nie dokonał nigdy tak wielkich odkryć jak Einstein. Einstein wyjaśnił jej to następująco:

Aber Frau Bice: to dobra oznaka. Michele jest typem humanisty, ma uniwersalny umysł i interesuje go jednocześnie zbyt wiele rzeczy, by miał zostać monomanem. A tylko monoman może dojść do czegoś, co nazywamy potocznie wynikami” (*1, s.323).

(R) - Treść owej monomanii to zapewne owe "objawienie". Widać świat jest tak urządzony, że raz na kilkaset lat pojawia się na naszej planecie geniusz. To zapewne za sprawą Boga!

(A) - Być może, ale ową zaszytą w głowie, zapewne od urodzenia, ideę trzeba rozruszać. Więcej, trzeba być niepodatnym na przeszkody i stwierdzenia: "Ty nie masz racji". Trzeba być niezależnym duchowo, swobodnie poruszającym się monomanem, który ma jednocześnie stabilne zaplecze emocjonalne. Sama kiedyś powiedziałaś przecież pewnemu uzdolnionemu, ale leniwemu artyście, że dzwon, aby głośno dzwonił musi mieć rozkołysaną duszę.

(R) - Mówiłam mu, żeby sam rozkołysał dzwon!

(A) - Zdaje się, że jest to trudne. Einstein stosował inne metody. Chyba dlatego wypsnęło mu się znane jego stwierdzenie, że “Dar osiągnięcia harmonii w życiu rzadko idzie w parze z błyskotliwą inteligencją”.

(R) - A Imanuel Kant, a Józef Maria Bocheński.

(A) - No tak, bywają chyba wyjątki! Jakkolwiek nie wiem, czy istnieją wiarygodne biografie? Może nad pisemną spuścizną ich życia czuwają także jacyś "strażnicy pamięci"? Nie jest to jednak kłopot, bo i tak wszystko zostaje odnotowane we wnętrzu kuli czasoprzestrzeni!
 
 

9. trzy rodzaje cyborGów

- czyli suche fakty o Srinivasie Ramanujanie
 




(A) - Czy widziałaś film "Johnny Mnemonic" (*1)? Wiesz ten, który pokazuje przerażające czasy niedalekiej przyszłości, kiedy to ludzie będą się podłączać przez bezpośrednie złącza do sieci komputerowej.

(R) - Mówisz o tej wieruntej bajdzie o cyborgach? Któż to pozwoli zrobić sobie implant do mózgu tylko po to, aby lepiej współpracować z siecią komputerową? Poza tym to niewykonalne!

(A) - Do niedawna też tak myślałem. Nie ruszył mnie nawet artykuł o współczesnych możliwościach wszczepiania implantów mózgowych (*2). Dopiero gdy przeczytałem fragment książki Michio Kaku (*3) to się przeraziłem.

(R) - Przeczytaj mi, bo kończę obiad.

(A) - Posłuchaj:

“Po gwałtownej, pełnej euforii wrzawie wokół teorii strun, w końcu lat osiemdziesiątych, gdy wydawało się ... że nagrody Nobla posypią się tuzinami, nadszedł czas ostrożnego realizmu ... ironia tkwi w tym, że rozwiązanie wymaga technik, które wykraczają poza umiejętności jakiegokolwiek fizyka żyjącego współcześnie. Okropność! mamy przed sobą doskonale zdefiniowaną teorię wielowymiarowej przestrzeni ... ale nikt nie wie jak wybrać poprawne rozwiązanie spośród milionów odkrytych możliwości. Dla teoretyka strun wina nie tkwi w teorii, lecz w naszej prymitywnej matematyce ...”

Dalej jest o jakimś geniuszu matematycznym, który zmarł w roku 1920, mając jedynie 33 lata, na jakąś dziwną chorobę.

(R) - Mówisz o Srinivasie Ramanujanie. Znam tą historię. Czytałam o niej kiedyś w "Problemach" (*4). To jest fascynująca sprawa. Facet przeleżał prawie całe życie na macie z trzciny. żona przynosiła mu niewielkie porcje ryżu i jarzyn, bo on, wiesz, był wegetarianinem. Mieszkali na południu Indii, w pobliżu Madrasu. Pod wieczór, gdy trochę się ochłodziło, zaczynał pisać wzory matematyczne. Pisał zazwyczaj do rana. W swoim życiu zapisał ich tysiące. Wszystkie okazały się prawdziwe.

(A) - żarty sobie stroisz. Co to znaczy prawdziwe?

(R) - No cóż, po prostu, lewa strona równania, po wyliczeniach, do których trzeba było zaprzęgnąć później potężne komputery, rzeczywiście zawsze równała się prawej.

(A) - Nigdy o tym nie słyszałem. Opowiedz mi więcej o nim.

(R) - życie miał krótkie, więc i historia jest krótka. Urodził się w kumbakonam koło Madrasu, tam gdzie wierzą w reinkar-nację i możliwość kontaktu z duchem zmarłego poprzez hinduską boginię Namagirii. podobno to ona dyktowała mu do ucha te wzory.

(A) - Mów poważnie!

(R) - O Srinivasie Ramanujanie zawsze będzie brzmiało niepoważnie, bo to zakrawa na jakieś cuda. W Kumbakonam rozwinął się nawet kult o religijnym niemal charakterze.

(A) - Ale co wiesz jeszcze o jego życiu?

(R) - Ze szkoły go wylali, bo poza matematyką nic więcej go nie interesowało. Już jako dziecko zaczął spisywać setki wzorów. Później okazało się, że odkrywał całą przeszłą matematykę na nowo, nic o tym nie wiedząc.

Wyrzucał z siebie twierdzenia matematyczne na ogół bez etapów pośrednich. Gdy w wieku 16 lat przyjaciel podarował mu pierwszą europejską książkę z zakresu matematyki to bardzo się zdenerwował, gdy zobaczył, że jeden z najpiękniejszych wzorów matematycznych eip+1=0, gdzie i jest pierwiastkiem równania, x2 = -1, tzn. i2 = -1, odkrył Leonhard Euler (*5). Ramanujan podobnie jak Euler zauważył, że eip =cos p + sin p = -1+0=-1.

Nikt by o nim nigdy się nie dowiedział, gdyby nie jego szef z zarządu portu w Madrasie, gdzie Ramanujan podjął swoją pierwszą płatną pracę. Dyrektor zarządu portu namówił go do wysłania niektórych jego prac do kilku matematyków brytyjskich. Tylko jeden z nich, G.H. Hardy odpowiedział na list. Było to w roku 1914. Doszedł do wniosku, że 100 twierdzeń matema-tycznych podanych bez dowodu musi być prawdziwych, bo "... po prostu nikt nie miałby tyle wyobraźni, aby je wymyślić". Hardy zaprosił Ramanujana do przyjazdu do Cambrige. Został on tam ciepło przyjęty i zaczął tworzyć olśniewające prace. Wymyślił tzw. funkcje theta, które po latach przyczyniły się do rozwoju komputerów. Niestety Anglia była wtedy w stanie wojny i brakowało jarzyn, a Ramanujan był wegetarianinem. Ciężko zachorował na dziwną chorobę. W roku 1918 ciężko chory wrócił do Indii. Jeszcze przez rok, leżąc na brzuchu na macie z trzciny pisał dalej. W jedynym liście, jaki wysłał wtedy do Hardy'ego do Anglii zawiadomił go, że odkrył nową klasę funkcji, którą nazwał "funkcjami niby-theta". Nikogo to jednak wtedy nie zainteresowało. Wkrótce wszyscy o nim zapomnieli. Dopiero w roku 1974 matematycy, przyciśnięci przez fizyków, dążących do teorii wielkiej unifikacji natrafili na tzw. problem podziału. Przypomnieli sobie pewnego Hindusa i po dużych trudach odnaleźli zapiski, nazwane obecnie tzw. "Zaginionym notatnikiem Ramanujana".

Współcześnie matematycy, analizując ten notatnik, nie mogą pojąć jak możliwe było, aby jeden człowiek zaproponował 3000 nowych twierdzeń matematycznych o niezwykłym poziomie trudności. Jeden z nich, Wiliam Gosper pracujący w Silicon Computer Co. powiedział, że każde donioślejsze odkrycie należy oznaczyć wartością 1000 mili-Ramanujanów. Inni zdolni matematycy w ciągu życia mają kilka osiągnięć rzędu 700 mili-Ramanujanów, używając często komputerów o dużej mocy.

(A) - No właśnie! To jest to samo zjawisko co z Mozar-tem. Całemu otoczeniu także wydawało się, że to nie jego praca, lecz że ktoś przekazuje mu strumień nut, w szybkim tempie, wprost do jego mózgu, jakby miał tam jakiś specjalny implant.

(R) - No tak! Można się z tym zgodzić, że geniusze matematyczni, tacy jak Georg Riemann, Srinivas Ramanujan, Alan Turing, i wielcy muzycy, jak Mozart, Beethoven, Bach czy Strauss są w pewnym sensie nieludzcy, gdyż zwykłych ludzi przerastają dzięki jakimś specjalnym właściwościom ich mózgów. Oni są takimi naturalnymi cyborgami. Zresztą szkodzi im to na zdrowie. Wcześnie umierają. Podobnie zresztą jak ci hakerzy z hardwarowymi implantami z filmu Johnny Mnomonic, którym wspomnienia z dzieciństwa wykasowano, aby zrobić miejsce na zadania specjalne. Przeraża mnie to, iż sądzisz, iż cyborgów II-go rodzaju, takich z żelastwem (hardwerem) w głowie, wkrótce będzie wielu. Jak mówiłam, nie wierzę zresztą w to!

(A) - Nie stawiam przewidywań bez pokrycia. Niepokoi mnie nawet, że zbyt wiele z nich sprawdza się, a żyję już długo. Mogę wyliczyć Ci te, które się już sprawdziły.

(R) - Innym razem. Wróć do cyborgów. Dlaczego według Ciebie ludzie wszczepią sobie wkrótce elektroniczne układy scalone do własnego mózgu, nie czekając aby zrobili im to ci z UFO?, o czym kiedyś pisałeś.

(A) - Ludzie jak dotąd nigdy nie cofnęli się przed dokonaniem heroicznych i niebezpiecznych wysiłków; przed rzuceniem na szalę życia własnego, a nawet życia wielu innych ludzi, jeśli zaświtała im nagroda specjalnego typu.

(R) - Nie wiem o czym mówisz?

(A) - To przypomnij sobie awanturników z żaglowców Krzysztofa Kolumba, czy korwety Magellana. Przypomnij sobie zdobywców bieguna północnego i południowego, zdobywców Mount Everest i mikrobiologów, którzy wstrzykiwali sobie już nie raz zarazki, celem sprawdzenia swojej własnej hipotezy. Po prostu to byli zawsze ludzie ciekawi tego, czy mają rację oraz żądni nagrody na wypadek wygranej. Tak jak w pokerze. Wszystko inne przestaje się wtedy dla nich liczyć. A tym razem zaświtała nagroda niezwykle wysoka. Chodzi o pokerowe przebicie na poziomie "karety".

(R) - Kareta? Co tym fizykom świta w głowie?

(A) - To że zostaną władcami hiperprzestrzeni. Oznacza-łoby to, że ludzie mogliby poruszać się szybciej niż światło, przenikać do innych wszechświatów, wracać w czasie do początku swoich narodzin, brać udział przy narodzinach nowych wszechświatów, stać się wpółudziałowcami stworzenia.

(R) - Widzę, że rozważania biografii zwariowanych naukowców prowadzą do niebezpiecznych wniosków.

(A) - To nie biografie są niebezpieczne, ale raczej to co się usiłuje wydarzyć. Poza tym przekonałem się już o pewnej prawidłowości. Każdy z tych nieprzeciętnych badaczy fizyki czy biologii czyni na ogół także pewien wkład do prostej, użytecznej na codzień psychologii klinicznej. Każdy z nich, prócz swoich odkryć zasadniczych przekazuje pewną mądrość praktyczną. Na ogół jest to jedno celne, krótkie zdanie, które ma właśnie wartość 1000 mili-Ramanujanów.

(R) - Masz rację! Srinivas Ramanujan coś takiego zrobił!

(A) - Tak? A co powiedział?

(R) - Ano wiesz! Wpierali mu cały czas, że to bogini Namagirii szepcze mu do ucha wzory. Robili z niego bóstwo. On tego nie lubił, gdyż nie miał czasu chodzić do lokalnej świątyni. Wierzył poza tym głównie we wpływy gwiazd i planet, jak stwierdza to teraz w licznych wywiadach wdowa po nim Pani Janaki. Zdenerwował się więc kiedyś i powiedział, że "wszystkie religie są mniej więcej tak samo prawdziwe".

(A) - Niech no chwilę pomyślę! W ustach hinduskiego matematyka oznacza to iż sądzi on, że buddyzm i stwierdzenia innych religii uzupełniają się oraz że ich przesadne stwierdzenia kasują się. Wiesz chyba masz rację! To jest odkrywcze! To odnajduje się u nich wszystkich, tzn. u wszystkich tych cyborgów I-go rodzaju. Oni stale to mówią. Oni zresztą wskazują przez to na "cyborgów minusowych".

(R) - Co to jest "cyborg minusowy"?

(A) - To proste, to taki człowiek co tego nie rozumie! Taki człowiek nie ma "wkładki mózgowej", takiego "pojęciowo-metodologicznego implantu", który umożliwia rozpatrzenie własnych procesów myślowych, rozpatrzenie mechanizmów powstawania nienawiści, a więc mechanizmów psychologicznych prowadzących do wojny. Jak wiesz, dawno temu już zauważono, że wszystkie wojny to bitwy, aby udowodnić, że własny sposób myślenia jest lepszy niż cudzy.
 
 

10. 100 milionów Curie i jedna

Skłodowska

- próg uranu cywilizacji Io a odwaga cywilna
 




(R) - Przeczytaj te oto dwie linijki: "Ta kobieta dumna, namiętna i pracowita odcisnęła piętno na naszych czasach ponieważ ... istnieją bezpośrednie związki między Marią Curie-Skłodowską i energią atomową ... tak zresztą silne, że spowodowały jej śmierć". To fragment napisu wyrytego na nagrobku Skłodowskiej. Wypisałam to z książki o jej życiu (*1). Przeczytałam ją wkrótce po tym gdy dyskutowaliśmy o Newtonie. Mówiłeś wtedy o raczkujących cywilizacjach, które zbudowały już bombę atomową i które muszą przekroczyć tzw. "próg uranu" (PU). Jak wiadomo Skłodowska w pewnej szopie zagotowała w kubłach całe tony smółki uranowej, aby wyekstrahować pierwiastki bardziej radioaktywne niż uran. Wtedy nie uwierzyłam Ci, ale teraz jest X rocznica wybuchu w Czarnobylu. Wszyscy o tym piszą. Widziałam taki film dokumentalny. Podobno tereny napromieniowane, niebezpieczne dla życia obejmują obszar wielkości połowy Polski, a wybuch spowodował emisję 150 milionów Curie, tzn. radioaktywność 5 tysięcy razy większą niż bomba zrzucona na Hiroshimę. Przejęłam się więc tym twoim "progiem uranu". Wytłumacz mi to jeszcze raz. Dlaczego mówiłeś wtedy o jakimś nieuchronnym "globalnym momencie krytycznym". Czy to jest wyssane z palca, czy to jest jakoś racjonalnie uzasadnione?

(A) - Gdy zacznę Ci tłumaczyć to znowu wpadniesz w zwątpienie, gdyż koncept jest uzasadniony czymś co zazwyczaj ludzi nie obchodzi, a mianowicie tym, że prowadząc nasłuch radiowy sąsiedniego regionu galaktyki nic nie słychać.

(R) - Co to ma wspólnego z bombą atomową i Czarno-bylem?

(A) - To jest powiązane poprzez słynny wzór Drake'a na odległość do najbliższej inteligentnej cywilizacji (*2,*3,*4). Wzór uzależnia tą odległość od umiejętności i czasu jej przeżycia. Jeśli założyć, że inteligentne cywilizacje trwają w czasie, tzn. mają długą historię, to powinny od dawna nadawać audycje radiowe i telewizyjne, które powinny docierać do nas. Skoro nic nie słychać, to widać wyginęły. Zapewne wynalazły bombę atomową i w końcu zrobiły z niej użytek, nie przetrwały "progu uranu".

(R) - To jest naciągane. To tylko taka teoria. Zapewne ten wzór Drake'a jest błędny. Zapewne pojawienie się istot inteligentnych jest czymś unikalnym albo jednorazowym. Ten próg uranu to teoria niesprawdzalna!

(A) - Nad wzorem Drake'a zastanawiam się często. To mój konik. Ze względu na delfiny zaproponowałem nawet poprawkę do szóstego współczynnika (*5).

(R) - Co mają do tego delfiny?

(A) - Drake szacuje, że na planetach, na których powstało życie biologiczne, inteligencja pojawia się rzadko. Ja twierdzę natomiast, że skoro na naszej planecie mamy aż dwie różne formy wysoko rozwiniętej inteligencji, tzn. "ludzką" i "zabawowo-rozrywkową inteligencję delfinów", to szansa na pojawienie się istot inteligentnych na planetach ożywionych jest większa niż oszacował to Drake.

(R) - Ale mimo to nic nie słychać, mówisz? Zauważ jednak, że nasz sygnał radiowo-telewizyjny jest nadawany dopiero od roku 1936, tzn. od czasu transmisji z otwarcia Olimpiady w Berlinie. Na trybunie stał wtedy Hitler (*7). Sygnał ten dotarł więc dopiero na odległość 60-ciu lat świetlnych. Tylko w tym promieniu ktoś go mógł odebrać.

(A) - No właśnie, jeśli przeżyjemy kilkaset lat, jakie mijają od krytycznego momentu odkrycia rozpadu pierwiastków promieniotwórczych, to będziemy sygnał nadawać dalej. Jeśli chodzi o innych to wokół nas, tzn. w obwodowym regionie ramienia Oriona naszej Galaktyki, nikt nie przeżył.

(R) - Czyli wszystkiemu jest winna nasza Maria Curie-Skłodowska?

(A) - Nie sądzę. W końcu zawsze się taka znajdzie. Jakkolwiek trzeba przyznać, że w dziedzinie promieniotwórczości była ona wyjątkowo zacięta i nieprzejednana. W okupowanej przez Rosjan Warszawie wytworzono w niej taki napęd do pracy pozytywistycznej, że jako pierwsza kobieta obroniła doktorat na Sorbonie, jako pierwsza kobieta dostała nagrodę Nobla, trzecią z rzędu zresztą, pod równą datą 10 grudnia 1903 roku. Łatwo zapamiętać, zwłaszcza iż pierwszego Nobla odebrał Roentgen w roku 1901, także za śmiercionośne promieniowanie X. Od tego czasu zaczął tykać zegar odmierzający czas do "globalnego momentu krytycznego".

(R) - śmiercionośne? Przecież diagnostyka medyczna w dużej mierze opiera się na promieniowaniu Roentgenowskim, a dzięki radowi, odkrytemu przez Marię Curie-Skłodowską leczymy raka.

(A) - Warto rozpowszechniać tą symbolikę. Trzeba ją uzupełnić. Maria Curie-Skłodowska nie zdawała sobie sprawy z tego czym jest promieniowanie radu, miała więc poparzenia skóry i przez kilkanaście lat słaniała się z powodu choroby popromiennej. W końcu na nią umarła, tak jak tysiące tzw. "likwidatorów", przywiezionych "dobrowolnie" do Czarnobyla, którzy także nie wiedzieli na czym polega awaria reaktora.

(R) - Jak to! nie poinformowano ich?

(A) - Przewieziono 600 tysięcy ludzi, tak aby każdy wszedł do tzw. strefy tylko jeden raz i tylko na chwilę. Trzysta tysięcy ludzi ze strefy oraz spośród likwidatorów otrzymało jednak dawkę chorobotwórczą. Częstość zachorowań na raka tarczycy wzrosła na Białorusi 100-krotnie. A wszystko wynikło z ciekawości kilku nieznanych do tej pory osób, którzy chcieli wiedzieć co się stanie z reaktorem jeśli go przegrzać, tzn. jeśli podwyższyć jego moc o 20% w stosunku do mocy przewidywanej przez inżynierów energetyków.

(R) - Ty chyba żartujesz? Inżynierowie energetycy zbudowali reaktor energetyczny, a ktoś chciał wiedzieć czy można go przemienić w bombę atomową, czy tak?

(A) - Tak właśnie było! Eksperyment się udał, niektóre reaktory można przemienić w duże bomby atomowe, przez wydanie kilku rozkazów, jeśli tylko zostaną one wykonane bezkrytycznie. Dlatego, jak pisze Jurij Szczerbakow w "świecie Nauki", reaktory typu RBMK-1000 nie powinny stać w rejonach, które są politycznie niestabilne (*11, *12).

(R) - Przecież większość reaktorów uruchamiają kraje niestabilne polityczne.

(A) - Tak! Pokonanie "progu uranu" zależy więc od pewnej konkretnej zmiennej psychologicznej.

(R) - Czyżby wynikało to także ze wzoru Drake'a?

(A) - Pośrednio! We wzorze brakuje siódmego współ-czynnika. Współczynnika na szansę osiągnięcia przez większość obywateli planety, dostatecznej dozy odwagi cywilnej, świadomości i wglądu w tzw. "globalny mechanizm krytyczny" zanim jacyś terroryści odpalą 1/3 zgromadzonego uranu i plutonu (PU) oraz zanim Ziemia przekroczy górną nośność demograficzną (GND), co zależy z kolei od debaty teologiczno- filozoficznej. Po odpaleniu takiej ilości materiałów rozszczepialnych dym i pył zakryje Słońce na kilkaset lat, co sprawi, że większość gatunków żywych wymrze. W tym drugim wypadku większość potopi się w ciepłej wodzie.

(R) - Jaki jest ten współczynnik teraz?

(A) - Cieszę się, że złapałaś "wgląd"! Teraz wynosi on 1:10 na przeżycie przez następny rok, gdyż trzeba uwzględnić próg "GND-EKO" i próg "PPP", tzn. "próg pozornie przypadkowych planetoid".

(R) - To jest druga pochodna. Ty mówisz o zmieniającej się w czasie wartości współczynnika, który określa szansę na przeżycie tylko do pewnego momentu w czasie.

(A) - Tak! Tylko w ten "rozmyty" sposób "fuzzy-flou", jak mówią współcześni matematycy i fizycy da się określić ową szansę na przeżycie.

(R) - Znowu naciągasz! Ty coś kombinujesz! Powiedz, jakie jest twoje prywatne zdanie. Przeżyjemy progu PU, GND-EKO i PPP czy nie?

(A) - O jej! Gdybyśmy to wiedzieli to byśmy nie budowali stacji "Alfa".

(R) - Mówisz o międzynarodowej inicjatywie zbudowania orbitującego statku kosmicznego już od roku 2010, w którym ma zamieszkiwać na stałe kilkudziesięciu ludzi. Co to ma wspólnego z PU i GND-EKO?

(A) - Jeśli zostaną odpalone ładunki nuklearne to ludzie na "Alfie" przeżyją.

(R) - Nigdy nie słyszałam, aby w "Scientific American" ("świecie Nauki") albo “La Recherche” uzasadniano, w ten właśnie sposób, wydatek 100 miliardów dolarów, potrzebnych na wybudowanie stacji alfa, co zresztą my podatnicy wszystkich krajów finansujemy.

(A) - Tak, bo cele umieszczenia na orbicie stacji Alfa nie są w pełni uświadamiane. To są zamierzenia realizowane przez ludzkość w sposób podświadomy.

(R) - Chcesz powiedzieć, że są dwie małe szanse. Albo większość mieszkańców planety uzyska wgląd w globalny mechanizm krytyczny (WGMK) albo uratuje się tylko kilkudziesięciu ludzie ze stacji Alfa.

(A) - Tak! Jeśli ci z Alfa będą mogli polecieć już w przestrzeń. Wymaga to jednak także około kilkudziesięciu lat pracy w miarę znośnych warunkach. Trzeba jednak pamiętać, że w roku 2050 ilość ludzi na naszej planecie osiągnie już raczej "nieznośny pułap" rzędu 15 miliardów.

(R) - Ponownie wychodzi nam na to, że wszystko zależy od następnych kilkudziesięciu lat. Progi PU i EKO akurat za życia naszych wnuków?

(A) - Tak! Ale na płaszczyźnie technologicznej może się to rozegrać poprzez stację Alfa, co da kilkadziesiąt uratowanych osób albo na płaszczyźnie psychologicznej i wtedy zostanie uratowanych 8 miliardów ludzi.

(R) - Poszukiwanie rozwiązania psychologicznego jest chyba tańsze niż budowa stacji Alfa?

(A) - Tak! Rozwiązanie już znaleziono, da się je wysłowić na kilkunastu stronach, a sposobem symbolicznym da się je zapisać na jednej kartce papieru. Znała je także, sądząc z analizy życiorysu, Maria Curie-Skłodowska. Proponuję nawet, aby tyle wglądu WGMK i odwagi cywilnej, ile miała ta kobieta oznaczać jednostką o nazwie "jednej Skłodowskiej".

(R) - Co w jej życiorysie świadczy o odwadze cywilnej? Ona była po prostu naukowcem. Wiele jest odważnych kobiet.

(A) - Jednostka odwagi cywilnej musi dotyczyć zachowań w różnych sytuacjach. Skłodowska potrafiła sobie poradzić z nagonką wysokonakładowej pracy, która uczepiła się jej romansu z profesorem Langevin. Odwagę wykazała także tworząc z Małgorzatą Borel zalążki ruchu feministycznego.

(R) - A któż to taki ta Małgorzata Borel?

(A) - To ciekawa postać! Pisała książki. Posłuchaj, co ma do powiedzenia o niej Franç oise Giraud, autorka biografii Marii Skłodowskiej:

“ Emil Borel jest wspaniałym matematykiem, pięknym mężczyzną, brunetem o złotych oczach. Młodziutka Małgorzata, którą poślubił, żywa i pikantna, jest córką dziekana nauk ścisłych Paula Apella ...”, “... ta mała bezwstydnica niczego się nie boi i mając dziewiętnaście lat wodzi za nos kwiat nauki francuskiej.”

“... Maria tak nietolerancyjna wobec wszelkiego szczebiotu również ulega urokowi tej zuchwałej, młodej osoby, zagorzałej feministyki, która potem poświęci się redagowaniu pisma “Revue de Mois” i namówi nawet do pisania Piotra Curie, nim sama zacznie publikować powieści pod nazwiskiem Camille Marbo, uzyskując rozgłos...”

“Borelowie mają werwę, styl, stosunki, a także klasę i odwagę. Później, gdy Maria będzie przedmiotem skandalu, Borel odważy się pięknym gestem udzielić jej schronienia”.

(R) - Dlaczego więc nawet odwaga feministki z dwiema nagrodami Nobla nie wystarcza, aby wylansować WGMK?

(A) - Opowiadanie o rozwiązaniu jest niebezpieczne dla autorów, a więc na dłuższą metę nie jest to skuteczne. Dlatego właśnie rozwiązania nie działają. Jeśli nie można mówić jasno to nikt nie zrozumie. Jeśli powiedzieć dobitnie to jest to niebezpieczne. Współplemieńcy, mieszkańcy planety zamykają autorom usta i koło także się zamyka. Dobrą ilustracją są wydarzenia, jakie się przytrafiły Jessice Lang w filmie "Błękit nieba" (*8). Jessica Lang osiąga tam właśnie odwagę myślenia rzędu "jednej Skłodowskiej".

(R) - Nie wierzę Ci! Przecież teraz wszystko można wydrukować.

(A) - To o czym mówię można wydrukować tylko w bar-dzo małym nakładzie. Jeśli nie wierzysz to przeczytaj niskonakładową powieść biograficzną Karsten Alnaes pt.: "Sabina", o kochance C.G. Junga, którą w Rosji zamordowali hitlerowcy (*9). To jest w końcu o pojęciu wglądu. Przeczytaj także obwolutę książki Wilhelma Reich'a pt.: "Mordercy Chrystusa". Jak pisze Jacek Santorski wydawca obydwóch tych książek - Reich zmarł w więzieniu federalnym w Lewisburgu w stanie Pensylwania w roku 1957 (*10).

(R) - Wiem, czytałam. Co zrobić, aby zamieszkać na stacji Alfa?

(A) - Najlepiej zostać specjalistą od najsilniejszych rodzai promieniowania, np. takich jak kosmiczne rozbłyski gamma lub cząsteczki zetta.
 
 

11. Freud, Jung i Sabina Spielrein

- czyli o wglądzie w duszę gatunku
 




(R) - A więc dzisiaj będziemy rozmawiać o Freudzie i Jungu, dwóch sławnych lekarzach, których nazwiska znają chyba wszyscy mieszkańcy naszej planety.

(A) - Oraz o Sabinie Spielrein, ich przyjaciółce, która jednemu i drugiemu podsunęła idee, które później stały się ich najważniejszymi konceptami (*1, *2,*3,*4).

(R) - Dlaczego właśnie ta trójka?

(A) - Trudno aby w naszych rozmowach o twórcach największych dokonań nie było nic o jakimś lekarzu.

(R) - To dziwne! Na ogół zapomina się o tym, że Freud i Jung byli praktykującymi lekarzami. Te nazwiska kojarzą się wprost z psychologią.

(A) - Większość pacjentów sądzi, że lekarz powinien pytać tylko o dolegliwości ze strony jelit i wątroby.

(R) - Wiesz, ta powieść biograficzna o Sabinie Spielrein (*1), przyjaciółce Junga, to gorzej niż horror, to jest przejmujący zapis o najbardziej makabrycznych wydarzeniach, jakie zrealizował "ludzki ród". Wydarzenia takie zresztą wcale nie ustały.

(A) - Ciąg dalszy rzeczywiście nastąpi, a więc konstrukcja powieści jest odpowiednia. Autor naprzemiennie, w kolejnych rozdziałach opisuje jak rozwijał się romans oraz wiedza o pędzie ku śmierci i siłach destrukcji drzemiących w każdym z nas, opisując jednocześnie wyczyny hitlerowców zbliżających się do Zagłębia Donieckiego i makabryczne sceny rozgrywające się na oczach Sabiny, która jak wiadomo już od początku powieści zginie w końcu z ich rąk. Taka naprzemienna "historia" toczy się przecież dalej.

(R) - Wniosek jest więc smutny. Teorie Freuda i Junga nie są skuteczne. Ludzie tak jak się zabijali tak mordują się dalej. Wystarczy wspomnieć Wietman, Kambodżę, Jugosławię, Rwandę, Tamilów ze Sri Lanki, Tybet, terroryzm, mafijne porachunki itp.

(A) - Sądzę, że teoria Sabiny Spielrein i Junga jest wystar-czająco silna, aby wstrzymać większość wojen z innowiercami, ale trzeba byłoby zadbać, aby była ona znana każdej osobie. Jak na razie większość mieszkańców tej planety oraz przywódcy głównych nurtów ideologicznych nie chcą zgodzić się nawet z tym, że istnieje podświadomość oraz wyparty ze świadomości, bo niegodny nam, cień, czyli "diabeł wewnętrzny", którego się przepędzić nie da.

(R) - Dlaczego tak mówisz? Przecież każdy już słyszał o podświadomości. Nic to nie daje?

(A) - Słyszał, ale wypiera, bo szczegóły są nieprzyjemne. Na dowód przeczytaj głośno w jakimś towarzystwie fragmenty powieści, które dotyczą owego słynnego środowego zebrania Towarzystwa Psychoanalitycznego (*6), które odbyło się w mieszkaniu Freuda 29 listopada 1911 roku, na którym Sabina Spielrein przedstawiała swoją rozprawę pt.: "Destrukcja jako praprzyczyna stawiania się" (Die Destruktion als Ursache des Werdens), czytaj dla próby głośno choćby ten fragment (*1):

“My lekarze wiemy oczywiście, że neurotyk ma skłonności do dręczenia, umniejszania i szydzenia z siebie, nawet do potępiania swego ego z nieubłaganą surowością. Z kolei udręka zadana własnej osobie wywołuje przyjemność i dostarcza patologicznego rodzaju rozkoszy ...”

Są to słowa włożone w usta S. Freuda. Inny uczestnik dyskusji nad referatem Sabiny dodaje:

“... potrzeba autodestrukcji łączy się ściśle ze skłon-nością do niszczenia innych ludzi. Innymi słowy między samobójstwem a morderstwem może zachodzić duchowe pokrewieństwo ...”

Jeszcze ktoś inny dodaje:

“... ascetyczne skłonności człowieka dają się z powo-dzeniem pogodzić z okrucieństwem wobec innych. Pogarda dla samego siebie ulega przeniesieniu na innych lub przeobraża się w nienawiść ...”

(R) - Daleko jest, aby od takiego kawiarnianego gadania można byłoby coś zaradzić na konflikty narodowościowe, religijne, interesy mocarstw, walkę o dostęp do ropy naftowej, chęć panowania nad światem. Nie widzę przejścia.

(A) - W mojej książce pt.: "Funkcja Ewy" w tabelce "Model partnerstwa" jest podchwytliwe pytanie. Trzeba wybrać pomiędzy dwoma ewentualnościami: "Dość często oglądam filmy brutalne", bądź odpowiedź alternatywna: "Nie znoszę brutalnych filmów, prezentujących pastwienie się nad kimś bezbronnym, zdominowanym. Wyłączam natychmiast program zawierający sceny sadystyczne". Co się okazuje. W anonimowym badaniu, w którym udział wzięło 300 studentów uczelni medycznej, niemal połowa, tzn. 120 osób, stwierdziła, że woli ewentualność pierwszą, tzn. "lubi oglądać filmy brutalne". U wielu osób satysfakcja seksualna nie jest jak widać oddzielona od chęci poniżenia, a nawet pastwienia się na kimś. Wydaje się, że w naturze ludzkiej, na poziomie genetycznym Eros nie został oddzielony od Tanatosa.

(R) - Nie trzeba chyba robić statystyk według tej tabeli. Wystarczy oglądać program telewizyjny przez tydzień, aby przyjąć do wiadomości, że jest to faktem.

(A) - Freud ujął to słowami:

“Bliźni jest nie tylko potencjalnym obiektem seksualnym, lecz także kuszącym celem naszej agresji, naszej potrzeby wykorzystania go ... potrzeba niszczenia ma charakter instynktowny ... wrogość czyha na okazję...” (*1).

(R) - Tylko ciągle nie mówimy o skutecznym remedium, ciągle nie mamy recepty.

(A) - Pierwszym składnikiem recepty jest uświadomienie ludziom, że "Homo sapiens sapiens" od strony genetycznej został ukształtowany jakieś 100 tysięcy lat temu i od tego czasu nie zmienił się. Przez 90 tysięcy lat żył w mało konfliktowej społeczności zbieracko-łowieckiej, tzn. w hordach będących luźną federacją kilku rodzin (*2). Był wtedy także głęboko religijny, jakkolwiek wtedy sacrum wyznaczały przyroda i gwiazdy oraz uświadamianie sobie tego, że ... istnieje śmierć. Hordy nie walczyły ze sobą, bo nie było o co. Polowały na zwierzynę. Jeśli komuś nie podobało się w jego grupie, to mógł przenieść się do innej hordy. Agresywność ludzi była potrzebna tylko po to, aby coś upolować. Jak pisze prof. Tadeusz Bielicki: “... Polowanie na grubego zwierza wymusiło kolektywizm działania. Tego nie dało się już robić w pojedynkę. trzeba było działać w zgranym, kilku a nawet kilkunasto osobowym zespole, a także dzielić się łupem.

Od około 10 tysięcy lat całym gatunkiem zaczęły jednak wstrząsać wyniki "mutacji memowych", tzn. znaczne innowacje kulturowe. Rozpoczęcie uprawy roli, hodowli zwierząt i osiadły tryb życia w sadybach i miastach sprawił, że było o co walczyć. Zaczęto więc polować również na ludzi. Ponieważ wyglądało to nieładnie zaczęto formułować zasady moralne, spisywane na "kamiennych tablicach". Zasady te nie były w stanie zmienić genów ludzkich. Mogły jedynie wepchnąć część natury ludzkiej do podświadomości i nazwać ją szatanem. Oczywiście gdy nadarzy się okazja, ów diabeł wyłazi z "zacienionego" rejonu mózgu.

(R) - Jaki jest drugi składnik recepty?

(A) - W paczce elementarnych wiadomości, które powinien znać każdy mieszkaniec planety trzeba by umieścić wiadomość, że “ten kto nienawidzi, usiłuje kontrolować i zdominować innych, nie był kochany w dzieciństwie i najczęściej nie potrafi nawiązywać prawdziwie intymnych kontaktów”. Mówiąc krótko, "ma deficyt miłości". Jeszcze gorzej, jeśli okazywano mu pogardę i wykazywano, że jest gorszy niż inni. Będzie on wtedy próbował, podświadomie właśnie, odegrać się na innych. Co gorsza, całość swojego cienia przypisze domniemanym wrogom, będzie widział w nich samo zło, tylko zło, wszystkie odrażające cechy wydobędzie ze swojego wnętrza właśnie. Wynika z tego także, że aby przerwać łańcuch aktów zemsty i odgrywania się, to w pewnych regionach świata, takich jak Rwanda, Sri Lanka, Bliski Wschód, Kaukaz, potrzebne byłoby wymazanie z pamięci rodziców wychowujących dzieci tkwiących drzazg. Wymagałoby to zmian w wychowaniu na przestrzeni kilku pokoleń.

(R) - To się robi skomplikowane. Teoria jest dobra, ale nie działa. Jeśli na przeciwko stoi ktoś z nożem i chce na Ciebie napaść, to Ty wiesz, że nie był kochany przez mamę, ale co Ci z tego przyjdzie. Sabinie Spielrein, mimo że tworzyła tą teorię też nic ona nie pomogła.

(A) - Nawet gorzej, w jej przypadku wystąpił efekt częsty u intelektualistów, którzy będąc marzycielami często dają się uwieść jakimś obietnicom zrealizowania "nowego, wspaniałego świata". Jej mąż, także psychoanalityk, na wieść o wybuchu Rewolucji Październikowej wpadł w euforię i zdołał ją namówić do przeniesienia się ze Szwajcarii do Moskwy. Już po 3 latach został aresztowany, po przesłuchaniach na Łubiance już nigdy nie odzyskał zdrowia psychicznego. Całej rodzinie zabrano paszporty. Jesienią 1936 roku specjalnym dekretem uznano psychoanalizę za terapię nielegalną i zapowiedziano, że ktokolwiek będzie się nią zajmował zostanie uznany za zdrajcę ojczyzny (*1).

(R) - Politycznym ślepcem okazał się także jednak Twój ulubiony C.G. Jung, który przy całej swojej przenikliwości nie zrozumiał początkowo ku czemu zmierza nazizm. Spotykał się nawet z Goebelsem.

(A) - Tak, ale wycofał się w porę i nazizmu nie popierał. Zresztą osobiste koleje życia każdego z obgadywanych przez nas tutaj intelektualistów przemawiają właśnie za tym, że rozwiązania trudnych dylematów ludzkich leżą poza zasięgiem jakiejś jednej pojedynczej osoby. Receptę trzeba składać z "ustaleń sprawdzonych niejako doświadczalnie na ludziach", tzn. przez bieg historii. Inaczej można się pomylić. Receptą może być, jak się okazuje, tylko próba rozwiązania całego układu równań a nie znalezienia jednej niewiadomej.

(R) - Jakie są elementy tego układu równań?

(A) - Na przykład, takie stwierdzenie:

[1] “Najbardziej toksyczne są kłamstwa przekazywane dzieciom w najwcześniejszym dzieciństwie, wtedy gdy są one jeszcze nieświadome, a więc wtedy kiedy są one wobec kłamstw zupełnie bezbronne.”

(R) - Co jest kłamstwem?

(A) - Każde stwierdzenie podane jako prawdziwe, mimo że nigdy tego nie udowodniono, bądź nigdy nie da się tego sprawdzić.

(R) - Przecież większość wierzeń religijnych, większość nakazów i zakazów obyczajowych to takie właśnie stwierdzenia!

(A) - Toteż należy je przekazywać jako tezy, hipotezy, bądź przypuszczenia.

(R) - Podaj inny przykład z tego układu równań.

(A) - No na przykład takie stwierdzenie:

[2] “Wyeliminowanie w jakiejś społeczności sacrum, tzn. umiejętności spostrzegania nadrzędnego planu i sił łączących człowieka z naturą, kosmosem jest śmiertelnie niebezpieczne.”

(R) - Kiedy na nowo mówisz o religijności!

(A) - Tak, ale o religijności naturalnej, do której mogą się odwołać hierarchie wszelakich kościołów, a w trybie natychmiastowym wszystkie pojedyncze osoby, co mogłoby pogodzić innowierców w taki sposób, który dobrze funkcjonował jeszcze 10 tysięcy lat temu.

(R) - Jeszcze jedno stwierdzenie z Twojego układu równań.

(A) - [3] “Każdy z nas pragnie jednocześnie miłości i wolności.”

(R) - Przecież na ogół są to pragnienia sprzeczne. W ogóle wydaje się, że wymieniane przez Ciebie stwierdzenia układu są ze sobą sprzeczne. Ile ich jest?

(A) - Jest ich kilkanaście i nie są one sprzeczne, jeśli realizując je nie przesadzamy. Jednym z tych stwierdzeń jest bowiem przekonanie, że

[4] “Każda znaczna przesada wywoła jakąś chorobę.”

Co więcej, społeczeństwo jest zdrowsze im więcej tych prostych praw uwzględnia.

(R) - Toż to cała wyrafinowana i skomplikowana wiedza. Przewidujesz, że bandyci, malwersanci, przestępcy się jej nauczą i wezmą ją sobie do serca?

(A) - To nie jest spis zakazów, to jest lista rad, które mają sprawić, aby poczuć się lepiej. Sądzę więc, że każdy chętnie poczytałby o owych poradach we własnym interesie, zwłaszcza że większość z nich daje natychmiastową ulgę,

(R) - No to dlaczego takiej wiedzy się nie rozpowszechnia?

(A) - Bo jedno z równań układu stwierdza, że

[5] “Większość rozmów, działań i przedsięwzięć ludzkich jest tak prowadzona, aby omijać sedno sprawy.”

(R) - Nie wierzę! Dlaczego miałoby tak być?

(A) - Bo mówienie o istocie problemu na ogół jest niebezpieczne. Powoduje narażenie się komuś z aktualnych szkół myślenia. Ludzie są zazdrośni o posiadane dobra. Są zazdrośni zwłaszcza o cudze idee. Jeśli czytałaś o życiu Sabiny Spielrein to rozumiesz dlaczego tak zazwyczaj jest, nawet wśród najwybitniejszych lekarzy, nawet wśród najwybitniejszych twórców.
 
 

12. WITKACY A POLE MORFOGENE-

TYCZNE NASZEJ EPOKI

czyli o trzech powodach narkotyzowania się
 




(R) - Posłuchaj przeczytam Ci coś (*1):

“Palił Pan kiedyś marihuanę?

- Tak, ale nie zaciągałem się (śmiech), jak prezydent Clinton. Spróbowałem też innych narkotyków z ciekawości w młodości.

A gdyby pana córka spróbowała?

- Zależy od wieku, teraz jest stanowczo za młoda, na siedem lat. Kiedy będzie miała 18 lat i spyta mnie: Tatusiu, co jest mniej groźne: marihuana, papierosy czy alkohol. Powiem marihuana. Alkohol sprawia, że ludzie stają się bardziej agresywni, powodują wypadki, z papierosami bardzo trudno zerwać. Oczywiście, nie będę chciał, żeby paliła codziennie lub rano. Ale nie chcę też, żeby patrzyła na policjanta jak na wroga, który może ją aresztować, chcę, żeby czuła, że kiedy ma problem, może się do niego zwrócić i nie zaaresztuje jej dlatego, że ma przy sobie narkotyk.”

(A) - Kto to powiedział?

(R) - Ethan A. Nadelmann, szef nowojorskiego instytutu, badającego problemy narkomanii, który przyjechał do Polski, aby przekazać doświadczenia zebrane w USA w trakcie niedawnej batalii wypowiedzianej ludziom uzależnionym.

(A) - Co wykazują te doświadczenia?

(R) - Między innymi, że używanie tzw. narkotyków lekkich jest łatwo wykryć. Na przykład, obsługa hotelowa od razu wyczuwa zapach marihuany, mimo otwartych okien i koca położonego u wejścia do pokoju. Turyści przechodzą więc podobno na cracks, czyli syntetyczną kokainę. Podobno jeśli ktoś raz weźmie cracks, to małe są szanse, aby nie sięgnął już później do tzw. twardych narkotyków.

(A) - Podobne stanowisko, dotyczące pochodnych canabi-su prezentował niedawno w telewizji ponownie profesor Kozakiewicz, znany socjolog, postulujący już od lat legalizację zażywania marihuany. To samo pisze ostatnio “La Recherche” (*2).

(R) - Dlaczego ludzie biorą narkotyki?

(A) - Z trzech różnych powodów: (1) bo jest im źle, (2) bo świat jest dla nich szary, zwykły i nudny oraz część z nich po to, (3) aby ułatwić sobie zadanie złapania hiperprzestrzennego ducha, siedzącego w skrytości, “złapać go za rogi i przewlec na siłę do tutejszego świata”, to znaczy w nieskrytość, jak powiedział to Marcin Heidegger (* ).

(R) - Ty ciągle wymieniasz nazwiska jakichś podejrzanych filozofów. Heidegger poprzez swoje dzieło pt.: “Sein und Zeit” zdobył olbrzymi autorytet, a potem piastując stanowiska uniwer-syteckie w czasach nazizmu, popierał niepotrzebnie Hitlera.

(A) - Podobnie jak Werner Heisenberg, jeden z współ-twórców fizyki kwantowej, autor tzw. zasady nieoznaczoności, popierał Hitlera aż do końca, to znaczy do czasu aresztowania go przez szefa specjalnego batalionu US Army, który wkroczył na wiosnę 1945 roku do tajnej bazy naukowców niemieckich, próbujących ciągle uparcie wyprodukować bombę atomową.

(R) - Żartujesz?

(A) - Nie! Czytałem nawet, że odbyła się następująca, niezwykła rozmowa między amerykańskim oficerem a aresztowa-nym Noblistą:

“- Panie Doktorze. Co pan tu robi jeszcze? Czyż Pan nie wie, że Rzesza od dawna leży już w gruzach?

- Kapitanie, przecież nie chodzi mi tutaj o to, aby Rzesza miała bombę atomową, ale o kwestię " Czy rzeczywiście da się to zrobić?" ”

(R) - Zaraz, zaraz, jak chciałam porozmawiać sobie dzisiaj o narkotykach. Wiesz, ten Nadelmann z Nowego Yorku stwierdził w wywiadzie, o którym mówiłam, że (cytuję):

“... narkotyki towarzyszą ludziom od wieków i nigdy nie będzie społeczeństw wolnych od nich”.

Co Ty na to?

(A) - Święta prawda! Takie lub inne narkotyki są nieuchronną koniecznością wobec zaistnienia serii cudów lub jak kto woli mutacji, które doprowadziły do powstania tak potężnego mózgu, jaki posiada nasz gatunek “Homo sapiens, sapiens”.

(R) - Mów jaśniej!

(A) - Mózg człowieka co chwilę, co dnia jest na skraju rozpaczy lub na skraju szaleństwa i trzeba wypić piwko, jak mawiał Witkacy!

(R) - Mów poważnie!

(A) - Słuchaj! Przyjrzyj się ciągowi sklepów wzdłuż jakiejś ulicy takiego lub innego miasta na całym świecie. Sprzedają albo piwko albo wino albo sznaps. Prócz sklepów są bary, puby, kafejki i herbaciarnie.

(R) - Ty mówisz o alkoholu i kofeinie. Tu przyznaję Ci rację. Wino, piwo i wódkę pędzono od zarania ludzkości, ale alkohol to nie jest narkotyk.

(A) - Etanol, CH2OH jest substancją modyfikującą stan umysłu w ten sposób, iż przez kilka godzin jesteśmy w stanie euforycznym, pozbywamy się lęku, jesteśmy pewni siebie, mamy dobre mniemanie o sobie, wszystko wydaje się nam łatwe, a niebezpieczeństwa nie istnieją. Wada alkoholu polega jednak na tym, że trzeba wypić ilości niemal kilogramowe, a na drugi dzień mamy kaca, nie mówiąc o uszkodzeniu wątroby. Zmiana pracy mózgu jest poza tym oszukańcza. Po alkoholu jesteśmy zadowoleni z siebie, nic nie chcemy jednak dodać, nic nie chcemy tworzyć, wkrótce chcemy spać.

(R) - Tak, co po marihuanie?

(A) - Marihuana, czyli chemicznie biorąc pochodne canabisu, to tylko miligramy a nie kilogramy substancji, które wątroba musi rozłożyć. To że na drugi dzień nie ma się kaca oraz to że nie wpływa ona niekorzystnie na stan organów wewnętrznych organizmu nie jest najważniejsze. Istotne jest to, że zmodyfikowana praca mózgu idzie w kierunku odmiennych stanów świadomości, stanów na poły mistycznych, zmiany nawyków myślowych, poznania siebie i stanów sprzyjających twórczości (*3, *4). Przede wszystkim nie boimy się wtedy mówić szybko całej prawdy. Nie boimy się mówić o istocie dylematu. Mamy łączność z naturą, z duszą wszechświata.

(R) - To jest gołosłowne!

(A) - Przeczytaj więc kilka poważnych tekstów (*2, *4). Canabis zwalnia rytm zegara procesów myślowych mózgu. Wszystko toczy się na zwolnionych obrotach, przy pod-wyższonym nastroju, poczuciu bezpieczeństwa, niezależności. Euforia, żarty i odległe skojarzenia sprzyjają nowym pomysłom. Sądzę, że jest niemal pewne, iż rozwój komputerów, biologii molekularnej i innych nowych idei w “dolinie krzemowej” wokół San Francisco wynika w dużej mierze z tego, że większość wykształconych ludzi co wieczora pali tam marihuanę.

(R) - Czy nie można byłoby po prostu usiąść przy biurku, rysować nowy projekt procesora albo zacząć pisać nową powieść?

(A) - Przy biurku można usiąść i można zacząć pisać, tyle że wtedy napiszesz farmazony, po prostu to co już było, będziesz się powtarzać jak mechaniczna lalka. Chwila oryginalności to rodzaj cudu. Trzeba to jakoś okupić. To zawsze wymaga użyczenia swojej energii życiowej rzędu jednej megatony oraz łączności z nadprzestrzenią.

(R) - A po jakiego licha nam ciągle nowe rzeczy?

(A) - Nowe rzeczy nie są potrzebne nam osobiście. One są potrzebne istocie nadrzędnej, która steruje rozwojem myślenia na kuli ziemskiej. To ona przesuwa “głowę”, tzn. “centrum myślące” z jednego rejonu świata w inny. Najpierw był to Egipt i Mezo-potamia, potem Grecja i Rzym, potem postcesarska, postimperialna Europa z Paryżem, Londynem, Szwajcarią, Warmią, Królewcem i Krakowem w środku, a teraz głowa jest w Kalifornii. Nadistota stale napędza ludzi do pracy, bo ludzie są po prostu jej mózgiem.

(R) - Coś mi się kojarzy! To rzeczywiście są kraje leżące w pasie szerokości geograficznej 30o ± 10o. Głowa myślenia planety Ziemi przesuwa się na ogół jednak wzdłuż tego pasa, tzn. tam gdzie te wspominane przez Ciebie stale rezonanse Schumanna są dopompowywane przez owe ekscesy magnetosferyczne.

(A) - To prawda, zmienne na przestrzeni historii obyczaje, dotyczące zażywania substancji modyfikujących pracę mózgu, są sprzęgnięte z oddziaływaniami magnetosferycznymi oraz oddzia-ływaniem Słońca.

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Z narkotycznego punktu widzenia na Ziemi istniały trzy rodzaje cywilizacji: “cywilizacja grzybków”, “cywilizacja alkoholu” i “cywilizacja canabisu”. Każdej z nich odpowiada inne zasilanie spirytualne, inna koncepcja ideologiczna. Te różne zasilania, być może, są koniecznymi fazami rozwoju.

(R) - Co to jest “cywilizacja grzybków”?

(A) - Nasz gatunek “Homo sapiens sapiens” powstał jakieś 100 tysięcy lat temu. Przez 90 tysięcy lat nie uprawialiśmy jeszcze roli, nie budowaliśmy osiedli. Ludzie sprawni umysłowo tak samo jak Ty i ja żyli w hordach zbieraczo-łowieckich. Jeśli się powtarzam, to robię to celowo, bo chcę uzasadnić, że nie pędzili jeszcze wtedy wina, piwa i wódki, gdyż nie zaczęli jeszcze siać i orać. Natomiast wokół rosły grzyby. Między innymi na obszarach dzisiejszego Maroka, Libii, Egiptu i Mezopotamii rósł grzybek “Stropharia cubensisi” zawierający psylocybinę (*4, *5). Wtedy, w tych czasach ludzie wieczorem, po polowaniu wypijali wywary z “Stropharia”. Świat sawanny, puszczy oraz skał oświetlonych księżycowym światłem gwiazd stawał się jeszcze bardziej magiczny. W zmysłowy sposób ludzie czcili rodzącą się już wtedy “duszę świata”.

(R) - Sądzisz, że wtedy gdy zaczęli uprawiać rolę zmieniły się ich zwyczaje. Zamiast zjadania grzybków zaczęli fermentować winogrona i napadać na sadyby w celu zdobycia złota.

(A) - No tak, po zwycięskiej bitwie upijali się winem lub wódką. Chcieli zagłuszyć osąd samego siebie. Chcę jednak zaznaczyć, że to nie ja wymyśliłem rozróżnienie “cywilizacji grzybków” od “cywilizacji alkoholu”. Zrobił to Rupert Sheldrake w książce pt.: “Zdążyć przed Apokalipsą” (*5).

(R) - Kto to jest Rupert Sheldrake?

(A) - Masz rację, pisanie o grzybkach i winie byłoby bez znaczenia gdyby nie rozpoczął tego ktoś o dużym autorytecie. Rupert Sheldrake jest twórcą pojęcia tzw. pola morfogene-tycznego (*6, *7). Już w 1990 roku, w czasach kiedy to do naszego kraju zaczęły docierać świeże idee, wydawnictwo “Pusty Obłok” wydało zbiór wywiadów Renee Weber ze znaczącymi osobowościami naszej epoki pt.: “Poszukiwanie jedności - nauka i mistyka (Dialogues with Scientists and Sages - The search for unity” (*6). Zamieszczono w niej wywiady nie tylko z wybitnymi fizykami, takimi jak David Bohn i Ilya Prigogine, ale i także z Sheldrake’m. Ostatnio na nowo pisze o nim pismo “Nieznany Świat” (*7). Posłuchaj, piszą oni tam tak:

“A tym czasem? Tymczasem rodzi się wizja wszech-świata, który nawet śpiąc pracuje na swoje zbawienie. Wizja wszechświata, który wciąż pulsuje zarzewiem Nowego i brzemienny jest innowacją. To coś więcej niż tylko pusta i zimna czasoprzestrzeń. To Wszechświat, w którym każdy może odcisnąć swoje piętno. Zachęcający i ponętny - wszechświat, który nieustannie się rozwija. Który rozumie. Który wciąż i wciąż się uczy ...”

“... Odpowiedzialne za taki stan rzeczy miałyby być nie uwzględniane dotąd w analizie naukowej pola morfogenetyczne Ruperta Sheldrake’a, które można porównać do sprawczej pamięci nie słabnącej ani w czasie ani w przestrzeni. Pola te miałyby ponoć powodować, iż wszystkie raz zaistniałe systemy zostawałyby w nich utrwalone i niejako “odciśnięte”, wytwarzając specyficzną predyspozycję do powstawania analogicznych lub zbliżonych do nich systemów w przyszłości ...”

Konsekwencją konceptu pola morfogenetycznego, zdaniem Ruperta Sheldrake’a jest to, iż zdobycie pewnej wiedzy pewnych doświadczeń przez pewnych ludzi przenosi się do umysłów innych poprzez takie właśnie pole.

(R) - A nie po prostu przez napisane książki lub namalowane obrazy?

(A) - Ano właśnie! Sheldrake próbował udowodnić to w doświadczeniach na szczurach. Ale szczury to nie ludzie. Nikt nie znalazł jeszcze niezbitego dowodu na istnienie takiego pola, chyba że zaczniemy je utożsamiać z czasoprzestrzenią albo polem elektromagnetycznym, czego Rupert Sheldrake nie chce. Masz jednak rację, że Sheldrake swoje własne, nowe koncepty powierza jednak raczej książkom niż polu morfogenetycznemu. swoje przekonania o powiązaniu cywilizacji grzybków z moż-nością kontaktu z naturą lansuje we wspomnianej książce. Książka ta jest zapisem dyskusji, jaką prowadził publicznie na żywo przed kamerami ze znanym matematykiem Ralphem Abrahamem i znanym pisarzem i etnografem Terence McKenna.

(R) - Przyjęłam do wiadomości. Istnieje możliwość, że nie tylko nam w głowach przybywa wiedzy, ale że także na zewnątrz nas istnieje pole morfogenetyczne, które gromadzi wiedzę i wpływa na nasz rozwój. Ale wróćmy do narkotyków. Powiedziałeś, że teraz to nie grzybki a Canabis. Dlaczego?

(A) - Dlatego, że teraz zaistniała przemożna potrzeba na wyrywanie ze “skrytości” coraz to nowych duchów. Pakuje się je potem do pamięci komputerów i wytwarza takie filmy jak “Bliskie spotkania IIIo ”, “E.T.”, “Gwiezdny przybysz”, “Łowca androidów”, “Nieśmiertelny (Highlander) I, II i III”, “Milenium”, “Kosiarz umysłów I i II”, “W sieci”, “System”, “Dwanaście małp”, itd. Te filmy tworzą ci, którzy palą marihuanę. Dlaczego tak się dzieje to nie wiem.

(R) - Ja wiem. Witkacy to zrozumiał. Przeczytałam jego “622 upadki Bunga”, jego “Z podróży do tropików”, jego “Nienasycenie”, jego dzieło pt.: “Nikotyna, alkohol, kokaina, peyotl, morfina, eter + Apendix”, a w szczególności “Niemyte dusze - Studium psychologiczne nad kompleksem niższości (węzłowiskiem upośledzenia) przeprowadzone metodą Freuda, ze szczególnym uwzględnieniem problemów polskich” i teraz już rozumiem.

(A) - Co uchwyciłaś?

(R) - Że Witkacy przewidział to wszystko, wywlekał te duchy, wsadzał je na płótno, konstruował takie pole morfo-genetyczne, no i teraz jesteśmy już w cywilizacji Canabisu.

(A) - Spokojnie! Stanisław Ignacy Witkiewicz, Polak, ale też dobrowolny oficer wojska rosyjskiego (*8), który po powrocie w roku 1918 z Petersburga przybrał pseudonim Witkacy i który w chwili zajęcia Lwowa przez armię radziecką popełnił samobójstwo, był przez swojego ojca trenowany specjalnie do łapania duchów hiperprzestrzennych. Jego ojciec, malarz realistycznych zakopiańskich krajobrazów chciał, aby jego syn przewyższył go. Nie pozwolił mu więc chodzić do szkół. zatrudniał najwybitniejszych znanych mu prywatnych nauczycieli, aby uczyli jego syna według obmyślonych przez niego wytycznych. Miał dużo czytać, urządzono mu prywatne laboratorium, namawiano aby gromadził własną kolekcję roślin, owadów i kamieni. Jego nauczyciele wpajali mu, aby nigdy nie przyjmował jakiegoś poglądu jako całkowicie oczywistego.

(R) - No właśnie i Witkacy te nauki wykorzystał. Do nauczania podstawowego dołożył swoje metody. Zaczął eksperymentować na sobie. Jak wiadomo wypróbował wszystkie znane narkotyki. Gdy malował kolejny portret lub kolejne monstrum w rogu obrazu odnotował symbolami rodzaj użytego narkotyku.

(A) - Najlepiej czuł się po peyotl’cie i meskalinie, uzyskiwanej z kaktusa Lophophera williamsii. Ah! Widziałaś ten rysunek pt.: “Mała astralna pół-żaba”. Pod nieziemskim zamczyskiem astralna pół-żabusia z innej planety “przysięga się, że nikt dotąd nie zginął w torturach w jej prawie urojonych zamkach”.

(R) - Widzisz jaki kosmita z przyszłości. Jego malarstwo, jego teoria sztuki, nakazująca artyście uchwycić tzw. głęboką, istotową, czystą formę oraz jego dzieła filozoficzne, twierdzące, że życie to “teatr wydarzeń własnych” była wtedy całkowicie nową sprawą. Już po 50-ciu latach okazało się, że przewidział on “virtual reality” (sztuczną rzeczywistość), cyfrowo-komputerowe poszukiwanie niezmienników piękna czystej formy ludzkiej ciała, tzw. efekt lustra oraz ponowne zainteresowanie astronomią (vide jego obrazy z serii “astronomical compositions”) oraz inne fenomeny tej naszej zwariowanej postmodernistycznej epoki kulturowej. Szkoda tylko, że popełnił samobójstwo, bo to zawsze podważa wartość dorobku całego życia.

(A) - Wiem, wiem. Tacy pisarze jak Hemingway i psychia-tra Betheleim, ale Witkacy popełnił samobójstwo z powodów wyłącznie filozoficznych i teatralnych. Przewidywał koniec epoki, a więc w 3 tygodnie po wybuchu II wojny światowej odnotował, że koniec świata jest już blisko. Doszedł więc do wniosku, że dalsze życie w tym świecie nie ma sensu. Pojechał więc nad jezioro w miejscowości Jeziory i zabił się.

(R) - W Jeziorach nie ma zdaje się jeziora.

(A) - Trzeba byłoby sprawdzić własności geofizyczne w tej miejscowości. Przecież o coś Witkacemu w tym ostatnim akcie “teatru wydarzeń własnych” chodziło.

(R) - Być może był to tylko początek końca cywilizacji alkoholu.
 
 



13. STEPHEN HAWKING

- czyli o wierzeniach I, II i III stopnia
 
 

Pod kopułą Planetarium działy się tym razem niezwykłe rzeczy. Z okazji 40-lecia działania tej dydaktyczno-naukowo-rozrywkowej Instytucji jej dyrektor zafundował zaproszonym gościom dwa dziwne spektakle.

Wpierw zgaszono światła i puszczono "machinę świetlną" w ruch. "Dwugłowa maszyna", która wytwarza na kulistym suficie kopuły swymi punktowymi reflektorkami iluzję gwiaździstego nieba, wyprodukowana w NRD, tzn. w Jenie przed 40-tu laty, dzisiaj obracała się tak szybko, że zgromadzeni goście odbierali przemieszczanie się gwiazdozbiorów tak jak gdyby byli pasażerami nisko zawieszonego sputnika. Jednocześnie działało dwóch artystów. Jeden z bujną czupryną o długich włosach, grał na elektronicznym klawesynie. Muzyka była jak "kosmiczny huragan". W krótkich przerwach, jego kolega, poeta deklamował wiersze Wergiliusza.

Wszyscy byli poruszeni. W drugim rzędzie widowni koło mnie usiedli jacyś młodzi ludzie. Dziewczyna i dwóch chłopaków. Profesorowie astronomii rozpoczęli swoje wykłady. Pierwszy z nich wyświetlał wspaniałe zdjęcia, tyle że niestety nie swoje, bo amerykańskie, nadesłane przez sondę Galileo, obrazujące jak to kometa Shoemaker-Levy najpierw rozczłonkowała się na 9 kawałków, a potem bombardowała półpłynną powierzchnię Jowisza. Ponoć katastrofa na tamtym globie była "wstrząsająca".

Następny referat nosił tytuł: "Czy komety zagrażają Ziemi?" Pokazano nam powierzchnię Księżyca i innych ciał niebieskich, pokrytych kraterami wywołanymi uderzeniami meteorytów i lżejszych asteroidów. Wśród zdjęć, zaniepokojony jak widać takimi bombardowaniami, astronom pokazał także zdjęcia krateru w Arizonie oraz podwodne zdjęcia brzegów największego znanego krateru na Ziemi, położonego 200 metrów pod powierzchnią morza w pobliżu Chixculub na Jukatanie. Jak wiadomo uderzyła tam asteroida o średnicy ok. 1 km. Było to zapewne przed 70 milio-nami lat. Obecnie większość paleonto-logów zgadza się z tym, iż kolizja ta spowodowała zmiany atmosferyczne, klimatyczne i radiacyjne tak znaczne, iż nastąpiło coś w rodzaju potopu. Wyginęły wtedy dinozaury i wiele innych gatunków zwierząt.

Później był referat o tym "Czy warto w Polsce prowadzić obserwacje astronomiczne?" W trakcie zastanawiania się nad tym dylematem mój sąsiad, młody chłopak, burknął: "... przecież kometę, która przemieni nas w roku 1997 odkryło dwóch amatorów, jeden lunetką, a drugi lornetką".

Jest to prawda. Było to 23 lipca 1995 roku. Alan Hale i Thomas Bopp zadzwonili do dyżurnego, publicznego "Central Bureau For Astronomical Telegrams" w Cambridge (Massachusetts) w odstępie 120 minut. Obydwaj zauważyli, że w rzucie gwiazdozbioru Strzelca znajduje się dość jasny punkt świetlny, którego być tam nie powinno. Dziś wiadomo, że "Hale-Bopp" jest kometą, która odwiedza nas co jakieś 2000-3000 lat po orbicie prostopadłej do ekliptyki, co jest zjawiskiem rzadkim. Podobno na wiosnę 1997 roku będzie widoczna gołym okiem także w dzień (*1,2,3).

Następny referat pt.: "Hipoteza prawybuchu" wygłosił prof. Konrad Rudnicki. Profesor Konrad Rudnicki jest jednym z kilku na świecie poważnych, utytułowanych astronomów, którzy nie wierzą w teorię Wielkiego Big-Bangu. Referat spodobał mi się. Od razu wyczułem ową przekorę osoby spod znaku Raka, czy też może Panny lub Koziorożca, w każdym razie enneagramicznie biorąc osoby spod znaku "adwokata diabła".

Nie jestem astronomem. Nie jestem kosmologiem. Jako lekarz jestem jednak żywotnio zainteresowany tym sporem, gdyż chodzi o to, w jaki to sposób człowiek został wsadzony do czasoprzestrzeni. ściślej biorąc, nikt go tam jeszcze na dobre nie wsadził. Fizycy od czasów Einsteina rozprawiają o cztero-wymiarowej kuli czasoprzestrzeni, pokazując na sektor przeszłości i czoło ekspansji. O człowieku jednak zapomnieli.

Niektóre osoby skłonne do filozofowania, zwłaszcza te, które są pod wpływem prądów nadciągającej nowej ery, czyli postimperialnej wioski globalnej, mówią, że "człowiek jest dzieckiem Wszechświata". Ale jeśli tak, to w jaki sposób? Problem "wynikania człowieka ze struktury Wszechświata" jest ściśle związany z nagminnym "deficytem sensu", prowadzącym do nagminnej depresji!

Nastawiłem więc uszu, czekając na burzliwą dyskusję. Sam zabierając głos, powiedziałem, iż wobec szerzących się przekonań o istnieniu wielości wszechświatów, wszechświatów równoległych oraz tzw. wszechświatów niemowlęcych [vide książki: M. White'a pt.: "Stephen Hawking - życie i nauka" - (*4) i M. Kaku pt. "Hiperprzestrzeń" - (*5)], najbardziej przekonywująca wydaje się jednak kompromisowa teoria "Little big bang" sir Freda Hoyle'a.

Profesjonaliści nie zabrali jednak głosu. Problem poruszył jednak młodych ludzi, siedzących koło mnie. Okazało się, iż byli to członkowie Katowickiego Klubu Miłośników Astronomii.

Siedząca koło mnie dziewczyna, która jak się później okazało ma na imię Łucja, powiedziała do swojego kolegi:

- Przecież według Stephena Hawkinga to jest jeszcze gorzej, bo każda czarna dziura to jest nowy wszechświat, mamy więc miliony wszechświatów niemowlęcych.

- Nie powtarzaj jak papuga za tym aroganckim megalomanem - powiedział jej kolega.

- Marku! Słuchaj! Wiemy, że nie znosisz Hawkinga, ale jak nie jego "dziury - wybuchy w pęcherzu powstałym po wcześniejszym Wielkim Wybuchu", to i tak grozi Ci model metawszechświata Andrieja Lindego i Aleksandra Starobińskiego w postaci "zupy bąbelkowej", takiej musującej wody mineralnej. Stary ma więc rację, że gadanie o "Wielkim Wybuchu", w zasadzie jest już przestarzałe.

- Michał, kiedy on nie jest arcynowoczesny, jak Linde czy Fahri i Guth, którzy wierzą nawet w to, że każdy następny to wynik działania wysokiej cywilizacji z poprzedniego wszechświata, która ścisnęła garść materii, aby zapoczątkować "fenomen czarnej dziury". Ten profesor Rudnicki jest przed Gamowem i Penziasem, on nie wierzy nawet w to, że wszechświat “Giordano Bruno - Newtona to jest już model przestarzały!

- Słuchajcie, każdy może się w tym wszystkim pogubić, to za szybko idzie do przodu!

- Tylko przez takich durni, jak ten Hawking, którzy zaraz z rana, jak się obudzą, to piszą nowe równania, i to są według nich od razu fakty. Fakty, których nikt i nigdy nie jest w stanie sprawdzić!

- Ale taka jest cała kosmologia. Kosmolodzy, to tak jak agenci szpiegujący Pana Boga. Pierwszej żonie Stephena Hawkinga też się to nie podobało.

- Toteż żaden kosmolog nigdy nie dostanie Nobla, a Hawking to już w szczególności na pewno nie!

- Dobrze wiesz, że to przez zastrzeżenie w testamencie Alfreda Nobla, któremu jakiś astronom uwiódł żonę (*4, s. 204).

- Zastrzeżenie Nobla jest, ale Królewska Akademia w Sztokholmie już dwa razy się złamała i dała jednak Nobla: Hawish'owi za pulsary i Chandrasekhar'owi za teorię ewolucji gwiazd.

- Bo to jest sprawdzone!

- A byłeś przy jakiejś gwieździe i widziałeś jej ewolucję? Przecież to też jest niesprawdzalne!

- Są wierzenia I, II i III stopnia.

Łucja, ponownie się zdenerwowała i warknęła:

- Kiedy są III stopnia?

- Wierzenie I stopnia to wtedy, gdy każdy może usiąść za jakimś przyrządem pomiarowym i samemu sprawdzić, że to tak rzeczywiście jest. Nie robi tego jednak, bo przyrząd jest dla niego osobiście niedostępny, albo zbyt drogi. Jakkolwiek sprawa jest wykonalna.

- Rozumiem! W ten sposób każdy z nas wierzy, że Ziemia kręci się wokół własnej osi i lata dookoła Słońca. Wierzymy wtedy w Kopernika! A wierzenie II stopnia to kiedy?

- Wtedy gdy ktoś wierzy w ogólną teorię względności. W chwili sformułowania tej teorii była ona niesprawdzalna. Wiele osób jednak uwierzyło w nią od razu. Teoria przewidywała jednak zjawiska, które później odkryto jako namacalne dowody jej prawdziwości, takie jak: soczewkowanie grawitacyjne, czarne dziury itp.

- Zaraz, zaraz! Byłeś przy czarnej dziurze, widziałeś czarną dziurę? Kto i czym może tam polecieć?

- No to weź "Wiedzę i życie" numer 1/1996 i na stronie 21 przeczytaj o odkryciu masera wodnego w centrum galaktyki NGC4258, czyli w galaktyce Messier 106.

- To też jest tylko taki wykres!

- To prawda ... Wierzenia II stopnia płynnie przechodzą w wierzenia III stopnia. W każdym razie wierzenie III stopnia to jest przekonanie w prawdziwość racjonalnego, uzasadnionego logicznie wnioskowania, którego nie można w chwili obecnej jednak sprawdzić eksperymentalnie.

- Nastały takie czasy, że coraz więcej ludzi wyznaje coraz większą ilość wierzeń III stopnia. Ludzie wierzą w teorię Freuda, w ewolucję, w koncepty Junga, w koncepty Hawkinga.

Łucja znowu się poruszyła i postawiła denerwujące pytanie:

- No dobrze, a wierzenie religijne, to na waszej skali to jaki mają stopień?

- To są także wierzenia III stopnia. Mają taki sam status, żadnej różnicy. Tyle że niektórzy poprzedzają je myślowo zdaniem: “wierzę, że odbywało się to z całą pewnością ... tak, a tak", a u innych ludzi taka fraza sterująca brzmi: "jest wielce prawdopodobne, że ... Pan Nowego Wszechświata, współistotny swojemu Ojcu, musiał się kiedyś przedstawić innym świadomym mieszkańcom "czarnej dziury - pęcherza" i zrobił to na wzór i podobieństwo Melchizedeka ...”.

- Rozumiem Cię! Ale Ty czytasz dużo powieści science fiction, takich jak "Dune" Herberta Franka.

- Czemu skupiliście się do licha na tych wydumanych rzeczach. Czy Wy nie widzicie, że tych trzech pierwszych referentów ma realnego pietra, że coś wkrótce trzaśnie w naszą kochaną Geę.

- To jest taki odwieczny lęk przed kometami! Nie bój się!

Teraz ja się wtrąciłem. To nie jest zabobon, to jest uzasadnione racjonalnie. Asteroida nie musi nawet uderzyć w Ziemię. Wystarczy, że przejdzie w bliskiej odległości. Zawsze spowoduje zamieszanie społeczne, jakkolwiek czasami ujawnia się ono dopiero po kilku, a nawet kilkunastu latach.

- A to dlaczego? - zapytała Łucja

- Ziemia, jeśli oglądać i oszacować ją z daleka jest takim kilkuwarstwowym pęcherzykiem. Nad powierzchnią planety roztacza się tzw. jonosfera. Ziemia ma prócz tego własne pole magnetyczne, które wyznacza tzw. magnetosferę. Co więcej, między powierzchnią planety a jonosferą tworzy się rodzaj kondensatora, który wpada w dość regularne drgania. Drgania te to fale elektromagnetyczne, jakie obiegają cały glob ziemski po każdym wyładowaniu burzowym z przeciętną wznawiania 1-2-3 razy na sekundę. Powstawanie takich drgań jest powodowane wzbudzaniem fal elektromagnetycznych odbijających się miarowo pomiędzy powierzchnią Ziemi a jonosferą. Większość wyładowań burzowych powstaje w tropiku, w pobliżu równika. Każde takie wyładowanie oddziaływuje na całej powierzchni globu. Długość tych fal jest wyznaczona przez obwód kuli ziemskiej. Stąd podstawowe składowe tych tzw. rezonansów Schumanna mają częstotliwość 8Hz i 14Hz, tzn. tyle ile wynoszą częstotliwości najintensywniejszych składowych fal mózgu ludzkiego. Wydaje się więc, że w stacjonarnych, spokojnych warunkach, zwłaszcza za dnia, rezonanse Schumanna przyczyniają się do synchronizacji fal alfa, które pojawiają się nad czaszką w chwili spokoju, relaksu i odpoczynku (*7).

Wiadomo poza tym, że mózg ludzki, a zwłaszcza szyszynka jest wrażliwa właśnie na słabe zmiany pola magnetycznego otaczającego człowieka. Co więcej, szyszynka, będąc zegarem i kalendarzem organizmu człowieka, a nawet tak jak mówił Kartezjusz, będąc odbiornikiem "duszy człowieka", wpływa na stan hormonalny wnętrza organizmu (*7).

Jeśli więc zmienić gwałtownie oddziaływanie elektro-magnetyczne, część populacji ludzkiej "wykaże się" znacznymi zmianami zachowania, czasami zrobi wręcz rewolucję.

Asteroida, kometa jest w stanie zmienić parametry kondensatora utworzonego wokół Ziemi. Powoduje to zazwyczaj znaczne przemiany społeczne. Rozpoczynają się one kilka lat po przelocie asteroidy. To zależy zresztą od rozmiarów i rodzaju asteroidy. Trzeba przecież pamiętać, że meteoryt Tunguski rąbnął 30 kwietnia 1908 roku, a kometa Halley'a przeleciała w pobliżu Ziemi w roku 66, w roku 1910 i w roku 1986.

- Ten Pan ma rację - odezwał się Marek - Bogdan Maciesowicz w artykule pt.: "Komety ostatnich lat" (*5) pisze, że są wyjątkowe lata kiedy nadlatuje kilka tzw. jasnych komet. Tak było w roku 1910 oraz w latach 1989-1990. Nie dziwię się nawet, że ostatnia powieść sędziwego już Arthura C. Clarke'a, dotycząca astroid nosi tytuł "Młot Boga" (*8).

- Proszę Pana przecież na rezonanse Schumanna wpływają mikropulsacje magnosferyczne lub, mówiąc prościej, cząsteczki dochodzące do magnetosfery Ziemi od strony Słońca, zwłaszcza w czasie tzw. rozbłysków, które powstają wtedy kiedy plam słonecznych jest dużo - odezwał się tym razem Michał.

- Jak już, to weźcie pod uwagę, że aktywność słoneczna nasila się co 11 lat. - wtrącił Marek.

- Trudno jest jednak przewidzieć jak znaczna będzie taka aktywność. Poznano poza tym falowanie tych zmian aktywności w okresach dłuższych.

- żeby było śmieszniej, to nikt nie potrafi, jak do tej pory, wytłumaczyć, dlaczego Słońce jeden jedyny raz, a mianowicie w latach 1645-1715 "przestało nadawać", opuściło 6 kolejnych cykli wzrostu aktywności. Panował wtedy Ludwik XIV - król Słońce, a w Europie niemal w ogóle nie prowadzono wojen.

- Można wpaść więc w paranoidalne przypuszczenie, że Słońce steruje ewolucją biologiczną i rozwojem społecznym planety oraz że przyczynia się do istnienia świadomości.

- Proszę Pana! Czy to są wierzenia III stopnia? - odezwała się Łucja.

- Nie proszę Pani! To są wierzenia II stopnia! Aby jednak przekonać Panią o tym, musiałbym powołać się na kilka dalszych faktów, dotyczących tzw. "homo eletromagneticus". Francis Crick znalazł już argumenty, że świadomość wymaga zsynchronizowania fal EEG w zakresie 35-70 Hz. Wyjaśnienie tego wymaga jednak warunków do spokojnej rozmowy. Wyjdźmy spod tej kopuły. Idziemy do baru.
 
 

14. Powieściowo-naukowe

sprzężenie zwrotne

- Francis Crick i inni
 




(A) - Czy wiesz, że Stephen Hawking napisał przedmowę do poważnej książki naukowej profesora Lawrence'a Kraussa pt.: "The Physics of Star Trek" ("Fizyka statku Star Trek"). Mówi o tym astrofizyk Hubert Reeves w wywiadzie udzielonym "Przekrojowi" (*1).

(R) - I to ma być poważna książka naukowa. Książka o statku kosmicznym "Enterprise", przenoszącym się w hiper-przestrzeni z szybkością większą niż światło, a więc podróżującym w czasie i zaglądającym do innych wszech-światów? Przecież to jest wszystko sprzeczne z nauką! Przecież nie można przekroczyć szybkości światła!

(A) - Od kilku lat zapanowała moda wśród niektórych naukowców, aby pisać patetyczne książki naukowe złożone z trzech części, tzn. z poważnego wstępu, beletrystycznego i popularnego środka oraz dodatku zawierającego trudny wywód matematyczny, fizyczny i chemiczny. Pierwszym był znany fizyk Paul Davies ze swoją książką pt.: "Umysł Boga" (*2), a drugim Frank Tipler profesor Uniwersytetu w Tulane na Florydzie, który napisał "The physics of mortality: Modern cosmology - God and the ressurection of the dead" ("Fizyka śmiertelności - czyli o nowoczesnej kosmologii, Bogu i możliwości wskrzeszenia zmarłych") (*2).

(R) - Zdaje się, że pierwszą taka “nieznośną” książkę napisał jednak Francis Crick, laureat nagrody Nobla za odkrycie podwójnej spirali DNA, człowiek o największych dokonaniach naukowych spośród wszystkich żyjących współcześnie naukowców. Mam na myśli jego książkę pt.: “Istota i pocho-dzenie życia” (*16).

(A) - To prawda. Kolej rzeczy w tym wypadku była podobna. Najpierw Francis Crick wraz z James’em Watsonem opisali w roku 1953 budowę podwójnej spirali kwasu dezoksy-rybonukleinowego, owego DNA, które jest nośnikiem informacji genetycznej, stanowiącej genom, czyli “przepis na człowieka”, potem w roku 1954 dostali za to Nobla, a dopiero w roku 1981 Francis Crick w ramach osobistych złośliwości albo osobistych przeczuć napisał książkę o tym, że życie na Ziemi zostało zapoczątkowane przez przybycie pojemnika z bakteriami, wysłanego przez inną rozumną cywilizację.

(R) - Dlaczego według Ciebie osobistych złośliwości albo osobistych przeczuć?

(A) - No wiesz, wszystko to jest niesamowite. Podobno Crick odkrycie DNA ogłosił wpadając pewnego wieczoru do pubu “Eagle” w Cambridge z okrzykiem “odkryliśmy tajemnicę życia!!!”. Parę lat później, gdy rozstał się z Watsonem, zajął się nieco inną dziedziną, co jest jednak tutaj ważne. Mianowicie, już od 1968 roku bada w Salk Institute for Biological Studies funkcjonowanie jądra komórkowego w neuronach oraz próbuje zgłębić czym jest świadomość.

Przed 15-tu laty wydawało się, że publikując wspomnianą książkę Francis Crick nieodwołalnie podważy swój autorytet, mimo iż dokonał jednego z największych odkryć wszechczasów. Pisano o nim źle, sugerując iż postradał rozum. Francis Crick naraził się środowisku naukowemu tym, że odważył się w swojej książce zebrać dziesiątki argumentów, uzasadniających tezę, iż życie nie mogło powstać na powierzchni Ziemi drogą walki o byt i selekcji naturalnej. Zarodki życia, jak twierdzi, zostały wysłane na Ziemię w pojemnikach przez wysoko rozwiniętą cywilizację.

Książkę Francisa Cricka poprzedza przedmowa A. Hoffmanna, która rozpoczyna się od zdania:

“Cztery miliardy lat temu na planecie, krążącej wokół odległej gwiazdy, technicy pracowicie krzątają się przy ustawionej na kosmodromie rakiecie. Start. Sto tysięcy lat później rakieta dociera na orbitę Ziemi ...”

Hipotezę tę jej autor wraz z współtwórcą Leslie Orgel’em nazwał koncepcją “panspermii ukierunkowanej”.

W jednym z końcowych rozdziałów tej książki pisze on o randze swojej koncepcji następująco:

“Wydaje się, że wpada ona w zbyt wiele pułapek banalnej powieści fantastycznej - wyższa cywilizacja gdzieś w Kosmosie, rakieta o niezwykłej mocy (symbol falliczny?), pracowite drobnoustroje zasiedlające dziewiczą Ziemię. Jak można poważnie traktować taką historię? Cała ta koncepcja z daleka pachnie UFO, rydwanem bogów i tym podobnymi przejawami współczesnej głupoty ... Żeby odeprzeć ten zarzut, mogę jedynie powiedzieć, że jej korpus spoczywa na o wielu solidniejszych podstawach. Każdy szczegół naszego scenariusza oparty jest na "stosunkowo mocno podbudowanej przesłance współczesnej nauki"”.

(R) - Wspomniałeś, że Francis Crick ostatnio zajmuje się problemem świadomości.

(A) - Tak, on tak jak by chciał rozwiązać wszystkie najważniejsze problemy tego świata, a zagadnienie świadomości jest rzeczywiście kluczowe, ma także związek z podróżami w czasie.

(R) - No więc jak! Da się według tych naukowców podróżować w czasie czy nie?

(A) - To intelektualny klops, problem i dylemat dla ludzi żyjących pod koniec tego tysiąclecia, gdyż coraz więcej ludzi z tytułami naukowymi (zawiadującymi prestiżowymi instytucjami, chociażby takimi jak: "Lucassian Cathedra" prowadzona teraz przez Hawkinga, ale kiedyś przez Izaaka Newtona, czy też pracownia Michio Kaku, prowadzona kiedyś przez Einsteina; (*3,4,5) twierdzi, że da się podróżować w czasie, tzn. że istnieją pętle czasowe w hiperprzestrzeni, a nawet że istnieją wszechświaty równoległe.

(R) - Jak wiesz, to oznacza, że dałoby się przeszkodzić własnym rodzicom w zawarciu małżeństwa. To oznacza możność naruszenia łańcucha przyczynowo- skutkowego. To oznacza możność zmartwychwstania, i jest przyczynkiem do problemu reinkarnacji. To oznacza, według mnie, załamanie się zasad racjonalnego myślenia, bo to wszystko przeczy zdrowemu rozsądkowi!

(A) - Rzeczywiście, to jest klops? Hawking twierdzi nawet, że UFO to argument przemawiający za tym, że podróże w czasie rzeczywiście odbywają się. Według niego UFO to odbierane przez nas obrazki, takie ślady po temponautach, czyli istotach zdolnych do przemieszczania się w czasie poprzez hiperprzestrzeń, czyli 5-ty wymiar, tak właśnie jak Enterprise z Star Trek (*6).

(R) - Czyli UFO to statki z przyszłości?

(A) - Niezupełnie! To tylko obrazki, ślady, takie nasze impresje po przelocie statku, który podróżuje w przestrzeni o większej ilości wymiarów niż nasze trzy przestrzenne i jeden czasowy.

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Michio Kaku (*3) tłumaczy to przez analogię do świata płaszczaków, takich wyobrażeniowych istot, posiadających tylko dwa wymiary przestrzenne, czyli żyjących na płaszczyźnie, powiedzmy na kartce papieru. Jeśli istota trójwymiarowa powoli położy na takiej kartce palce swojej dłoni to płaszczaki będą obserwować zjawiające się stopniowo różnokolorowe, większe i mniejsze plamy, odpowiadające opuszkom naszych palców, dotykających i odrywających się stopniowo od owej kartki papieru.

UFO dla nas to co widzimy po "wetknięciu dłoni "istoty pięciowymiarowej" do naszego trójwymiarowego świata.

(R) - Aha rozumiem! Można by jednak przyszpilić takie UFO. Nawet płaszczaki mogłyby przebić igłą palec dotykający kartki papieru, tzn. ich świata!

(A) - Toteż ostatnio jest właśnie taka sprawa, tzw. afera dystrybutora filmu Santilliego, czy też raczej afera francuskiego dziennikarza Jaceque'a Pradela prowadzącego na kanale I-szym telewizji francuskiej znaną audycję pt.: "Zgubione z oczu". Otóż ludzie ci zdołali zaznajomić pół świata z filmem nakręconym rzekomo w roku 1947 w amerykańskiej bazie wojskowej, gdzie odbywała się sekcja zwłok UFO-ludka, po katastrofie jego statku w pobliżu miejscowości Roswell (*8).

(R) - O ile wiem Ty rozróżniasz jednak trzy rodzaje relacji o UFO. Relacje o statkach ze Związku Plejadańskiego (*10), czyli o realnych przybyszach z najbliższej okolicy planety Ziemi, takie właśnie jak choćby ten statek, który się rozbił w pobliżu Roswell. Czym innym są jednak dla Ciebie UFO Jungowskie (*14) i UFO hiperprzestrzenne (*6).

(A) - To jest dobra klasyfikacja. Z tym że, jak wiesz, UFO realne może przybywać z bliskiej odległości, takiej jak Plejady lub z innej galaktyki, albo może być to tzw. “szalony lot w nieskończoność” (*18).

(R) - Wiem, wiem! Tak jak chociażby Twój TIME-CRAFT, który przybył tu z najbliższej nam galaktyki, czyli M31 (Messier 31), opisany w Twojej powieści “M31”.

(A) - Powieść “M31” napisał Adrian Bread (*11).

(R) - Wiem, wiem! Tylko dlatego, że na TIME-CRAFT-cie panuje tzw. B-moralność.

(A) - Zawsze można w końcu zaliczyć taką powieść s-f jak “M31” w całości do relacji o UFO typu Jungowskiego i wtedy nie musimy się martwić o to czy istnieje B-moralność prócz A-moralności. Wtedy takie statki widziane na niebie, jak chciał to C.G. Jung, to tylko życzeniowe projekcje dawnych mitów i osobistych marzeń. My oboje wiemy już zresztą, że są to projekcje osób o szczególnym typie osobowości, na przykład takich jak spod znaku Strzelca lub spod Enneagramicznego znaku “PERFORMER” (*12, *13).

(R) - Słuchaj, można się w tym wszystkim pogubić. Nikt nie jest już autorytetem. Uczeni fizycy mówią o zmartwych-wstaniu, wszechświatach równoległych i podróżach w czasie do społu z dziennikarzami pierwszego narodowego kanału TV dużego kraju w środku Europy. Co z tym wszystkim mają zrobić zwykli obywatele, którzy nie potrafią się do tego wszystkiego ustosunkować. Przecież to musi powodować zamieszanie w umysłach i szkodzić na zdrowie psychiczne. Ty jesteś od zdrowia psychicznego, więc powiedz, jak to jest według Ciebie!

(A) - Według mnie problem orientowania się w tym wszystkim nie jest taki zupełnie beznadziejny, jeśli zechcieć przyjąć do wiadomości, iż istnieje tzw. "powieściowo-naukowe sprzężenia zwrotne".

(R) - To jakieś prawo natury czy co?

(A) - Rzeczywiście, to sięga dość głęboko. Założeniem wyjściowym jest, że: LUDZIE, jako najbardziej cudowny efekt Wszechświata, stanowiący zresztą wczesną postać "władców hiperprzestrzeni", czyli cywilizacji III stopnia, jak ujmuje to Michio Kaku (*3), mogą osiągnąć wszystko co chcą, tzn. wszystko co się im wymarzy, byle podążali do tego stopniowo i spokojnie ścieżkami wyznaczonymi, nie tyle przez fizyków, ile przez aktualną znajomość "fizyczności Wszechświata".

(R) - Mówisz mętnie! Ludzie to bogowie, czy jak?

(A) - Nie bogowie, bo nie mogą osiągnąć wszystkiego natychmiast za pstryknięciem palców. Muszą zacząć od sformułowania pewnego marzenia i pozostawić jego realizację swoim potomkom.

(R) - Domyślam się. Sądzisz, że takie marzenia formułują ustami pewnego pisarza, dość często pisarza literatury fantastyczno-naukowej, a potem filmuje to pewien reżyser, taki jak Spielberg lub Kramer i powstaje serial "Star Trek".

(A) - Tak właśnie, ale co jest tu istotne. Taki film to tylko wytyczna dla naukowców, którzy muszą wchłonąć ją do podświadomości, a potem zaczął nad nią na serio i ciężko pracować.

(R) - Dlaczego na serio i ciężko?

(A) - Sądzę, że ludzie mogą osiągnąć wszystko co chcą, ale muszą liczyć się z ograniczeniami tego co umożliwia im wiedza posiadana aktualnie. Jeśli chcą coś nowego, to muszą swoją wiedzę rozwinąć, a to wymaga czasu, pracy i pieniędzy.

(R) - Jakoś nic nie mówisz o ograniczeniach ze strony praw fizyki, czyżby ich zupełnie nie było?

(A) - Sądzę, że prawa natury są niesłychanie proste i skąpe. Jest ich niewiele. Łatwo je obejść. Większość "niemożności" to nasze własne wcześniejsze teorie.

(R) - No dobrze, ale mów konkretnie! Czy dało się już obejść teorię Einsteina, aby podróżować w czasie?

(A) - W roku 1996 stan wiedzy rzeczywiście coraz bardziej zgadza się z postulatem H.G. Wellsa, sformułowanym w roku 1984 w jego powieści pt.: "Wehikuł czasu". W Polsce powieść wydano niedawno ponownie. Natchnienie do pomysłu podróży w czasie czerpało z niej dziesiątki pisarzy s-f na całym świecie, a fanowie serialu "Star Trek" stanowią w USA poważne lobby polityczne, które wymusza przydzielanie finansów na NASA i programy dalekosiężnego nasłuchu typu SETI. Tym nie mniej, jako biolog i lekarza mam pewną wątpliwość.

(R) - A cóż tu ma biologia i medycyna do rzeczy? Przecież tu chodzi o prawa fizyki!

(A) - No tak, ale przecież mówimy o podróżach w czasie ludzi a nie kamieni!

(R) - Co za różnica?

(A) - Mówiąc krótko, sądzę że życie jest możliwe jedynie w czole ekspansji czasoprzestrzeni. Jeśli opuścimy ten region czasoprzestrzeni i przeniesiemy się niejako do jej wnętrza, to nie zastaniemy tam form żywych. Co więcej, nie wiem, czy aby nie stracimy wtedy świadomości.

(R) - Co to jest świadomość?

(A) - Jest to odczucie tego typu, jak na przykład miłość. Świadomość powstaje w mózgu wtedy gdy wyobrażamy sobie samego siebie na tle modelu świata, swojego życiorysu, łącznie z przywołaniem swojej wizji przyszłości (*21, *22, *23).

(R) - Czy jest to fenomen chemiczny, fizyczny albo taki jakiś elektroniczny?

(A) - Nie, to jest fenomen software’owy, czyli zjawisko umysłowe powstające w trakcie operacji przetwarzania danych szczególnego typu, tzn. danych dotyczących samego siebie. Najpierw trzeba być, potem trzeba to odczuwać, a później trzeba umieć wyobrazić sobie w swoim mózgu samego siebie (*19, *20, *21, *22, *23).

(R) - Czy Francis Crick i Roger Penrose to wiedzą?

(A) - Skąd wiesz, że Roger Penrose jest też “mocny” w rozmyślaniach na temat świadomości?

(R) - Przechodziłam wzdłuż tych kiosków z książkami, które są czynne całą dobę w holu dworca w Katowicach. W każdym z tych kiosków nastawionych na zmęczonego podróżnego mają przedostatnią książkę R. Penrose pt.: “Umysł Cesarza”.

(A) - Rozumiem, a więc co sobie myśli Crick i Penrose w tej chwili to nie wiem, bo oni nie wpuszczają jeszcze swoich rozwiązań na bieżąco do sieci INTERNET. Mogę się oprzeć jedynie o ostatni dostępny artykuł, referujący jego poglądy (*17). W każdym razie widać, że trudno jest im dostrzec to, że wtedy gdy ktoś wyobraża sobie samego siebie to “odczuwa”, że jest zły czyli “brzydki” albo że jest dobry, wspaniały, czyli “piękny”. Wzorzec na dobro i zło, brzydotę i piękno to idee Platońskie, o których mówiło się zawsze, że są odnotowane poza cztero-wymiarową czasoprzestrzenią. Co prawda tkwią one w którymś z wyższych wymiarów, tam gdzie prawa matematyki i muzyki, ale są niejako dostępne na krawędzi czterowymiarowej czasoprzestrzeni, tam gdzie są umiejscowione myślące głowy żyjących ludzi. Działająca sieć neuronalna fałduje tą krawędź (*23), ale ona musi być już wystarczająco płaska. Krzywizna krawędzi czasoprzestrzeni wpływa także na ewolucję układów biologicznych. W każdym razie chwilę po prawybuchu świadomości nie da się wytworzyć. Gdy się cofać w czasie to świadomość musimy utracić.

(R) - A jakby to wyglądało?

(A) - Sądzę, że byłoby to tak jak z tym kapitanem łodzi podwodnej z filmu pt.: "Ostatni brzeg" (*9), który po globalnym ataku nuklearnym dotarł w desperackim rejsie z żyjącej jeszcze Australii do wymarłych już brzegów wokół San Francisco. Już przez peryskop zobaczył, że na brzegu stoją kamienne budowle, ale nie ma już śladu po jakimkolwiek życiu.

(R) - Twierdzisz tym samym, że powierzchnia, czoło ekspansji rozszerzającej się czterowymiarowej czasoprzestrzeni dostarcza jakiejś energii niezbędnej, aby życie istniało i aby istniała świadomość.

(A) - Tak, bo to przecież jest trywialna prawda, że życie istnieje tylko w chwili aktualnej bądź też w wąskim przedziale czasoprzestrzeni, który obejmuje ostatnie kilkadziesiąt lat. Za tą warstewką pozostają tylko umarli. Tylko Frank Tipler twierdzi, że aby wskrzesić umarłych trzeba wygiąć krzywiznę czaso-przestrzeni albo zacząć czasoprzestrzeń kurczyć, czyli czoło ekspansji cofać.

(R) - Słuchaj! Sądzę jednak, że mam rację! Takie rozważania powodują zamieszanie w umysłach współczesnych telewidzów i czytelników gazet i szkodzą na zdrowie psychiczne.

(A) - Tak jest! W dużej mierze to powoduje ów stan rozbicia psychicznego, bo pojedynczego człowieka różni mędrcy ciągną w różne strony, ale to jest przejściowe, to zachodzi tylko do czasu uświadomienia sobie pochodnej od prawa powieściowo-naukowego sprzężenia zwrotnego.

(R) - Uwierzyłam już w istnienie sprzężenia zwrotnego między powieściami a rozwojem nauki. Co może jednak ludzi uspokoić w tej zwariowanej sytuacji. Przecież dawniej, gdy ktoś umierał, to pozostawiał świat mniej więcej taki sam jaki zastał. Teraz w ostatnich dwóch pokoleniach ludzie na starość nie poznają już sytuacji, w której się narodzili. Urodzili się w czasach radia i parowozów, a opuszczają świat w dobie telewizji satelitarnej, insuliny produkowanej metodami inżynierii genetycznej, teleskopu Hubbla, podróży międzyplanetarnych i końcówek sieci INTERNET.

(A) - Uspokoić może wgląd w umysł nadistoty rodzącej się tutaj na tej planecie. Jeśli ktoś posiada wgląd w myślenie nadistoty Ziemi to zrozumiał, że przestało już być ważne pomnażanie majątku, kariera naukowa, a nawet kariera powieściopisarza. Biznesmeni są od mrówczej pracy nad zarządzaniem kapitałem, uczeni od mrówczego powiększania zasobów wiedzy, a powieściopisarzy jest tysiące. Multimedia typują niektórych, ale niekoniecznie tych najciekawszych.

(R) - Co jeszcze mówi wgląd w umysł nadistoty Ziemi?

(A) - To że szalone tempo rozwoju elektroniki, telekomunikacji i inżynierii genetycznej z naszego ludzkiego punktu widzenia jest dla nadistoty tylko normalnym i spokojnym rozwojem elementarnych podstaw do tego co chce i co musi niejako uczynić, aby się przemienić w cywilizację II stopnia. Ona po prostu cały POSTĘP, PRZYROST WIEDZY, a potem rozwój takich sieci, jak INTERNET potrzebuje tylko po to, aby zapewnić sobie złącza pomiędzy organizmami i umysłami ludzi, tzn. komórek swojego ciała ze swoim własnym myśleniem, który jest ponad nami.

(R) - No dobrze, ale co wynika z tego, że gwiezdny embrion zaczyna łapać swoją świadomość dla każdego z nas, prostych, pojedynczych ludzi?

(A) - Unikać jakiejkolwiek przesady. Pomnażanie majątku, tytaniczna praca dla kariery, heroiczne wysiłki ideologiczne to nie praca dla Ciebie, ale dla nadistoty, która i tak sobie poradzi bez Ciebie, na swój zresztą sposób. Ty bowiem z Twoimi współwyznawcami możesz się mylić. Ona natomiast, ucząc się na błędach, wie w końcu lepiej. Jeśli harujesz i pot leje Ci się z czoła to tylko dlatego, że nie znasz, nie poznałeś żadnego innego sposobu na życie.

(R) - Ale co w takim razie robić?

(A) - To co nadistota niezbędnie potrzebuje! Ona oczywiście chce istnieć! Jej istnienie opiera się na współdziałaniu naszych organizmów i współdziałaniu naszych umysłów. Ona potrzebuje żywych, pogodnych, przyjaznych interakcji między-osobowych. Ona potrzebuje dużej ilości miłości i odważnego myślenia, bo inaczej “zdechnie”, dlatego wysyła takie “wewnętrzne sygnały”, “sterowanie hormonalne” poprzez takich ludzi jak Budda, Zaratustra, Goethe, Ramanujan, Mozart, Strauss i Chopin. Jej grożą być może inne nadistoty, które obmyśliły sobie odmienne zasady współdziałania wewnętrznych podelementów. Nasza nadistota stawia, jak widać, jednak na fenomen miłości, oryginalności i szybkie ustalanie nowej prawdy.
 




 15. CZYŻBY SIEĆ PRYWATNYCH POWIĄZAŃ STEROWANA PRZEZ SAMEGO RA?

czyli o siatce nadwrażliwców posianej w czasoprzestrzeni
 




(R) – Wiesz, przeczytałam wszystkie rozdziały tej książki jeszcze raz, poczynając od Mikołaja Kopernika i Giordano Bruno aż do Francisa Cricka i Stephena Hawkinga. Przeczytałam to, a potem sprawdziłam kilka faktów w kilku książkach i wykryłam coś niezwykłego!

(A) – Cóż takiego?

(R) – Ty opisałeś sieć, taką siatkę ludzi, którzy się znali osobiście!

(A) – Trudno aby Einstein umówił się na kawę z Koper-nikiem, gdyż tkwią oni w różnych punktach czasoprzestrzeni.

(R) – Posłuchaj więc proszę kilka wybranych przeze mnie fragmentów z tych książek:

“W Weimarze w domu matki (A. Schopenhauera) gromadzą się tymczasem ludzie o głośnych nazwiskach. Prym wiedzie Goethe, poeta, przyrodnik, minister, stały bywalec salonu pani Schopenhauer.”

(R) – I posłuchaj jeszcze koniecznie trzech innych fragmentów książki o Schopenhauerze. Sam dostrzeżesz ten niezwykły fenomen. Słuchaj!

“... entuzjazmował się wczesną powieścią romantyczną, której pozycjami sztandarowymi były “Lucynda” - Fryderyka Schlegla i “Lovell” Ludwika Tiecka, powieści zaliczane do tzw. romantycznego nihilizmu, gdzie życie przedstawiano jako teatr marionetek lub dom wariatów, gdzie bohatera cechowało znudzenie i pogarda wobec świata - a zatem “czarną literaturę” owej epoki ...”(*1).

“Przychodzą lata najpłodniejsze. Schopenhauer, który tymczasem poznał również filozofię indyjską osiada w 1814 roku w Dreźnie, wówczas stolicy romantyzmu, by pisać dzieło życia. W życiu kulturalnym i towarzyskim uczestniczy w minimalnym stopniu, przyjaźni ani nawet stosunków towarzyskich nie nawiązuje, jeśli pominąć przelotne zbliżenie z Tieckiem. Jak zwykle jest samotny.” (*1).

“... W 1818 roku, po czterech pracy, “Die Welt als Wille und Vorstellung” ... jest gotowy ... Goethe powiadomiony o ukończeniu dzieła i o zamiarze podróży do Włoch, przesyła kilka miłych słów, dołączając list polecający do bawiącego w Wenecji Byrona.

Wyjazd do Mekki romantyków - do Włoch - nastąpił zanim jeszcze dzieło się ukazało. Schopenhauer wiele sobie po tej podróży obiecywał ... nie wątpił bowiem, że jego dzieło skupi na sobie powszechną uwagę i zaćmi wszystko co napisano w filozofii po Kancie ... W Wenecji spotyka Byrona, niestety przebieg spotkania nie odpowiada marzeniom.”

(A) – Tak, i co chcesz przez to powiedzieć?

(R) – Na razie tylko tyle, że to Goethe miał ustawiczne bóle głowy i właśnie według Ciebie cierpiał na syndrom napadów częściowych, złożonych, nasilających się pod wpływem zwiększonej aktywności Słońca i podwyższenia natężenia pola geomagnetycznego. W innym rozdziale napisałeś z kolei, że według Pani Doktor Kay Redfield Jamison lord Byron, podobnie jak Van Gogh i Robert Schuman, cierpieli na psychozę maniakalno-depresyjną, co tłumaczyłoby ich nieznośnie, niepohamowane zagrania (*2, *3), zwłaszcza w niektórych okresach ich życia. Ja z kolei chcę wykazać przez odwołanie się do wiarygodnych źródeł, że na dodatek oni znali się prywatnie!

(A) – No dobrze, ale dlaczego jest to takie ważne?

(R) – Zrozumiesz jak posłuchasz jeszcze trochę konkretnych danych o tego typu znajomościach. Proponuję, abyś posłuchał trochę o prywatnych powiązaniach Fryderyka Nietzschego z Ryszardem Wagnerem oraz powiązaniach Ryszarda Wagnera z szalonym królem bawarskim. Przeczytam Ci tutaj wybrane przeze mnie fragmenty z książek, omawiających ich życie i dzieła (*4, *5, *7, *8).

“... Odkrywa filozofię Artura Schopenhauera już w 1865 roku, czyta główne jego dzieło “Świat jako wola i wyobra-żenie”. Jest to okres, kiedy myśl Schopenhauera zyskuje w Niemczech coraz szerszą popularność” (*4, s. 13).

“W listach do przyjaciół otwarcie przyznawał się do najpełniejszej sympatii dla Schopenhauera” (*4, s. 14).

“Jesienią 1868 roku wraca do Lipska ... W tym czasie ma okazję poznać Ryszarda Wagnera, którego wiele kompozycji znał i cenił. Wagner odwiedził w Lipsku swą siostrę Otylię, żonę profesora orientalistyki, Hermana Brockhausa, którego Nietzsche znał z czasów studiów” (*4, s. 15).

“Wagner okazał się entuzjastą Schopenhauera, o którym mówił, że “jest jedynym filozofem, który poznał istotę muzyki”” (*4, s. 15).

“Inne, nie mnie istotne pobudki rozmyślań pochodziły od Wagnera, który mieszkał w Szwajcarii, w pięknym domu na półwyspie Hibschen koło Lucerny wraz z młodszą o ponad dwadzieścia lat żoną Cosimą, córką znanego kompozytora Ferenca Liszta, która rzuciła dla Wagnera swego pierwszego męża, pianistę Hansa von Bülowa” (*4, s.18).

“Nietzsche ulega czarowi towarzyskiemu Wagnera i jego żony, w której jak sądzą niektórzy, był platonicznie zakochany i wierny tej miłości do końca” (*4, s. 18).

“Już w 1972 roku Wagner angażuje się wyraźnie po stronie nowego państwa niemieckiego. Przenosi się do Bawarii, do Bayereuth, gdzie - dzięki składkom publicznym i subwencjom rządowym pochodzącym od bawarskiego króla Ludwika i od rządu cesarskiego - buduje teatr muzyczny, aby wystawiać swoje opery i utworzyć centrum życia kulturalnego Niemiec” (*4, s. 22).

“W 1882 roku przeżywa Nietzsche ostatni przyjemniej-szy okres swego życia, kiedy w Rzymie u dobrej znajomej - Malvidy von Meysenburg - poznaje młodą Rosjankę, osobę wykształconą, wrażliwą na sztukę i rozumiejącą filozofię - Lou de Salomé, w której się kocha. Wraz z nią i z Paulem Ree wspólnie podróżują do Szwajcarii i Niemiec, gdzie Lou poznaje siostrę Nietzschego” (*4, s. 30).

“Sympatią Ludwika Bawarskiego cieszyły się wagnerowskie hasła odnowienia sztuki przez sięgnięcie do starogermańskiej tematyki i przeciwstawienie tradycyjnej operze włoskiej nowego typu przedstawienia, tzw. dramaty muzyczne, w których muzyka i aktorstwo służyły przedstawieniu akcji i uczuć bohaterów, a cała melodyka podporządkowana była treści utworu. Ludwik był rozmiłowany w muzyce Wagnera. Rząd cesarski z aprobatą patrzał na działalność Wagnera, nie tylko ze względu na jego artystyczne nowatorstwo, ile na szerzenie nastrojów nacjonalistycznych - tak w wypowiedziach prasowych, jak i przez sztukę” (*4, s. 22).

(A) – Przepraszam, że Ci przerywam, ale przecież król Bawarii Ludwik II był chory umysłowo (*5). Nakładał coraz większe podatki na poddanych i za te pieniądze budował coraz to bardziej bajkowe, coraz bardziej zwariowane zamki (*5). Projekty podsuwał mi właśnie Wagner. Poddani w końcu się zdenerwowali. Musiał abdykować. Osadzono go w jednym z wybudowanych przez niego zamków. Jeśli nie wierzysz to mogę Ci przeczytać fragment pewnej książki. Jest to wzięte z “Let’s go” - przewodnika po Niemczech, który mieliśmy ze sobą będąc w Monachium (*6):

“Jezioro polodowcowe Starnbergersee stanowi ulubione miejsce wypadów mieszkańców Monachium. Niedaleko, za odnogą jeziora, zajduje się Berg, zamek, w którym umieszczono Ludwika II wkrótce po jego abdykacji. Krótko po tym utonął w tajemniczych okolicznościach, a miejsce na brzegu Starnbergersee, gdzie odnaleziono jego ciało, jest oznaczone krzyżem” (*6).

(R) – No właśnie. Dziwaczny podróżnik Schopenhauer, który stworzył podwaliny teoretyczne pod tzw. “sztuczną rzeczywistość”, a potem szalony Lord Byron (*2, *3) i szalony Nietzsche (*7, *8), a potem Wagner, który inspirował chorego na schizofrenię króla Ludwika II (*5). Przy czym ów król Bawarii zainspirował z kolei myśl polityczną następnych władców Niemiec. Hitler przejął te właśnie myśli polityczne. Ideologię swą podbudował konceptami filozoficznymi Nietzschego, a swoje parady i ceremonie oparł na nowatorskim wkładzie do teorii i praktyki arcydzieł muzyki i dramaturgii Wagnera.

(A) – Rzeczywiście ułożyło Ci się to w taką cyniczną, przejmującą, bo prawdziwą układankę. Ale nie wiem czy nie jest to trochę naginane.

(R) – Czy naginane to zastanowimy się nad tym później. Zapoznaj się wpierw jednak ze ścieżką “ciągu znajomości prywatnych podążających w kierunku teologiczno-psychologicznym”.

(A) – A co? Znowu przytoczysz kilka cytatów ze znanych, opublikowanych książek?

(R) – A jakże, przecież inaczej byłoby to wyssane z palca. To Ty tego mnie uczyłeś, że nowatorskie tezy trzeba uzgodnić z historycznymi faktami. Słuchaj więc uważnie:

“Franza Antona Mesmera (1734-1815) często się dzisiaj dyskredytuje, mówiąc o nim jako o ekscentrycznym szarlatanie, wykorzystującym podatne na sugestię kobiety, którego kariera dała początek tzw. Erze Naiwności, zakończonej spirytualizmem i Christian Science. Niektórzy nawet obarczają go odpowiedzialnością za, jak to określają, powszechny nawrót do średniowiecznego obskurantyzmu, guślarstwa i czarnej magii.

Ale Mesmer nie był ani okultystą ani szarlatanem. Miał pełne wykształcenie w dziedzinie medycyny i filozofii i wystarczające przygotowanie muzyczne, aby zrobić wrażenie na Mozarcie; życie zaś poświęcił leczeniu chorób. Bardziej niż ktokolwiek inny usiłował “odokultyzować” niezwykłe metody leczenia, wydobywając je na światło dzienne i zapraszając każdego uczonego, który zechciałby poświęcić temu czas, do ich sprawdzenia.

Aby uzyskać na Uniwersytecie Wiedeńskim stopień doktora nauk medycznych, napisał rozprawę “O wpływie planet na ciało ludzkie”. Wysunął w niej hipotezę, że przestrzeń jest wypełniona uniwersalnym fluidem, czyli eterem, w którym na skutek oddziaływania planet zachodzą pływy. Od pływów tych uzależnione jest zdrowie; przyczyną choroby jest zaś przerwanie przepływu naturalnej siły życiodajnej ...”.

(A) – Przepraszam, że Ci przerywam, ale właśnie przeczytałem, że Wolfgang Pauli, fizyk który dostał Nobla, przyjaciel Junga, do końca życia bronił konceptu eteru, twierdząc, że jest nim “suma właściwości fizycznych związanych z przestrzenią pozbawioną materii” (*9, s. 68).

(R) – Nie przerywaj, słuchaj dalej:

“Mesmer zaczął działać jako uzdrawiacz za radą jezuity o nazwisku Maximillian Hell, a być może także pod wpływem księdza J.J. Gassnera, innego znanego uzdrowi-ciela, który łącząc medycynę z egzorcyzmami i leczeniem przez “nakładanie rąk” zyskał sobie wielu zwolenników. Sam Mesmer nie przypisywał sobie niczego poza odkryciem, jak sam to określił, “czynnika” oddziaływu-jącego na układ nerwowy i metody posługiwania się nim w leczeniu najbardziej kłopotliwych rodzajów chorób. Nazywał ten czynnik magnetyzmem zwierzęcym i uważał go za fluid, który można przyrównać do elektryczności i grawitacji. Ludzie, którzy się nim posługują (“magnetyzerzy”), mogą go gromadzić i przekazywać materii ożywionej i nieożywionej.

Tak czy inaczej, Mesmer musiał w końcu parę osób wyleczyć. Aby leczyć ściągające do jego domu tłumy, zbudował słynne baquets, duże wanny wypełnione wodą, którą magnetyzował wzdłuż typowych linii, wrzucając kawałki magnetytu; pacjentom zaś dawał do trzymania bursztynowe lub szklane pręty. Rozgłos, jaki powstał wokół osoby Mesmera, wynika z faktu, że posługiwał się on jednocześnie dwiema metodami: terapią elektro-magnetyczną i leczeniem przez sugestię. Pierwsza z nich została w pełni zrehabilitowana dopiero po upływie blisko dwustu lat, druga rozwinęła się w tym czasie pod maską hipnotyzmu i “spirytualistycznego uzdrawiania” poprzez “passy magnetyczne”, na gruncie metody Mesmera. Metoda ta polegała na przesuwaniu ręką w odległości kilku centymetrów od ciała pacjenta, w kierunku od głowy do stóp. Spirytualiści nazywają to oczyszczaniem emanacji. Od Mesmera wywodzi się zarówno leczenie jedynie wiarą, jak i psychoterapia. Psychoterapię jako metodę leczenia stosował jeden z amerykańskich zwolenników Mesmera, Phineas Quimby, a zainspirowana tym Mary Baker Eddy stworzyła Christian Science. Metody popularyzowane przez Quimby’ego wywarły wpływ na wielu lekarzy o bardziej naukowym nastawieniu: od Braida, Esdaile’a i Elliotsona do Charcota, Bernheima, Liébeaulta, Breuera i Freuda.” (*9)

(A) – Wydaje mi się, że gubisz wątek. Co ma Mesmer do tego wszystkiego?

(R) – Czy Ty słuchałeś uważnie, Mesmer znał prywatnie Mozarta. Mozart znał prywatnie Goethego. Phineas Quimby znał prywatnie Mary Baker Eddy. Freud czytał zaś uważnie Quimby’ego, Mesmera i Nietzschego, mimo że się tego wypierał.

(A) – Co z tego? Któż to taki Mary Baker Eddy?

(R) – No cóż, a jakie to wielkie religie świata, liczące przynajmniej kilkanaście milionów wyznawców, zaistniały niedawno?

(A) – Mormoni!

(R) – Mormoni i Christian Science! W znanych, łatwo dostępnych książkach wypowiada się na ten temat Erich van Däniken (*10).

(A) – Wiesz dobrze, że on działa jako płachta na byka i lepiej omijać jego nazwisko.

(R) – Tym nie mniej posłuchaj go:

“Mary Baker-Eddy urodziła się 16 lipca 1821 roku w Bostonie i tam zmarła 3 grudnia 1910 roku. Można ją nazwać wielką twórczynią religii nowych czasów. W roku 1866 założyła kościół Christian Science. Społeczność ta, zorganizowana w kościele macierzystym z własnym obrządkiem, posiada ponad 3000 gmin na pięciu konty-nentach, wydaje znakomicie redagowaną gazetę “Christian Science Monitor”, ma kilka milionów wyznawców i własną biblię “Science and Health (Nauka i Zdrowie)”, której wydania osiągnęły astronomiczne nakłady.

Mother Mary - matka Mary, gdyż tak się mówi o córce farmera z New Hampshire, jest przykładem, jak dzięki niesłabnącej energii, ogromnej ambicji i niezawodnej umiejętności oddziaływania na masy, a także słabości do brzęczącej monety, można nawet w tak rzekomo oświeconym, naszym stuleciu stać się twórcą nowiutkiej religii z całą jej pompą, obrządkiem i obietnicą zbawienia (pewnie łącznie z cudami!).

Zdaniem lekarzy Mary Baker była “przypadkiem” psychopatologicznym. Siódme dziecko w purytańskiej rodzinie było “obcym ciałem”. Dziewczynka na każde skarcenie, czy wypowiedzianą nieco głośniej wymówkę reagowała histerycznie - poznaliśmy symptomy histerii - rzucała się wtedy na podłogę ...”

“... Qiumby wcale nie dokonał cudu. Mary wybrała się w tę ostatnią podróż w takim stanie psychicznym, jak pielgrzymujący do cudownych miejsc. Oto ostatnia stacja, teraz albo nigdy dokona się cud uzdrowienia. A Quimby nie robił nic innego niż Emile Coué (1857-1926), który dawał chorym sugestywne rozkazy, że powinni, że muszą wyzdrowieć ...” (*19).

(A) – Teraz Cię zrozumiałem. Ścieżka od takich masonów jak Goethe i Mozart prowadzi poprzez Mesmera do założycieli nowoczesnych ideologii, takich jak Mormoni, Christian Science, psychoanaliza, hipnoza, bioenergoterapia i cały ten Jungizm.

(R) – Jungizm, a co to?

(A) – Ano przypomnij sobie! Carl Gustaw Jung, chcąc zrobić na pierwszej randce wrażenie na Sabinie Spierlein, stwierdził ni stąd, ni zowąd że jego dziadkiem był Goethe (*11). Z opowieści o Sabinie wynika także, że kilku pierwszych psycho-analityków znało ową niesamowitą Lou de Salomé, w której kochał się Nietzsche. W książce o Sabinie, kochance C.G. Junga jest też przejście do powiedziałbym ścieżki naukowej.

(R) – Ścieżki naukowej?

(A) – Skoro zaakceptowałem już Twój koncept “ścieżki prywatnych znajomości”, to widzę dalsze następstwa. Ta ścieżka przechodzi także na pole nauki. Spróbuję Ci to wykazać! Trzeba by zacząć od Rogera Bacona, filozofa, logika i matematyka, który żył w latach 1220-1292. Jak pisałem już kiedyś (*12) wydaje się że, przejął on pradawne teksty pochodzące być może nawet z czasów biblioteki aleksandryjskiej. Nawiązuje do niego Kopernik, Newton i Kepler. Wspominany przeze Ciebie Guy Lyon Playfair, w swoje książce “Cykle nieba” (*9) na stronie 387 pisze:

“ Nie będzie broszurowanych wydań “Dzieł zebranych” Hermesa Trismegistosa. Zamiast jednak ubolewać nad stratą wiedzy starożytnych, powinniśmy raczej spróbować ją odzyskać (chodzi tutaj o spalenie Biblioteki Aleksandryjskiej). Jeśli oni potrafili ją zdobyć to i my potrafimy. Dotyczy to również wiedzy “współczesnych starożytnych”, takich jak Kepler i Newton, dwu najbardziej wpływowych ludzi wszystkich czasów, których olbrzymia liczba dzieł nie została jeszcze dotąd wydana ...”

(R) – Dalej jest jeszcze cytat Keplera, który też tu przytoczę:

“Wiara we wpływ Słońca i konstelacji licznych gwiazd i planet na ludzi wywodzi się przede wszystkim z doświad-czenia, które jest na tyle przekonujące, że przeczyć mu mogą tylko ci, którzy tego nie badali”.
 
 

(A) – To są słowa dotyczące astrologii, wkładane w litera-turze zazwyczaj w usta Newtona, ale Newton był uczniem Keplera, on go tak często czytał, że mu w końcu się myliło, czy to Kepler czy on właśnie! Sądzę także, że łatwo znaleźć “przejście personalne” od Newtona do Einsteina. A Einstein znał z kolei prywatnie Marię Curie-Skłodowską. Einstein był kobieciarzem. Maria Curie-Skłodowska nie podobała mu się jednak, o czym pisze także Karsten Alnaes (*11). Kobieta ta spodobała się natomiast trzem wybitnym fizykom: Piotrowi Curie, zapalonemu zwolennikowi seansów spirytystycznych oraz byłemu laborantowi Jeanowi Perrin i Paulowi Langevin. Pierwsze naukowe prace Maria rozpoczęła od “badań nad magnetyzmem” (*13, s. 72), pracując jeszcze w Szkole Fizyki, której dyrektorem był niejaki Papa Schütz, czyli doktor Schützenberger. To właśnie jego syn Paul Schützenberger wywołał niedawno skandal naukowy, udzielając wywiadu pismu “La Recherche” pt.: “Luki w rozumowaniu Darwina” (patrz rozdział 4 w niniejszej książce).

(R) – Dość, starczy! Wierzę Ci, że istnieje także “ścieżka naukowa znajomości prywatnych”. Co sądzisz więc w takim razie o wykrytym przez nas fenomenie istnienia prywatnych powiązań pomiędzy najwybitniejszymi twórcami wszechczasów?

(A) – To jest sieć!

(R) – Jaka sieć? Ku czemu ona służy?

(A) – To jest sieć nadwrażliwców. Oni są wrażliwi na zmieniającą się cyklicznie aktywność Słońca i kilka innych jeszcze znaczących wpływów geofizycznych i kosmicznych (*15). Rober Schuman komponował tylko w latach szczytów aktywności słonecznej. Podobnie Lord Byron i Wagner. Ci nadwrażliwcy generują rewolucyjne idee oraz niezwykłość. Niezwykłość jest niezbędna aby przeżyć. Inaczej można “skonać z nudów”. Reszta pobratymców tej grupy szaleńców “karmi się” wytwarzaną przez nich niezwykłością. Wyrwanie się bowiem z szarzyzny, zwykłości i nudy dnia codziennego nie jest proste, ale jest niezbędne. Stąd tyle jest rozpowszechnionych środków pomocniczych, takich jak kino, telewizja. Im bardziej poczytny scenariusz, powieść bądź książka, tym większy szaleniec - autor, poeta lub nawiedzony mistyk.

(R) – To dość smutne!

(A) – Przeciwnie. Zauważ proszę. Ludzie nie mogą znieść monotonnego następowania takich samych, szarych dni, jeden po drugim. To zagraża bowiem ich życiu. To grozi depresją i choro-bami. To może prowadzić do śmierci. Ludzie mają więc tylko trzy wyjścia. Mogą “upuścić wszystko z rąk” i wywołać osobistą tragedię. Wtedy będzie działo się “coś emocjonalnego”, jakkolwiek niestety będą to emocje negatywne. Można także pójść ewentualnie na wojnę. Też będzie się wtedy wiele działo. Będzie to bardzo negatywne, ale być może lepsze to niż nic. Wcześniej trzeba jednak zacząć kogoś nienawidzieć. Aby kogoś nienawidzieć trzeba oprzeć się jednak o jakąś ideologię. Ideologie wytwarza jednak grupa ludzi dość podobna do omawianych tu “twórców arcydzieł”. Nie zajmowaliśmy się tą grupą ludzi, gdyż kieruje nimi inna nadistota i osobiście nie mamy w tym kierunku właściwych kompetencji. Trzecim rozwiązaniem jest “wytworzyć niezwykłość lub skorzystać z wytworzonej niezwykłości”. Trzeba jednak wówczas stworzyć lub polubić kogoś z twórców. Dlatego lansuję właśnie od lat, aby koniecznie zadać sobie i uprzytomnić innym, jak jest Twoja odpowiedź na trzy fundamentalne pytania:

1. Które z przeczytanych powieści bądź bardziej poważnych rozpraw filozoficznych, psychologicznych lub naukowych wywarły tak przemożny wpływ na Twoje zapatrywania, że wręcz ukierunkowały niektóre z Twoich działań?

2. Które z filmów (prezentowanych tam postaci), oglądanych na przestrzeni całego życia wywarły na Tobie największe wrażenie, wręcz takie, że wpłynęły na Twoje postępowanie?

3. Jak jest cecha, rodzaj talentu albo szczególna kompetencja, której inni by Ci pozazdrościli?

(R) – Tak i co to daje?

(A) – To umożliwia “podłączenie się do sieci” z pełnym uświadomieniem sobie, w jaki to sposób jesteśmy do niej włączeni oraz ze świadomością, że podłączyliśmy się do ścieżki sterowanej przez Ra.

(R) – Co to jest u licha to Ra? Może chodzi Ci o grecką literę “ro”.

(A) – Nie! Chodzi mi tutaj o egipski hieroglif “Ra”. Słońce nadaje audycję. Zmieniająca się cyklicznie, mniej więcej co 11 lat, aktywność Słońca, które czasami milczy przez kilkadziesiąt lat, a w odstępach rzędu tysiąca lat milczy czasami dłużej, steruje aktywnością mentalną ludzi, wpływa na ich kondycję psychiczną i zdrowotną. W okresie wzmożonej aktywności Słońca są dokonywane największe odkrycia, zgłaszana jest największa ilość patentów i zazwyczaj zapoczątkowana zostaje pewna zmiana rewolucyjna. Zostaje wzbudzona wtedy sieć osób nadwrażliwych, a oni poprzez swoje dzieła, wypowiedzi, a nawet czasami działania wpływają na innych. To jest już teraz oczywiste. Nie można zaprzeczyć, że algorytm zmian aktywności Słońca wpływa na losy naszej cywilizacji. Algorytm ten ma “swoją mądrość”, jest rodzajem “planetarnego anioła stróża”, który nie pozwala, aby jakiś utopijny, niedorzeczny reżym, ustrój lub ideologia utrzymały się długo. Wystarcza 2-3 kolejne cykle, aby taki “zamiar ludzki” zniweczyć. Ten przemyślny program działania dba o to, aby “zachodził postęp”.

(R) – Rozumiem, Ty sugerujesz, że staroegipski koncept boga Słońca Ra, z którego zaczerpnął inspiracje Giordano Bruno, mówiąc że gwiazdy i nasze Słońce mają duszę, znajduje w pewnym sensie potwierdzenie poprzez odkrycie “algorytmu zmian aktywności Słońca” i istnienia na powierzchni Ziemi grupy nadwrażliwców, ludzi wrażliwych na zmienne pole elektro-magnetyczne Słońca. Chcesz wykazać w ten sposób, że bezduszny, maszynowo-nakręcający się cykl zmian na Słońcu ma siłę oddziaływania równą niejednemu bóstwu, choćby takiemu jak pogański, staroegipski Ra.

(A) – Nie wiem, czy cykl zmian aktywności Słońca jest rzeczywiście tylko bezdusznym, maszynowo-nakręcającym się mechanizmem. Wiadomo, że inne gwiazdy także nadają taką audycję (*14). Może to jest jakoś synchronizowane. Przecież najpotężniejsza cywilizacja galaktyczna, którą Michio Kaku (patrz rozdział 14 oraz odnośnik 3) nazywa potęgą III stopnia musi oddziaływać w jakiś konkretny, fizykalny sposób, mimo że dla nas może wydawać się to działaniem magicznym.
 


POSŁOWIE
 




     W miarę czytania napisanych niedawno nowych bibliografii najwybitniejszych twórców całej naszej ludzkiej kultury (*1) ogarniało mnie coraz większe zdumienie.

     Stopniowo uświadamiałem sobie trzy niezwykłe prawidło-wości: (I) Ich życiorysy nie pasują do wzorca obyczajowego lansowanego przez główne szkoły ideologiczne, powołujące się akurat na ich dzieła, a (II) model świata, który wyłania się z chronologicznego zestawienia ich głównych spostrzeżeń nie jest zgodny z tym co większość z nas zakłada jako oczywiste i spraw-dzone. (III) Zestawienie tych życiorysów prowadzi do ważnych wniosków praktycznych.

ad. (I)

Sposób na życie twórców arcydzieł, tych którzy formułowali główne zręby wiedzy o świecie wywodzi się z ciekawości i przyjemności stania wobec tajemnicy oraz przyjemności podważania stanu zastanego oraz chęci wyrwania z szarej strefy, stojącej zawsze za plecami ciemności “kęsa czegoś nowego” i nazwania tego wyczynu swoim nazwiskiem.

Wyrywając ze “skrytości” owe “nowe prawdy”, przecieka im jednak zawsze z hiperprzestrzennego wymiaru zmysłowość, która wpływa na ich osobowość i sposób na życie. Zmysłowość ta zresztą wynika z widocznej wszędzie w biologii dwubieguno-wości myślenia, a więc z płciowości. Widać nadistoty także mają płeć.

Ludzie “kradnący owoce z drzewa wiadomości” są więc na ogół przyjaźni wobec innych, nikogo nie krzywdzą, natomiast sami niestety są często prześladowani. Wielu z nich “ginie marnie” lub przynajmniej zostaje za życia poniżona i skrzyw-dzona

Jeśli szukać tu jakiejś sprawiedliwości to może tkwi ona w tym, iż większość z nich rzeczywiście w jednym zakresie jest bezpardonowa. Otóż oni chronią swoje “dziecko umysłu”, walczą o jego byt i jest dla nich najważniejsze, aby “ono” przetrwało. Wymaga to oczywiście odwagi cywilnej i pewności siebie. Stąd bierze się u nich niepodatność na osąd innych ludzi. Jest to prosta konsekwencja tego co się samemu zdziałało. Jeśli ktoś “wyrwał z ciemności” coś osobliwego i uznał to za “dziecko swojego umysłu” i postanawia je bronić, to musi liczyć się z atakami, tzn. stwierdzeniami “to jest bzdura”, “to nie mieści się w głowie”, “to jest fałszywe”, “tak nie można mówić”, “to nas obraża”, “to jest herezja”. Dla nich jest to jednak tylko rodzaj kidnapingu. To też stają się oni odważni i pewni siebie. Miarą ich prawomyślności, obyczajowości i moral-ności mogą być wtedy tylko oni sami. Muszą oni powiedzieć sobie: “niestety nie mogę pozwolić, aby ktoś oceniał moje dokonania, bo on chce " zabić moje dziecko" ”. Jeśli jest to bękart, jeśli jest to nieudacznik, to tylko “ja mogę go poprawić” albo “skasować” (na ogół oznacza to “podrzeć następny rękopis”, a czasami popełnić samobójstwo). To prowadzi również do odwagi cywilnej i niezależności myślenia, również w zakresie spraw osobistych i życia codziennego: “sam dla siebie jestem surowym sędzią i ustalam czy zachowuję się poprawnie”.

Nic więc dziwnego, że ci osobliwi ludzie są postrzegani tak jakby wyznawali jakiś rodzaj B-moralności. Nie są to osoby A-moralne. Nie łamią one nigdy przykazania: “nie zabijaj”, z reguły wierzą oni w coś więcej niż tylko materia i trój-wymiarowa przestrzeń.

Sposób życia twórców naszej kultury jest przyczynkiem do głównego sporu ideologicznego wszechczasów, tzn. do sporu czy powierzchnia naszej planety jest “deską, na której stoją dzieci, które dokonują różnych wybryków i z tego powodu zostaną osądzone”, czy też raczej planeta nasza i my sami jesteśmy częścią rozwijającego się gwiezdnego embrionu.

ad. II.

Wiodąc spór o tych wielkich wtajemniczonych, doszedłem do wniosku, że “I Twój niezwykły umysł także ... jest składową rodzącego się mózgu żywego gwiezdnego embrionu”.

Kompletna bzdura, uznana jednak kiedyś równocześnie za ideę bardzo niebezpieczną, głoszona przez Giordano Bruno, że “gwiazdy mają duszę”, wydaje się coraz bardziej prawdopodobna. Jeśli to nie Słońce, które zmienia swoją aktywność co 11 lat i w innych, dłuższych rytmach także “wdaje się nam we znaki”, to “gdzieś nad naszymi głowami”, na krawędzi czoła ekspansji czasoprzestrzeni, nasze głowy mają dostęp do odwiecznych idei, wyznaczających ogólne zarysy nas samych i naszych losów.

Rodzący się umysł planety ma wewnętrzną organizację. Nowe koncepty, nowe idee, wpływające na działanie wielu ludzi, przynoszone na świat przez niektóre tajemnicze osoby, są potem rozpowszechniane przez owe niezwykłe umysły nazwane wyżej “cyborgami drugiego rodzaju”. Osoby te lubią stać u wrót, w murze oddzielającym nas od pewnej tajemnicy, upatrzyły sobie sposób na życie poprzez “zrywanie owoców z drzewa wiadomości”.

Wydaje mi się zresztą, że większość z nas jest zajęta właśnie rozwijaniem owego drzewa wiadomości. Energia, którą żywi się większość z nas, rozwijając owe drzewo, które stało kiedyś pośrodku raju, poprzez kariery naukowe, zarządzanie kapitałem, tworzenie domów lub innych siedlisk (gniazda) umysłów, pochodzi natomiast z fenomenu miłości.

Energią tą zasilany jest nasz wysiłek wkładany w to, aby “embrion gwiezdny” przekształcił się w “dorosłego”, tzn. “cywilizację Io”, która będzie już kontrolować całość “naszego regionu czasoprzestrzeni” (*2, *6).

Z powyższego rozumowania płynie wniosek dla teologów oraz dla kosmologów (o ile przypadkiem nie są to ci sami ludzie). Otóż w definicję grzechu pierworodnego wdarł się chyba w przeszłości błąd. Nie jest bowiem zrozumiałe przeciwko komu skierowane jest rozwijanie drzewa wiadomości, skoro skradzione z niego owoce to dane o DNA, mikroprocesach i strukturze INTERNET’u, dzięki którym powstaje embrion gwiezdny.

Wszystko wskazuje bowiem na to, że trzeba spojrzeć inaczej na problem, czy człowiek jest “obarczony grzechem pierworodnym”, tzn. czy urodził się “naznaczony jakąś skazą” oraz ewentualnie kto to wywołał i kto jest za to odpowiedzialny.

Wydaje się co prawda, że wiele osób ma wmontowaną w swoją osobowość autodestrukcję. Sabina Spielrein twierdzi jednak, być może przewrotnie, że jest to “praprzyczyna stawania się” (patrz rozdział 11 oraz pozycje literaturowe nr 11.1, 11.2, 11.3, 11.4). Większość twórców naznaczona jest jednak cechą odwrotną, tzn. cechuje się ciekawością, chęcią wydarcia ze skrytości nowej prawdy oraz zmysłowością.

Są to ich najbardziej istotne i ważne przymioty. Najistotniejsze cechy ludzi, którzy mieli “największy wpływ na dzieje ludzkości” (*1) nie nadają się więc do określenia “największej ludzkiej wady”, chyba że to nie o ludzi chodziło.

Z rozważań powyższych płynie jednak również wniosek dla kosmologów i astrofizyków, fizyków czasoprzestrzeni i co najważniejsze przyszłych kosmonautów.

Otóż, jeśli jest (byłoby) prawdą, iż ponad naszymi umysłami powstaje nadrzędny umysł planety, to należy wtedy wziąć pod uwagę, że taka nadistota nie może dokonywać ... lotów międzyplanetarnych (sic!). Ciało tej nadistoty bowiem to całość naszego Układu Słonecznego z nami tutaj na Ziemi, którym bezpieczeństwo zapewnia także Księżyc, Jowisz i Saturn (*13.8).

Jak taki konglomerat nadistot komunikuje się więc między sobą. Otóż wydaje mi się, że na dwa sposoby. W zakresie małych odległości wysyła on po prostu ludzi w podróże między-planetarne. Z tego powodu ludzie byli już na Księżycu i polecą zapewne na Wenus i Marsa.

Jeśli chodzi jednak o dalekosiężne kontakty nadistot, to muszą się odbywać one ponad czasoprzestrzenią (*2.6) i w paśmie poza-elektromagnetycznym (*2). Jeśli chcieć to zobrazować przez odwołanie się do odwiecznych już symboli, można to wypowiedzieć krótko. Kontakty nadistot odbywają się na “wzór i podobieństwo Melchizedeka”.

Mówiąc jasno, kontakty nadistot odbywają się przez zaistnienie i działanie poszczególnych umysłów osób takich jak Mozart, Mickiewicz, Słowacki, “... I Twój niezwykły umysł także...”.

Powiecie Państwo, że treść posłowia jest wyszukana, jest niejasna i ma charakter filozoficzny. Nie!!! Przesłanie ma ważne znaczenie praktyczne!!!

ad. III.

Możliwe jest bowiem teraz wskazanie na konkluzje bardzo praktyczne.

Jeśli masz wątpliwości co do tego co robić teraz i w naj-bliższej przyszłości oraz jaki jest sens Twoich wysiłków, a nawet sens i cel życiowy, to należy postawić sobie następujące pytania:

(1) Jaka jest Twoja cecha (rodzaj talentu), której inni by Ci pozazdrościli?

(2) W zakresie jakiej wyuczonej umiejętności jesteś “dobry”, nawet znacznie “lepszy” niż większość znanych Ci osób?

(3) Jaka jest “przechodnia”, “wymienna” funkcja (rola), którą lubisz podejmować?

(4) Jaka jest grupa ludzi, środowisko, towarzystwo, grupa zawodowa, na której opinii Ci tak naprawdę zależy?

(5) Jaką umiejętność (kompetencje) chciałbyś jeszcze w życiu nabyć?

Jeśli chcesz czytelniku teraz ten wysiłek myślowy spożytko-wać w sposób bardzo praktyczny, to spróbuj spisać swój życiorys. Zrób to możliwie dokładnie. Pomoże ci on przeniknąć Twoją legendę, Twój mit osobisty, a poza tym możesz go załadować do tzw. “PIERWOTNEJ BAZY ŚWIATA”, o czym piszę ponownie niżej.

Inna praktyczna konkluzja dotyczy radzenia sobie z auto-destrukcją i nienawiścią innych osób. Wynika ona z przesłania tych fragmentów książki, które zawierają opowieści o kobietach, gdyż to one przyczyniły się akurat do znalezienia konkretnych środków zaradczych.

Również z tych samych fragmentów, które traktują właśnie o dwubiegunowości, czyli zmysłowości procesu myślenia, wynika praktyczna rada dotycząca nienawiści na skalę szerszą, a miano-wicie problemu “Jak zapobiec nowym wojnom z innowiercami?” (*14.24).

Analiza życiorysów osób, które stanęły u wrót tajemnicy, a zrobić to może każdy, prowadzi w tym zakresie do konstatacji podobnej do wypowiedzi Srinivasa Ramanujana. Jak pisałem (rozdział 9, str. 69), powiedział on że: “wszystkie religie są mniej więcej tak samo prawdziwe”.

Przesłanie niniejszej książki wydaje się modyfikuje nawet nieco jego wypowiedź. Należałoby bowiem powiedzieć raczej, że wszystkie wierzenia należy uwzględnić i z nich skonstruować “CAŁOŚĆ MODELU”, a nie szukać jednej teorii, tej niby właściwej, o której mamy ochotę powiedzieć: “ponieważ to właśnie moja, niejako nasza idea, więc jest prawdziwa i dlatego musi zwyciężyć i my się do tego przyczynimy”.

Wydaje się więc, że paleta religii tej planety to skarbnica pomysłów, to folklor walczących nadistot, to skarbiec naszej wiedzy o CAŁOŚCI ZAŚWIATÓW, tzn. spraw toczących się ponad czterowymiarową czasoprzestrzenią.

Skarbiec ów oczywiście skłania do zastanowienia się nad modelem najbardziej przyjaznym dla ludzi, nad modelem ogólnym i elastycznym. Rozwiązanie pozostanie jednak zapewne kwestią otwartą z tej prostej przyczyny, że póki tkwi ono jeszcze w “skrytości”, to jest wierzeniem IIIo.

Wiąże się z tym jeszcze jeden ważny wniosek praktyczny, który jest jednocześnie przewidywaniem. Otóż sądzę, że jeśli nie teraz; na wskutek mojej rady, aby spisać dokładnie i obiektywnie swój życiorys (3), to i tak w niedalekiej przyszłości uczyni to wielu ludzi. Stanie się tak dlatego, że pamięć komputerowa świata (PKS) błyskawicznie zwiększa swoją pojemność (vide INTERNET). Może ona już obecnie wchłonąć dowolną ilość danych. Życiorysy ludzi są natomiast niezwykle ponętnym pożywieniem dla nadistot. Jest więc niemal pewne, że wkrótce powstanie “pierwotna baza świata”.

Zbiór życiorysów zapamiętany w pamięciach komputerów nazywam pierwotną bazą świata, gdyż w przyszłości będzie on najważniejszą, najbardziej pierwotną skarbnicą wiedzy o świecie. Jest to konkluzja rozmyślań, jakie snułem pisząc tą książkę. Szczegóły tej idei przedstawiam jednak już w innym swoim tekście.
 




LISTA NOWYCH ZJAWISK, FENOMENÓW,

POJĘĆ I METOD ZDEFINIOWANYCH

W NINIEJSZEJ KSIĄŻCE
 


PRZEDMOWA

1. Własności psychoterapeutyczne czytania biografii II

wielkich twórców

2. Narzędzia umysłów najwybitniejszych twórców

w zastosowaniu do własnych celów II

1. Przeczuwanie prawdy w kobietogrodzie

1. Zasada wielokierunkowych uzgodnień 4

2. Warmińskie siły 7

3. Soczewka emocjonalna 9

4. Tunel transmisyjny nad Warmią 9

5. Grupowe przeczuwanie geniuszu 9

2. Ruda dziewczyna

1. Wszechświat jako żywy embrion 11

2. Metoda intelektualnego oszukiwania przeciwnika 14

3. Mene, mene, tekel, uparSin

1. Globalny moment krytyczny 21

2. Metoda przyciskania rozdętej dyni do tajemnicy ściany 22

3. “... i powstaniesz do swojego losu, w kresu dni” 25

4. Od doktora Faustusa do Fausta Goethego

1. Supernadistota

2. Stymulowanie odczuwania obecności kogoś w sobie

(sensed presence) i zmiana ścieżki myślenia przez

zwiększoną aktywność geomagnetyczną Ziemi i tzw.

ekscesy energii rezonansu Schumanna 33

5. Wewnątrzczaszkowe, niezidentyfikowane

obiekty świecące

1. Rozróżnienie między pojęciem nadistoty Wiśniewskiego-Snerga a pojęciem nadczłowieka Nietzschego 37

2. Być potężnym duchem epoki 39

3. Trzy rodzaje naturalnych i samoistnych implantów mózgowych (typ Ramanujana, typ Mozarta, typ Nietzschego) 41

4. Kostysz Heinleina jako nadistota piątego rzędu 42

6. Mozart, Beethoven, Bach, Wagner, Strauss

i Chopin

1. Zmysłowe duchy prawostronne 43

2. Duch hiperprzestrzenny dostrzegany przez umysł ludzki w trakcie dominacji prawej półkuli mózgu 47

7. Człowiek wielki, człowiek mały

1. Partnerka jako “wzmacniacz myślenia” 51

8. Warunki skutecznej monomanii

1. Kopernikański układ planetarny “wsadzony” do Einsteinowskiej czasoprzestrzeni jako podstawa modelu świata współczesnych ludzi 57

2. Ślad po życiu człowieka zamrożony po śmierci we wnętrzu czasoprzestrzeni jako duch człowieka 58

3. Recepta na siłę tworzenia 59

4. Emocjonalne i rodzinne warunki skutecznej monomanii 59

9. Trzy rodzaje cyborgów

1. Cyborg I-go rodzaju, czyli cyborg naturalny (człowiek, który w sposób samoistny posiada “implant mózgowy” typu “Mozart” lub “Nietzsche; patrz także 5.3) 68

2. Cyborg II-go rodzaju 68

3. Wkład twórców do psychologii klinicznej poprzez sformułowanie krótkiego zdania o wartości 1000 mili Ramanujanów 69

4. Cyborg minusowy 70

10. 100 milionów curie i jedna skłodowska

1. Próg uranu cywilizacji zerowego stopnia (PU) - pojęcie zdefiniowane przez Michio Kaku, lecz użyte w rozdziale 3 i niniejszym dla zdefiniowania zmien- nego z dnia na dzień “zbliżenia” do “globalnego momentu krytycznego” 71

2. Szósty współczynnik do wzoru Drake’a na odległość do najbliższej, innej, inteligentnej cywilizacji 72

3. Zabawowo-rozrywkowa inteligencja delfinów 73

4. Siódmy współczynnik do wzoru Drake’a na odległość do najbliższej, innej, inteligentnej cywilizacji 74

5. Górna nośność demograficzna planety (GND) 74

6. Przekroczenie górnej nośności demograficznej jako próg ekologiczny cywilizacji zerowego stopnia (GND-EKO) 747. Podświadome powody finansowania stacji kosmicznej ALFA 75

8. Wgląd w globalny mechanizm krytyczny (WGMK) 75

9. Jedna Skłodowska - jednostka posiadanego WGMK

i odwagi cywilnej 76

11. Freud, Jung i Sabina Spielrein

1. Układ humanistyczny równań jako recepta na zapo-bieganie nowym wojnom z innowiercami 84

(1) “Najbardziej toksyczne są kłamstwa wpajane dzieciom w najwcześniejszym dzieciństwie ...” 84

(2) “Wyeliminowanie ... umiejętności spostrzegania ... sił łączących człowieka z naturą i kosmosem jest śmiertelnie niebezpieczne ...” 84

(3) “Każdy z nas pragnie jednocześnie miłości i wolności ...” 84

(4) “Każda znaczna przesada wywoła jakąś chorobę ...” 84

(5) “Większość rozmów, działań i przedsięwzięć ludzkich jest tak prowadzona, aby omijać sedno sprawy ...” 85

12. WITKACY A POLE MORFOGENETYCZNE NASZEJ EPOKI

1. Chwila oryginalności wymaga 1T energii życiowej i łączności z nadprzestrzenią 90

2. Trzy rodzaje (fazy rozwojowe) ludzkości: “cywilizacja grzybków”, “cywilizacja alkoholu” i “cywilizacja canabisu” 91

3. Witkacy twórca pojęć “czystej formy”, “efektu lustra” i “teatru wydarzeń własnych” jako prekursor cyfrowo-komputerowych manipulacji na obrazach i tzw. rzeczywistości sztucznej (virtual reality) 95

13. Stephen hawking

1. Wierzenia I, II i III stopnia 97

2. Hipoteza o wpływie bliskich przejść komet i asteroid na magnetosferę, rezonanse Schumanna i procesy myślowe ludzi 102

3. Hipoteza o wpływie zmian aktywności Słońca na ewolucję biologiczną i rozwój społeczny cywilizacji planety 104

14. powieściowo-naukowe sprzężenie zwrotne

1. Umowna klasyfikacja relacji o UFO według typu “Plejadańskiego”, “Jungowskiego” i śladów hiperprzestrzennych 109

2. B-moralność 109

3. Powieściowo-naukowe sprzężenie zwrotne 110

4. Czoło ekspansji rozszerzającej się czasoprzestrzeni jako jedyny jej region, w którym możliwe jest życie i świadomość 111

5. Świadomość jako wyobrażenie sobie siebie samego na tle modelu świata, przeglądniętego życiorysu i przywołanej swojej wizji przyszłości 112

6. Idee Platońskie dostępne na krawędzi czasoprzestrzeni 112

7. Działająca sieć neuronalna “fałduje” krzywiznę

krawędzi czasoprzestrzeni 112

8. Czoło ekspansji czasoprzestrzeni jako źródło energii specyficznej dla fenomenu życia 113

9. Nadistota rodząca się na tutejszej planecie 114

10. Gwiezdny embrion 114

11. Nadistota planety “stawia na” fenomen miłości,

oryginalność i szybkie ustalanie nowej prawdy 115

15. CZYŻBY SIEĆ PRYWATNYCH POWIĄZAŃ STEROWANA PRZEZ SAMEGO RA?

1. Łańcuch osób nadwrażliwych na oddziaływania helio-geofizyczne, powiązanych zażyłymi relacjami osobistymi 118

2. Ścieżka artystyczna, teologiczno-psychologiczna i naukowa ciągu znajomości prywatnych osób nadwrażliwych 121

3. Powrót do racjonalnej zasadności konceptu eteru jako “tkanki pola czasoprzestrzennego”, które jest środowiskiem w których mogą rozchodzić się oddziaływania kolpuskularno-falowe 122

4. Pożyteczność (“mądrość”) algorytmu zmian aktywności słonecznej (AZAS) 129

5. AZAS jako “planetarny anioł stróż” 129

6. Bezduszny, “maszynowo-nakęcający” cykl zmian na Słońcu (AZAS) ma siłę oddziaływania na popułację ludzką 130

7. Możliwość wykorzystywania AZAS przez cywilizację II i III stopnia 130

5. POSŁOWIE

1. Dwubiegunowość procesu myślowego, realizowanego

przez kobietę i mężczyznę 131

2. Nadistoty także mają płeć 131

3. B-moralność 132

4. I Twój umysł także jest ... jest częścią gwiezdnego

embrionu 133

5. Ponieważ pojęcie grzechu pierworodnego jest

definiowane zazwyczaj przez najbardziej istotne

i ważne przymioty człowieka, nie dotyka więc

celnie istoty ludzkich wrodzonych wad i dlatego

powinno być przemyślane i określone ponownie 134

6. Kontakty nadistot na wzór i podobieństwo

Melchizedeka 135

7. Praktyczna wartość potraktowania całej palety

religii tutejszej planety jako skarbnicy wiedzy

o tym jak uzmysłowić sobie ogólny, przyjazny

i elastyczny model zaświatów po to, aby umieć

zapobiegać nienawiści i nowym wojnom

z innowiercami 135

8. Pierwotna baza świata 136

BIBLIOGRAFIA

           1. PRZECZUWANIE PRAWDY W KOBIETOGRODZIE

(*1) Jerzy Sikorski: Prywatne życie Mikołaja Kopernika. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

(*2) Jarosław Włodarczyk: Recenzje książek: J. życińskiego pt.: "Sprawa Galileusza i Pietro Redoni'ego pt.: "Galileo heretic", świat Nauki, 1991, nr 4, s.106.

(*3) Józef życiński, Jarosław Włodarczyk: Polemika : Między dowodem a retoryką. świat Nauki, 1992, nr 4, s. 110.

(*4) Umberto Eco: Imię Róży. PIW, Warszawa, 1987.

          (*5) Clive S. Levis: Odrzucony obraz. PAX, Warszawa, 1986.

          2. RUDA DZIEWCZYNA

(*1) Andrzej Krasiński: Sprawa Galileusza. Postępy Astronomii, 1993, nr 3 i 4.

(*2) Pierre Thuillier: Martyr de la science ou illuminé - Le cas Giordano Bruno. La Recherche, 1988, nr 198.

(*3) Marek Oramus: Teologia kosmiczna. Nowa Fantastyka, 1996, nr 5, 65.

(*4) Lech Jęczmyk: Przez kosmos sobie (myślą) gnam. Nowa Fantastyka, 1996, nr 5, 66.

(*5) Jacek Łukasiewicz: Mickiewicz. Wydawnictwo Dolno-śląskie, Wrocław, 1996.

(*6) Michio Kaku: Hiperprzestrzeń. Wszechświaty równoległe, pętle czasowe i dziesiąty wymiar. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

3. MENE, MENE, TEKEL, UPARSIN

(*1) Pierre Thuillier: Newton i alchemia. Problemy, 1990, nr 8 (przedruk z "La Recherche", 1989, nr 212).

(*2) Wojciech Sady: Narodziny nowożytnej fizyki. Problemy, 1987, nr 10.

(*3) Jerzy Kierul: Izaak Newton - Bóg, światło i świat. Wydawnictwo "Quadrivum", Wrocław, 1996.
 
 

4. OD DOKTORA FAUSTUSA DO FAUSTA GOETHEGO

(*1) Lech Jęczyk: Przez kosmos sobie (myślę) gnam. Nowa Fantastyka, 1996, nr 5, 67.

(*2) Edward Pitich, Dusan Kalmancok: Niebo na dłoni. Rozdział: świat gwiazd i galaktyk. Wiedza Powszechna, Warszawa, 1982.

(*3) Johannes Faust, hasło w "Encyklopedii Powszechnej", Tom 1, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa, 1978.

(*4) Jan Garewicz: Schopenhauer. Wiedza Powszechna,

Warszawa, 1988.

(*5) Tomasz Stępniewski: Goethe - znacznie jego prac na polu biologii i filozofii. [1877]. (Dzieło dostępne w Bibliotece śląskiej w Katowicach).

(*6) E. Haeckel: Zasady morfologii ogólnej organizmów. [1960], (Dzieło dostępne w Bibliotece Śląskiej w Katowicach).

(*7) J.F. Cornell: Faustian phenomena: teleology in Goethe's interpretation of plants and animals. Journal of Medical Philosophy, 1990, 15, 481-492.

(*8) Johann Wolfgang Goethe: Z mojego życia - Zmyślenie i prawda. Tom I i II, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 1957.

(*9) T. Schnalke: Johann Wolfgang Goethe ein entschidener Fursprecher anatomischer Wachsmodelle. Anat. Anz. (ISSN0003-2786), 1989, 168, 391-294.

(*10) F. Nager: Goethes Ringen mit der depression (Borykania się Geothego ze swoją depresją). Schweiz. Rundsch. Med. Prax., 1991, 80, 984-991.

(*11) Mz: Cierpienia poety Goethego. Forum, 1992, nr 1 (1328). [Przedruk z "Der Spiegel"]

(*12) F. Morris: Bez wyjaśnienia.

(*13) B. Lubosz: Opowieści o sławnych kochankach. Krajowa Agencja Wydawnicza, Katowice, 1987.

(*14) B. Rosenthalowa : Kobiety w życiu Goethego. (Dzieło dostępne w Bibliotece śląskiej w Katowicach).

(*15) Jacek Łukasiewicz: Mickiewicz. Wydawnictwo Dolno-śląskie, 1996.

(*16) Christian de Duve: Granice przypadku. świat Nauki, 1996, nr 3.

(*17) M.A. Persinger: Out-of-body experiences are more probable with elevated complex partial epileptic-like signs during periods of enhanced geomagnetic activity. Percept. Mot. Skills, 1995, 80, 563-569.

(*18) M.A. Persinger: Vistibular experiences of humans during brief periods of partial sensory deprivation are enhanced when daily geomagnetic activity exceeds 15-20 hT. Neurosci. Lett., 1995, 194, 69-72.

(*19) M.A. Persinger: The sensed presence as right hemispheric intrusions into the left hemispheric awarenees of self. Percept. Mot. Skills, 1994, 78, 999-1009.

(*20) Guy L. Playfair, Scott Hill: Cykle nieba. PIW, Warszawa, 1984.
 
 

5. WEWNĄTRZCZASZKOWE, NIEZINDENTYFIKOWANE  OBIEKTY ŚWIECĄCE

(*1) Adam Wiśniewski-Snerg: Nadistoty. Nowa Fantastyka, 1996, nr 5, 75-76.

(*2) A.H. Chapman : The influence of Nietzsche on Freud's ideas. British Journal of Psychiatry, 1995, 166, 251-253.

(*3) Zbigniew Kuderowicz: Nietzsche. Wiedza Powszechna, Warszawa, 1990.

(*4) Kristine Leutwyler: Przezwyciężyć szaleństwo. świat Nauki, 1996, nr 1, 27-26.

(*5) Kay Redfield Jamison: Choroba maniakalno-depresyjna. Świat Nauki, 1995, nr 4

(*6) E. Elomaa: Wittgenstein's schizophrenia in moonlight. Medical Hypotheses, 1993, 40, 127-128.

(*7) Jacek Łukasiewicz: Mickiewicz. Wydawnictwo Dolno-śląskie, Wrocław, 1996.

(*8) Soren Kierkegaard: Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć. Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa, 1982

(*9) Fryderyk Nietzsche: Tako rzecze Zaratustra. Wydawnictwo BIS, Warszawa, 1990.
 
 

6. MOZART, BEETHOVEN, BACH, WAGNER, STRAUSS I CHOPIN

(*1) Anthony Batman: Muzyka i obyczaje. Forum, 1996,

7 kwietnia, nr 14 (przedruk z The Guardian z 16.III.1996).

(*2) Stefania Łobaczewska: Beethoven. Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków, 1984.

(*3) Albert Schwietzer: Bach. Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków, 1972.

(*4) Alfred Einstein: Mozart. Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków, 1975.

(*5) Milos Forman (reżyser): Amadeusz. Produkcja filmu: Saul Zaentz-Thorn-EMI, 1984.

(*6) G. Schlaug: In vivo evidence of structural brain asymmetry in musicians. Science, 1995, 267, 699-701.

(*7) G. Schlaug: Increased corpus callosum size in musicians. Neuropsychology, 1995, 33, 1047-1055.

(*8) Ernst Krause: R. Strauss. Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków, 1983.

(*9) Andrzej Brodziak: Czym jest ból i przyjemność. Problemy, 1988, nr 3.
 
 

          7. CZŁOWIEK WIELKI, CZŁOWIEK MAŁY

(*1) Roger Highfield, Paul Carter: Prywatne życie Alberta Einsteina. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

(*2) Michael White, John Gribbin: Einstein. Życie nauką. Wydawnictwo Naukowo-Techniczne, Warszawa, 1995.
 
 

           8. WARUNKI SKUTECZNEJ MONOMANII

(*1) Roger Highfield, Paul Carter: Prywatne życie Alberta Einsteina. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.
 
 

9. TRZY RODZAJE CYBORGÓW

(*1) Robert Logno (reżyser): Johnny Mnemonic (scenariusz Willam Gibson). ICE-T-Beat Takeshi, USA, 1995.

a także artykuł:

M.Parowskiego: Zawrót głowy w Newark 2021. Nowa Fantastyka, 1995, nr. 10.

(*2) Norbert Losseu: Prawie cuda - wybitny niemiecki specjalista Rolf Eckmiller mówi o perspektywach neuroprotetyki (biocybernetyki, neuroinformatyki). Forum (przedruk z "Die Welt"), 1996, nr 1.

(*3) Michio Kaku: Hiperprzestrzeń - Wszechświaty równoległe, pętle czasowe i dziesiąty wymiar. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

(*4) Gurney Williams: Mistrz matematyki, geniusz - czy posłaniec boży. Problemy, 1990, nr 5.

(*5) Krzysztof Ciesielski, Zdzisław Pogoda: Najpiękniejszy wzór matematyki. Problemy, 1992, nr 10.

           10. 100 MILIONÓW CURIE I JEDNA SKŁODOWSKA

(*1) Françoise Giroud: Maria Słodowska-Curie. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 1987.

(*2) Marek Wolf: Liczba Drake'a. Wiedza i życie, 1992, nr 7.

(*3) Frank Drake, Dave Sobel: Czy jest tam kto? Nauka w poszu-kiwaniu cywilizacji pozaziemskich. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1994.

(*4) Mieczysław Subotowicz: W poszukiwaniu życia rozumnego we Wszechświecie. Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin, 1995.

(*5) Andrzej Brodziak: Gwiazdy i Ty. Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995.

(*6) Grażyna Repetowska: Te wspaniałe delfiny. Nieznany świat, 1996, nr 5.

(*7) Carl Sagan: Kontakt. Wyd. Express Books, Bydgoszcz, 1991.

(*8) Błękit nieba (Blue sky), reżyser Tony Richardson, Orion Picture Co., 1994.

(*9) Karsten Alnaes: Sabina. Wydawnictwo J. Santorski, Warszawa, 1995.

(*10) Wilhelm Reich: Mordercy Chrystusa. Wydawnictwo J. Santorski, Warszawa, 1995.

(*11) Jurij M. Szczerbakow: Dziesięć lat po Czarnobylu. świat Nauki, 1996, nr 5, 62.

(*12) Zbigniew Jaworowski: Jak to z Czarnobylem było? Wiedza i życie, 1996, nr 5, 24.
 
 

11. FREUD, JUNG I SABINA SPIELREIN

(*1) Alnaes Karsten: Sabina (Powieść biograficzna). Agencja Wydawnicza J. Santorski & Co., Warszawa, 1995.

(*2) B. Minder: Jung an Freud 1905: Ein Bericht über Sabina Spielrein. Gesnerus (Psychiatrische Universitätsklinik Burgholzli (ISSN 0016-9161), 1993, 50, 113-120.

(*3) P. Homans: A secret symmetry: Sabina Spielrein between Freud and Jung. Essay review. Journal of History of Behavioral Sciences, 1983, 19, 240-244.

(*4) John Kerr: A most dangerous method - The story of Jung, Freud and Sabina Spielrein. Alfred Knopf Editing House, New York, 1993.

(*5) Tadeusz Bielicki: Komunizm zapisany w genach. (Wywiad z prof. T. Bielickim przeprowadzony przez Sławomira Zagórskiego). Magazy "Gazety Wyborczej", 1996, nr 20 (168) z 24 maja.

(*6) M. Schroter: Freuds Komitte 1912-1914. Ein Beitrag zum Verstandnis psychoanalitischer Gruppenbildung. PSYCHE (Stuttgard), (ISSN 0033-2623), 1995, 49, 513-563.

(*7) C.J. Groesbeck: C.G. Jung and the shaman's vision. J. Anal. Psychol., 1989, 34, 255-275.
 
 

12. WITKACY A POLE MORFOGENETYCZNE NASZEJ EPOKI

(*1) Wywiad z Ethanem A. Nadelmanem pt.: “Karanie ich nam nie pomoże - Narkotyki towarzyszą ludziom od wieków i nie będzie społeczeństwa wolnego od nich”, przeprowadzony przez Katarzynę Montgomery. Gazeta Wyborcza, 1996, 21 czerwca, str. 7.

(*2) Jean Pol Tassin, Nicolas Witkowski: Cannabis, un stupéfiant á démystifier. La Recherche, 1996, nr 5.

(*3) Andrzej Kokoszka: Tajniki świadomości. Wydawca: Instytut Ekologii i Zdrowia, Kraków, 1993.

(*4) Corry Cimbolic: Drugs. Facts, alternatives, decisions. Wadsworth Publishing Co., Belmont (California), 1985.

(*5) Ralph Abraham, Terence McKenna, Rupert Sheldrake: Zdążyć przed Apokalipsą. Wydawnictwo Limbus, Bydgoszcz, 1995.

(*6) Renee Weber. Poszukiwanie jedności. Nauka i mistyka. Wydawnictwo Pusty Obłok, Warszawa, 1990.

(*7) Roman Warszawski: Wszechświat, który się uczy. Nieznany Świat, 1996, nr 7.

(*8) Irena Jakimowicz: Witkacy. Oficyna Wydawnicza Auriga -Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa, 1987.
 
 

           13. STEPHEN HAWKING

(*1) Jean Marc Hure: Hale-Bopp - la comete du siecle? - dix fois plus grosse que Halley - elle est grosse de promesses. La Recherche, 1995, nr 281, s. 27.

(*2) Jarosław Włodarczyk: Kometa stulecia? Wiedza i życie, 1995, nr 11, s. 6.

(*3) Jarosław Włodarczyk: Kometa Hale-Bopp na celowniku. Wiedza i Życie, 1996, nr 1, s. 6.

(*4) Michael White, John Gribbin: Stephen Hawking - życie i nauka. Wydawnictwo Naukowo-Techniczne, Warszawa, 1994.

(*5) Michio Kaku: Hiperprzestrzeń. Wszechświaty równoległe, pętle czasowe i dziesiąty wymiar. Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

(*6) Bogdan Maciesowicz: Komety ostatnich lat. Postępy Astronomii, 1993, nr 3.

(*7) Andrzej Brodziak: Astronomia i medycyna. Zeszyt wydany z okazji 40-to lecia Planetarium Śląskiego przez V Katedrę i Klinikę Chorób Wewnętrznych Śląskiej Akademii Medycznej, Bytom, ul. Żeromskiego 7. Broszura dostępna w bibliotekach uniwersyteckich.

(*8) Andrzej Brodziak: Gwiazdy i Ty. Wydawnictwo SPAR, Warszawa (ul. żurawia 47, tel. 298929), 1995.
 
 

14. POWIEŚCIOWO-NAUKOWE  SPRZĘŻENIE  ZWROTNE

(*1) Lesław Peters: Zamieszać Słońce - rozmowa z astrofizykiem Hubertem Reeves. Przekrój, 1996, nr 2.

(*2) Peter Lennon: Bóg istnieje - wśród fizyków, zapanowała moda na tropienie Boga. Przedruk z "The Guardian" w Forum, 1995, nr 22.

(*3) Michio Kaku: Hiperprzestrzeń - Wszechświaty równoległe, pętle czasowe i dziesiąty wymiar. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

(*4) Stephen Hawking: Czarne dziury i wszechświaty niemowlęce. Wydawnictwo Alfa, Warszawa, 1993.

(*5) Igor Nowikow: Czarne dziury i wszechświat. Prószyńki i S-ka, Warszawa, 1995.

(*6) Roman Warszawski: Sensacyjna wypowiedź dla prasy wybitnego fizyka Stephena Hewkinga o UFO i innych niezwykłych zjawiskach - NOLE i ich piloci przybywają do nas z naszej własnej przyszłości lub innych istniejących równolegle Wszechświatów - twierdzi autor "Czarnych dziur i wszechświatów niemowlęcych". Nieznany świat, 1995, nr 3.

(*7) Pierre Lagrange: Extraterrestres, scientifiques et médias. La Recherche, 1995, nr 280.

(*8) Kazimierz Bzowski: Incydent w Roswell. Szyderczy chichot historii. Nieznany świat, 1996, nr 1.

(*9) S. Kramer (reżyser filmu): "Ostatni brzeg". Adaptacja powieści Nevila Shunte'a pt.: "On the beach", 1959.

(*10) Andrzej Brodziak: Rozdział pt.: “Zdjęcia przestały być dowodem, co nie znaczy, że Związek Plejadański nie istnieje” w książce pt: Gwiazdy i Ty. Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995.

(*11) Andrzej Brodziak: Fantazje, które leczą. Wydawnictwo: Komitet Organizacyjny Konferencji PSYCHO-MEDYCY-NA’93 - V Katedra i Klinika Chorób Wewnętrznych Śl. Akad. Med., Bytom, ul. Żeromskiego 7 (Książka dostępna w głównych bibliotekach naukowych).

(*12) Andrzej Brodziak: System wydarty z brzucha historii. Szaman - Człowiek, zdrowie, natura, 1995, nr 8.

(*13) Andrzej Brodziak: Jaka jesteś, jaka chciałabyś być - czyli windowanie enneagramiczne. Szaman - Człowiek, zdrowie, natura, 1995, nr 10.

(*14) C.G. Jung: Rozdzial pt.: “Nowoczesny mit o rzeczach, które widuje się na niebie” w książce pt.: “Archetypy i symbole”, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa, 1981.

(*15) Gérard Klein: Archéologie des soucoupes volantes. Les recits concenant les extraterrestres sont issus de sain es lectures. La Recherche, 1996, nr 5.

(*16) Francis Crick: Istota i pochodzenie życia. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 1992 (w oryginale “Life itself, its origin and nature”, 1981).

(*17) John R. Searle: Deux biologistes et un physicien en quete de l’ame - Crick, Penrose et Edelman passes au scalpel de la critique philosophique. La Recherche, 1996, nr 5.

(*18) Andrzej Brodziak: Szalony lot w nieskończoność. Szaman - Człowiek, zdrowie, natura, 1993, nr 7.

(*19) Andrzej Brodziak: Pamięć neuronalna i istota wyobrażeń. Pol. Tyg. Lek., 1986, 41, 771.

(*20) Andrzej Brodziak: Pojęcia łączące neurofizjologię i psycho-logię lekarską. Przeg. Lek., 1987, 9, 655.

(*21) Andrzej Brodziak: Engram pamięciowy i istota wyobrażeń. Problemy, nr 6.

(*22) Andrzej Brodziak, Marianna Ryś: The unit of neural networks modelling recall of mental images by oscillations of feedback, caused by change of set-point signal. Problemy Techniki Medycznej, 1990, 21, 30.

(*23) Andrzej Brodziak: Czym jest ból i przyjemność. Problemy, 1988, nr 3.

(*24) Andrzej Brodziak: Czy integrowanie nauk o mózgu jest nam potrzebne? - czyli jak uniknąć nowych wojen z inno-wiercami? Przegląd Lekarski, 1994, 51, 6.
 
 

15. CZYŻBY SIEĆ PRYWATNYCH POWIĄZAŃ STEROWANA PRZEZ SAMEGO RA?

(*1) Jan Garewicz: Schopenhauer. Wiedza Powszechna, Warszawa, 1988.

(*2) Robert Nye: Pamiętnik Lorda Byrona. Wydawnictwo Marabut, Gdańsk, 1996.

(*3) Jerzy Jarniewicz: Kamerdynerzy historii (Omówienie biografii w g. p. *2). Dodatek “Książki” (nr 9(54)) do “Gazety Wyborczej”, 1996, 19 czerwca.

(*4) Zbigniew Kuderowicz: Nietzsche. Wiedza Powszechna, Warszawa, 1990.

(*5) Ludwig Hüttel: Ludwig II - König von Bayern. Goldmann Verlag (Bertelsmann), München, 1990.

(*6) Let’s go - Przewodnik turystyczny “Niemcy, 1994, Let’s Go-Co.

(*7) Joachin Köhler: Tajemnica Zaratustry - Fryderyk Nietzsche i jego zaszyfrowane przesłanie. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław, 1996.

(*8) Tadeusz Komendant: Ten pedał Nietzsche (Omówienie biografii w g. p. *7). Dodatek “Książki” (nr 9(54)) do “Gazety Wyborczej”, 1996, 19 czerwca.

(*9) Guy Lyon Playfair, Scott Hill: Cykle nieba. PIW, Warszawa, 1984.

(*10) Erich von Däniken: Objawienia. Wydawnictwo Prokop, Warszawa, 1995.

(*11) Karsten Alnaes: Sabina (Powieść biograficzna). Agencja Wydawnicza J. Santorski & Co., Warszawa, 1995.

(*12) Andrzej Brodziak; Gwiazdy i Ty. Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995.

(*13) Françoise Giroud. Maria Skłodowska-Curie. PIW, Warszawa, 1987.

(*14) Elisabeth Nesme-Ribes, Sallie L. Baliunas, Dimitrij Sokołow: Gwiezdne Dynamo. Świat Nauki, 1996, nr 10, s.30.

(*15) F.J. Lucatelli, E.J. Pane: [Is there a correlation between cosmophysical factors and emergence of manic-depressive psychosis?] Biofizyka, 1995, 40(5):1020-1024.
 
 

           16. POSŁOWIE

(*1) Michael Hart: 100 postaci, które miały największy wpływ na dzieje ludzkości - ranking. Wydawnictwo PULS (Świat Książki). Warszawa, 1992.

(*2) Andrzej Brodziak: Rozdział pt.: “Narodziny człowieka jako zakończenie teletransmisji w paśmie (poza)elektromagne-tycznym” w książce pt.: “Gwiazdy i Ty”, Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995.

(*3) Andrzej Brodziak: Kartusze osobiste. Szaman - Człowiek, zdrowie, natura, 1995, nr 6.